"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

"Szklana huta" - Daniel Odija


Biorąc do ręki „Szklaną hutę” Daniela Odiji nie wiedziałam, że biorę tom opowiadań. Czytając pierwsze rozdziały – opowiadania usiłowałam sobie tworzyć historię jednego mężczyzny, który opowiada o swoim życiu. W połowie książki miałam dziwne uczucie, że coś mi nie gra. Pod koniec książki już wiedziałam, że każdy kolejny rozdział, to odrębne opowiadanie. Ale jakby dotykające tego samego tematu, w którym bohaterem jest wciąż ten sam mężczyzna. Raz młody, raz starszy, ale wciąż ten sam człowiek.
„Szklana huta” to opowiadania o ludziach poszukujących pracy, imających się różnych zajęć, zdeterminowanych przez obowiązki i odpowiedzialność. Czy młody mężczyzna szukający pracy, aby utrzymać żonę i małe dziecko, czy starszy mężczyzna filmujący przyjęcia weselne, czy robotnik fizyczny w przepoconym podkoszulku, to obraz wciąż tego samego kraju. Kraju, który nie daje zbyt wielu szans, kraju, który zmusza ludzi do kombinowania, do wyjazdów za ocean za chlebem, do upijania się z radości i ze smutku. Historie, jakie zebrał w tym tomie Odija, to gorzka prawda o nas, o Polakach. Przez absurd przemawia gorycz, przez gorycz obojętność. Humor miesza się tu z ironią, ironia powoduje zadumę, zaduma zaczyna doskwierać.

A opowiadane historie podobno działy się naprawdę. To życie samego pisarza, jego krewnych i znajomych. Odija obserwuje i umiejętnie to życie przelewa na papier.

„Świat niech się rozpada na ulotne kawałki, a każdy z kawałków niech zostawia za sobą zapach i nie ma znaczenia, czy coś rzeczywiście się zdarzyło czy nie, bo skoro o tym mówimy, to pewnie jest i zdarzyło się, bo opowieścią powołaliśmy zdarzenie do życia. Niech czas zatacza koło i gdy tylko zechcemy, bądźmy młodzi albo starzy, i niech nam starość nie przeszkadza. Dobrze byłoby osiągnąć zdolność rozjaśniania nawet najciemniejszej nocy i nie żadną zapałką czy żarówką, ale sobą samym i nawet największym bólu umieć dostrzegać przyjemność.”

Do tej pory jedynymi opowiadaniami, które lubiłam, były opowiadania Marka Hłaski i chyba tak pozostanie. Odija swoimi opowiadaniami nie zachwycił mnie tak, jak poprzednią swoją książką „Tartak”. Czegoś mi w nich brakowało, a nieco męczący styl pisania spowalniał tempo czytania. Spisane historie nie są ani oryginalne, ani odkrywcze, ale chyba refleksja, z jaką po lekturze człowiek zostaje, czyni „Szklaną hutę” wartą zainteresowania. Śmiech przez łzy, gorzkie prawdy o życiu ukryte w żartobliwych komentarzach, drwina z sytuacji godnych pożałowania. Oto, co wynika ze „Szklanej huty”.

Zdecydowanie jednak wolę powieści niż opowiadania, za szybko się kończą.

5 komentarzy:

  1. Mam te opowiadania na półce od ponad roku, ale coś mnie nie ciągnie ;) Po Twojej recenzji jeszcze mniej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zwykle jestem pesymistycznie nastawiona do opowiadań, bo zawsze obawiam się niedopowiedzeń, niedosytu, niedopełnienia.
    Jednakże od czasu do czasu sięgam po taką formę lektury.
    Jednak do "Szklanej huty", podobnie jak Lilithin, nie ciągnie mnie. Po Twojej recenzji, ale też ze względu na taki 'metalurgiczny' tytuł.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Matylda widzę, że nie tylko ja jestem taka gapa :] Miałam tak samo z "Tłumaczem chorób" Jhumpy Lahiri.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zosik. W podtytule powinno być napisane: opowiadania, wtedy widziałabym, co biorę do ręki ;))
    A jeśli wcześniej nie zajrzę w czeluści internetu i nie poczytam o czymś, to niby skąd mam wiedzieć, że to są opowiadania. Tak było w przypadku tej książki. Nie czytałam wcześniej w necie, co to jest. No i wyszła za mnie .. gapa ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Długo nie zaglądałam na net i teraz przeczytałam jednym tchem wszystkie recenzje, które tymczasem umieściłaś na blogu. Prócz Koraliny żadnej z tych książek nie czytałam, ale chciałam napisać, że bardzo mi się podoba, że tyle recenzujesz (i czytasz:)) najnowszej polskiej prozy. Ja często bym chciała po coś sięgnąć, ale przyznam się, że mam uprzedzenia. Boję się, że trafię na jakiś niestrawny bełkot "w stylu" Masłowskiej (nie żebyś mnie źle zrozumiała - sama Masłowska bardzo mi się podobała, nie lubię jej epigonów).
    Dzięki tobie myślę, że na pewno sięgnę po Kuczoka i Odiję. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.