"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

poniedziałek, 8 września 2008

"Ogród Luizy" i "Rezerwat"

Ostatnio obejrzałam dwa polskie filmy: „Ogród Luizy” i „Rezerwat”. Dwa zupełnie różne filmy, różne pod względem treści i wrażeń, jakie wywierają na potencjalnych widzach.


„Ogród Luizy” wyreżyserował Maciej Wojtyszko. Jak dla mnie to twórca niezapomnianej książki z dzieciństwa pt. „Bromba i inni”. I znałam go raczej z twórczości dla dzieci, niż z filmów, a z tego, co się zorientowałam, to imał się on reżyserii różnych telewizyjnych seriali, niekoniecznie z wyższej półki. Sam film „Ogród Luizy” oglądało się ciekawie, ale od połowy filmu zaczęło wiać naiwnością i groteską. Bo treść filmu mało wiarygodna, do scenariusza mam spore zastrzeżenia. Tu zauważę, że scenariusz napisał Witold Horwath, a kiedyś zdarzyło mi się sięgnąć po jego książkę o dziwnym tytule „Ptakon”. Na sięgnięciu się skończyło, bo po kilkunastu stronach książka wróciła na półkę, a ja zupełnie nie potrafiłam pojąć, o co autorowi w niej chodzi. Pewnie mało inteligentna jestem. Ale wracając do filmu i treści, to łatwo ten film streścić. Oto młody, przystojny i bogaty gangster Fabio szykuje sobie przed zleceniem alibi i trafia do szpitala psychiatrycznego, gdzie poznaje Luizę, zamkniętą tam przez ojca, miejscowego polityka, z uwagi na chorobę, coś w stylu schizofrenii. No i rodzi się uczucie. No i Fabio porywa ze szpitala Luizę, ta wdzięczy się do niego w przesłodki sposób. To tyle o treści, zakończenie jest jeszcze mniej poważne. Film zupełnie pozbawiony dla mnie głębszej treści, ani nawet logiki. Ot, taki prosty film o niecodziennej miłości gangstera rodem z polskiej prowincji i eterycznej dziewczyny, która miewa dziwne wizje. Myślę, że nawet gra sympatycznego Marcina Dorocińskiego nie ratuje filmu, ja o tym filmie mogę powiedzieć, że to kiepski i tandetny film dla nastolatek wierzących w szlachetnych gangsterów, którzy kiedyś się zjawią i zabiorą je do lepszego świata.


A „Rezerwat”? Gdybym miała wybierać i polecać polskie filmy, to „Rezerwat” Łukasza Palkowskiego bije na łeb wszystkie, jakie ostatnio oglądałam. Pokuszę się o stwierdzenie, że jest przeuroczy pomimo swej brzydoty. A brzydota ta, to przede wszystkim sfera werbalna filmu. Dla delikatnych uszu ten film może być jednym długim zdaniem, dość często przerywanym słowami na k..., ch..., itp., itd. Ale akurat takie nagromadzenie słów powszechnie uznawanych za wulgarne, jest w tym filmie jak najbardziej na miejscu. Bo film opowiada o mieszkańcach współczesnej Pragi, dzielnicy Warszawy. A Praga każdemu przecież kojarzy się z menelami, ulicznymi grajkami i ogólną degrengoladą moralną. Więc Praga z „Rezerwatu” to ludzie non stop popijający wino patykiem pisane, to obdrapane, popadające w ruinę kamienice i ludzie żyjący w swym małym grajdołku z dnia na dzień. Bohaterowie filmu, przede wszystkim autentyczni mieszkańcy Pragi, tworzą wspaniały obraz tej barwnej dzielnicy.
W takiej okolicy mieszkanie znajduje młody fotograf, któremu trafia się zlecenie na fotoreportaż z Pragi. I cała akcja filmu kręci się wokół fotografii. A dla fotografa Marcina Wilczyńskiego, rudego chłopca, który kradnie mu aparat i robi rewelacyjne zdjęcia oraz fryzjerki Hanki B. Praga i jej specyficzny mikroklimat, to swoiste miejsce na otrząśnięcie się z życiowego marazmu. Bo pojawienie się na Pradze Marcina zmieni im wszystkim życie, przewartościuje spojrzenie na siebie, drugiego człowieka i miejsce, gdzie przyszło im żyć. Film jest ciepły i mimo trochę cukierkowatego happyendu, wywiera niesamowite wrażenie. Ale przecież komedie nie mogą się smutno kończyć.
(Acha, a usłyszany - na płycie w dodatkach - dowcip o żabie robiącej mostek to dla mnie majstersztyk)

4 komentarze:

  1. "Rezerwat" przestraszliwie mi się podobał. Za całokształt. Za starą Pragę, którą troszeczkę znam. Za świetną Sonię Bohosiewicz, która w końcu doczekała się odkrycia poza Krakowem. I oczywiście za Karolaka w jakże odmiennej od dotychczasowych kreacji dresa - menela. Acha i jeszcze za Dziurmana. Za klimacik. Za śmiech i mnóstwo zadumy. Pałkowski dał mi odrobinę nadziei w polskie kino ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Rezerwat" i mnie się podobał, jeden z lepszych filmów, jakie w ostatnim roku widziałam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za recenzję. Rezerwat oglądałam i oczarował mnie, mimo iż jest według mnie lekko zakłamany. No, ale w koncu to film, więc nie można wymagać 100% prawdy i autentyczności. Jeszcze zapewne nieraz sięgnę do tego filmu.Oglądając go chwilami miałam wrażenie, że nie jest to polski film.. Ogrodu Luizy nie oglądałam i stąd moje podziękowania. Od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy warto poświęcić czas na ten film. Już wiem, że nie... Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  4. Ogrodu Luizy nie oglądałam, ale widzę, że nie ma czego żałować.
    Za to Rezerwat również bardzo mi się podobał. Fakt, że jest to film i oddaje jedynie część realiów, ale jednak przedstawia coś z klimatu warszawskiej Pragi. I mnie również nie raziły przekleństwa.

    e.milia

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.