"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

wtorek, 15 grudnia 2009

"Dom zły"


Od tygodnia zbieram się do napisania o filmie Wojciecha Smarzowskiego „Dom zły”. Głośno o nim i jest chwalony. Więc i ja podzielę się swoimi wrażeniami. Chciałabym napisać choć kilka mądrych słów. Ale za każdym razem, gdy próbuję sklecić coś mądrego, trafiam na pustkę w mojej głowie. Bo film jest ciężki w odbiorze. Warstwa humorystyczna niekiedy wyprzedza warstwę tragiczną, a treść staje się nieznośnie przewidywalna.
Historia jest prosta. Jest rok 1982 i milicja próbuje zrekonstruować wydarzenia, jakie miały miejsce pewnej zimy cztery lata wcześniej w bieszczadzkich Lutowiskach. Dokonano morderstwa i więzień/podejrzany Edward Środoń przedstawia milicjantom wersję zdarzeń. Milicjanci, nie potrafiący się obejść bez rozgrzewającej wódki, ustalają, co następuje: w zimie 1978 roku w domu Dziabasów doszło do podwójnego morderstwa. Ale zanim doszło do morderstwa, Edward Środoń i Zdzisław Dziabas rozkoszowali się pędzonym w tajemnicy przez Dziabasa bimbrem. A jak jest alkohol, to pojawiają się mądre pomysły. Wiadomo, Polak potrafi, szczególnie będąc w stanie wskazującym na spożycie...

To wstęp i szybkie streszczenie filmu, bo treść akurat nie robi wrażenia i mogę sobie pozwolić na zdradzenie wielu szczegółów. Wrażenie robi sposób zaprezentowania tej prostej historii. Dwie warstwy czasowe, które pojawiają się na ekranie, są ze sobą połączone, wiadomo jaką treścią. Raz oglądamy autentyczne zdarzenia z roku 1978, widzimy Środonia i Dziabasa, których przyjaźń rośnie proporcjonalnie do ilości wypitych trunków. A za chwilę widzimy momenty, rekonstruowania przez coraz bardziej pijanych milicjantów, tamtego feralnego wieczoru, w którym doszło do zabójstw. Odpowiedź na pytanie, kto tak naprawdę zabił, pojawia się w odpowiednim momencie, by spiąć w całość i wyjaśnić widzowi dramatyzm przedstawionej historii. Aczkolwiek jest ona stopniowo ukazywana widzowi i momentami wyprzedza właściwy moment jej przedstawienia.

Słowa, które idealnie oddają prawdę o tym filmie, to: śmiech przez łzy. Dodałabym gorzki śmiech przez łzy. Choć prawda w oczy nie kole. Prawda o czasach, o ustroju, o ludziach... Komunizm, jaki był, każdy wie. Jak pracowała Milicja Obywatelska, też wiadomo. O tym, że zawsze należało znaleźć jakąś ofiarę, by oddalić podejrzenia i jeszcze bardziej śmierdzące tropy, w które byli zamieszani wysoko postawieni działacze partii, to też prawda wszystkim znana. I te prawdy mamy w filmie objawione, wcale nie jako nowość, ani też coś odkrywczego. Na ogólną wartość tego filmu nie składają się te prawdy. Wartościowa nie jest również sama historia. O wartości „Domu złego” stanowią tylko artystyczne walory: znakomita gra aktorska, sposób ujęcia tematu i ukazania go od dwóch stron, zdjęcia budujące nastrój grozy i to coś, co w moim przypadku było jakby trafieniem mnie w najczulszą część mojej wrażliwości. Bo pod koniec filmu czułam się, jakby ktoś mnie mocno kopnął. Taki moralny kopniak. Albo takie złapanie za gardło i niemożność zaczerpnięcia powietrza. Coś mną potrząsnęło. Może to tragizm postaci. Może tragizm czasów. A może bezsilność wobec zła, w które mogę zostać uwikłana. Bo nigdy nie wiadomo, do jakiego domu wejdę w gości. Strach przed losem, strach przed przyszłością.
Film warto zobaczyć.

Czy udało mi się napisać coś mądrego, osądźcie sami.
Aha. Porównanie do filmu „Fargo” braci Coen jest jakimś niesmacznym żartem. Absolutnie się z tym nie zgadzam. A co do Q. Tarantino, to życzę, by ten film wpadł mu kiedyś w ręce.

9 komentarzy:

  1. gdybym mógł pójść do kina, to wybrałbym się baardzo. Na Dom zły i Rewers,

    bo ja lubię polskie kino


    czasami:)

    OdpowiedzUsuń
  2. o kurcze ,ale mi zrobłaś wielkiego smaka!!!!!
    ja również muszę zaliczyć Rewers i Dom zły !
    koniecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. zapatrujemy się na Dom zły ... ale u nas, na wsi;) dziękuję Matyldo za tę recenzję, zachęca!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się - film absolutnie porażający.

    OdpowiedzUsuń
  5. no bardzo chę się wybrac na ten film:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Obejrzeć wypada, dlatego mam taki zamiar, bo to jeden z ważniejszych filmów tego roku. Po recenzji jestem spokojny, że przynajmniej przyzwoicie będzie, z dużymi nadziejami na coś więcej :)
    Pozdrawiam,
    Pawcio

    OdpowiedzUsuń
  7. Na pewno jest to trudny film , fajnie że o nim napisałaś.

    OdpowiedzUsuń
  8. Smarzowski w pewien sposób się powiela - znowu element zbrodni, motyw siekiery pojawia się równie często jak w nakręconej 11 lat temu "Małżowinie". Dziwny to film... Moja intuicja podpowiada mi, że reżyser ma jakieś traumatyczne przeżycia związane z tego typu zdarzeniami...

    OdpowiedzUsuń
  9. Bez wątpienia jeden z najlepszych filmów jakie widziałem w ubiegłym roku. Chyba nawet cenię go bardziej niż "Rewers", choć ten ostatni też przecież znakomitym filmem jest.
    Smarzowski ma niesamowite wyczucie kina, co udowodnił już wcześniej swoim fantastycznym "Weselem". Jakże jestem ciekaw jego następnego filmu.

    PS. Nie tak dawno napisałem o tych filmach u siebie. Dobrze jest skonfrontować swoje zdanie z opinią innych.
    PS2. Cieszę się, że znalazłem Twoją ciekawą stronę :)

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.