"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

środa, 1 lutego 2012

"Nagi cel" - Adam Wiśniewski-Snerg

Wyobraź sobie, że lecisz samolotem. Obok ciebie siedzi młody mężczyzna, który nagle w rozmowie z tobą mówi, że umrze tu za kilka minut. Jakbyś się zachował? Co byś pomyślał? Sądzę, że ja przestraszyłabym się, mogłabym nawet wpaść w lekką panikę. Pomyślałabym, że mam do czynienia z osobą chorą, albo może z terrorystą-samobójcą. Na pewno nie chciałabym znaleźć się w takiej sytuacji. Strach to coś, czego nie lubię. Jeśli mam zginąć, to szybko, nie będąc przygotowaną na to.

Do tej refleksji skłonił mnie Adam Wiśniewski-Snerg. Zamknęłam jego książkę „Nagi cel”, położyłam przed siebie i przyglądałam się okładce. Seria książek Snerga wydana kilka lat temu przez wydawnictwo Słowo/obraz terytoria wzbudza zachwyt takich osób jak ja. Obrazy Zdzisława Beksińskiego idealnie komponują się z treścią książki. Zastanawia mnie czy obaj panowie znali się, czy Beksiński czytał Snerga, czy Snerg znał obrazy Beksińskiego. Dostrzegam w ich twórczości elementy wspólne, zamiłowanie do podobnej estetyki, identyczne spojrzenie na naturę człowieka. Zarówno w obrazach Beksińskiego jaki i książkach Snerga znajduję swoje własne lęki, pragnienia, emocje, których nie daję rady utrzymać na wodzy. Dlatego tak dobrze czuję się mogąc karmić swoją wyobraźnię ich wizjami.

Antoni Suchary bohater „Nagiego celu” opowiada o tym, co go spotkało. Relacjonuje swoją historię, próbuje wniknąć w świat, który nagle go wchłonął. Sam Snerg powiedział, że wszystkie jego książki „dotyczą losów tej samej istoty ludzkiej, zakładającej różne maski”. Coś w tym jest. Powieść pisana w pierwszej osobie liczby pojedynczej wydaje się autentyczniejsza, bardziej osobista, bardziej intymna. Ten sam bohater w wielu książkach, przybierający różne maski, staje się kimś bliskim, kimś, kogo dobrze znamy.

W „Nagim celu” Suchary opowiada o tajemnicy Dachu Świata, którą poznał dzięki temu, że obok niego w samolocie usiadł pewien niezwykły mężczyzna. Ten mężczyzna jednym strzałem na wysokości 12 100 metrów sprawił, że Antoni Suchary dowiedział się, „czym w swej istocie jest śmierć” i przeniósł go w XCVI wiek.

„Podróż w czasie? – powtórzył Nuzan. – Nie! Chyba tylko w takim sensie, w jakim dwudziestowieczny widz kinowy przenosi się w czasie, gdy po wyświetleniu filmu o wojnie trojańskiej dostrzega biały ekran w miejscu, gdzie pływały okręty starożytnych Greków, wokół siebie zaś widzi ludzi powstających z foteli – słowem, kiedy w jednej chwili powraca do swojej epoki. Samolot, którym lecieliśmy, należał do roku 1978. Po moim samobójstwie (i po zabójstwie – jeśli o ciebie chodzi) otoczyły nas realia 9591 roku. Już raz ci mówiłem, że wszystkie lądy i morza zabudowane są zwartymi konstrukcjami. Ten jednolity gmach rozciąga się wokoło całej kuli ziemskiej i wznosi aż do wysokości dwunastu kilometrów, gdzie go pokrywa gładka sfera Dachu Świata. Jego powierzchnia jest jednym wielkim kinoplanem – to znaczy placem widowiskowym, na którym stłoczone w głębi gmachu miliardy mieszkańców naszego globu mogą niekiedy przeżywać różne rzeczywiste historie. Ukryty pod pancerzem mechanizm fabryki snów na jawie materializuje tutaj większość fabularnych stereonów. Przestrzeń tuż ponad Dachem Świata wypełniają prostopadłościenne bloki o wysokości pięćdziesięciu metrów. Mają one w podstawie długość dwunastu i szerokość stu metrów. Są niewidzialne dla ludzi przechodzących korytarzami. Jeden trójwymiarowy ekran zajmuje całe wnętrze prostopadłościanu, lecz takich ekranów w każdym bloku jest dziewięćdziesiąt, dlatego muszą one przenikać się wzajemnie. Akcja oglądanego przez nas stereonu – wskazał przestrzeń dookoła siebie – toczy się w roku 1957. Taką datę odczytałem na tablicy informacyjnej, kiedy zajmowaliśmy stanowisko wyjściowe siedemdziesiątego ósmego ekranu. (...)”

Fabuła „Nagiego celu” jest dość skomplikowana. Niby Suchary znajduje się na dobrze znanej włoskiej wyspie Capri, niby chodzi po miasteczku Sorrento, niby odwiedza pobliski Neapol, a jednak w rzeczywistości stworzonej przez Snerga nic nie jest proste, ani zwyczajne. Snerg znów przekonuje czytelnika o iluzji świata, w którym żyjemy. Mówi wprost, że projekcja, w której bierzemy udział, jest subiektywną wizją świata, niekoniecznie znajomą dla przechodzącego obok nas drugiego człowieka. Koncepcja filmu wyświetlanego dla poszczególnego widza, olbrzymia wiarygodność i wręcz trójwymiarowość planu filmowego powodują, że człowiek jest przekonany o autentyczności życia. Snerg próbuje nas przekonać, że to wszystko, co widzimy dookoła siebie, jest złudne. Że bierzemy udział w zaplanowanej i kontrolowanej adaptacji życia. W świecie stworzonym przez Snerga kompozycja życia przypomina zdjęcia filmowe. Niezwykła rzeczywistość otoczenia jest zbiorem obrazów, do którego należą przenikające się wzajemnie wizje różnych filmów.

Bohater „Nagiego celu” ma za zadanie odnaleźć dwie młode terrorystki i dowiedzieć się, w jakim włoskim mieście ma wybuchnąć bomba jądrowa. Zapewniam, że to zadanie wcale nie jest łatwe, biorąc pod uwagę możliwość szybkiej zmiany miejsca i przenikanie się wizji rzeczywistości. Czy podoła temu zadaniu i co odkryje Suchary?

Tym, co mnie przekonuje do prozy Snerga, jest metafizyczne spojrzenie na rzeczywistość. Fascynuje mnie jego wizja świata, w którym człowiek jest cholernie słabą istotą, jednakże nie poddającą się mechanizmom rządzącym tymże światem. Intryguje mnie jego filozoficzne rozwijanie motywu człowieka próbującego rozwiązać tajemnicę naszego bytu. Czy Snerg był pesymistą? Wspomina z jednej strony o „nieśmiertelnej między mirażami duszy”, która jest jedynym pewnym elementem, którego człowiek powinien się trzymać. Ale z drugiej strony postanowił sam sobie odebrać życie, więc w jego duszy musiał panować olbrzymi niepokój.

Dostrzegam w jego prozie, oprócz dość przygnębiającej wizji człowieka samotnego, refleksje na temat jakości życia. Na ile my sami mamy wpływ na jego kształt, a na ile jest ono zdeterminowane przez „fikcyjne cienie świata”. Ta opuszczona i bezludna unosząca się w przestrzeni wyspa z wizji Beksińskiego jest bardzo wymowna. To łatwy cel. Nagi cel, który łatwo zniszczyć. Wystarczy o nim zapomnieć, a umrze sam. Wystarczy ją pominąć, usunąć z planu, wyrzucić ze scenariusza…

4 komentarze:

  1. "...a jednak w rzeczywistości stworzonej przez Snerga nic nie jest proste, ani zwyczajne..." I tu się zgadzam w zupełności.

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie czytałam, więc mogę pokiwać główką... a w samolocie, za każdym razem mam takie myśli...

    OdpowiedzUsuń
  3. coraz mocniej zachęcasz mnie do prozy Snerga. Kompletnie mi nieznanej, ale w tematyce dosc chyba bliskiej. No i te okładki Beksińskiego - chyba podobnie jak Ty odnajduję się w tych obrazach...

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej. Skomentowałaś u mnie i zerknąłem, a tutaj jeden z moich ulubionych autorów! Nagi cel jest genialny, podobnie zresztą jak inne jego książki. "Robot" i "Według Łotra" to lektura obowiązkowa. W którymś z dawnych numerów Fantastyki czytałem bardzo ciekawy artykuł o nim. Fascynująca osoba. Pamiętam, jak ktoś z jego znajmych wspominał, jako atrakcję, sztuczkę, którą Snerg czasami pokazywał - siłą woli na odległość potrafił rozbijać szklanki. Był też filozofem, rozwinął własną teorię rzeczywistości, ale to już długi temat jest:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.