Z dużą dozą ostrożności i nieskrywanym sceptycyzmem podeszłam do książki „Neapol, moja miłość” Penelope Green. Obawiałam się sentymentalnej opowieści, lektury naiwnej i lekkiej do przesady. A tymczasem zostałam bardzo mile zaskoczona i sama sobie nie dowierzam, że ta lektura sprawiła mi mnóstwo przyjemności. Tak, tak! Sięgając po tą książkę myślałam sobie, że nie znajdę tu nic pozytywnego i otrzymam to, czego się spodziewam. Jednakże muszę być szczera przede wszystkim przed samą sobą i przyznać się, że naprawdę „Neapol, moja miłość” to całkiem przyjemna książka.
Nie czytałam pierwszej książki Penelope Green - „Rzymskie dolce vita”, znajomość z tą panią rozpoczęłam zupełnie przypadkowo. Co poniektórzy wiedzą, że książkę wygrałam na facebookowej stronie wydawnictwa Prószyński i S-ka. Teraz mam ochotę na tą rzymską opowieść i nie będę ukrywać, że już za książką się rozglądam.
Może właśnie z racji, że nie czytałam wcześniejszej książki Green i nie mam porównania, jestem zadowolona i mogę z czystym sumieniem polecić tą książkę. Traktuję „Neapol, moją miłość”, jako lekturę, którą nie tylko łatwo i przyjemnie się czyta, ale przed wszystkim, jako źródło całej masy wiadomości o Neapolu. Jako, że nigdy wcześniej nie interesowałam się Włochami, ani tym bardziej samym Neapolem, moja wiedza w trakcie lektury poszerzyła się istotnie. Z czego się cieszę!
Powinnam napisać, że właśnie taki sposób opowiadania o mieście, jak zrobiła to ta australijska pisarka, dociera do mnie absolutnie i sprawia, że mam podwójną przyjemność. Po pierwsze: mam przyjemność z obcowania z literaturą piękną. Bo jakby nie było, jest to beletrystyka! Po drugie: mam możliwość dowiedzieć się rzeczy, których wcześniej nie znałam. Nie czytuję przewodników turystycznych, bo nie mam potrzeby. I nie sądzę, bym z jakiegokolwiek przewodnika dowiedziała się tylu interesujących faktów o Neapolu.
A z książki Penelope Green dowiedziałam się naprawdę mnóstwo o samym Neapolu. Fakt, że jest to subiektywna relacja, może i momentami trąci babskim czytadłem, ale w ogólnym rozrachunku książka broni się sama. Bo nie jest to zwykła opowieść o młodej Australijce, która przeprowadza się z rodzimej Australii wpierw do Rzymu, a potem do Neapolu, gdzie wiedzie żywot dziennikarki, która przekroczyła już trzydziestkę, a na widoku nie ma żadnego kandydata na męża. Nie! Ta opowieść jest przeplatana wiedzą, którą ta Australijka zdobywa, by poznać miasto, w którym przyszło jej mieszkać. Ona chce wczuć się w to miasto, poznać jego dobre i złe strony. Poznaje jego historię. Poznaje mieszkańców Neapolu. Poznaje kuchnię i pobudza kubki smakowe czytelnika, nie tylko pizzą. Żyje w mieście opanowanym przez neapolitańską mafię – kamorrę i próbuje poznać historię tejże mafii. Jako dziennikarka interesuje się współczesnymi problemami miasta, np. biedniejszymi dzielnicami, w których do niedawna nie było szkół, czy zanieczyszczeniem miasta śmieciami i problemem wywozu ich z miasta.
Właśnie opisem zwyczajnego życia w Neapolu Penelope Green mnie ujęła. I to w Neapolu zaledwie sprzed kilku lat. W życiu nie sądziłam, że to sławne miasto boryka się z takimi problemami. Że jest jednym z biedniejszych miast Włoch. Że panuje tam taka przestępczość i prawie całe miasto jest w rękach kamorry.
Zawsze po skończonej lekturze zastanawiam się, jak ona na mnie oddziaływuje. Jeśli jestem w błogim zawieszeniu, książka poruszyła moją duszę. Jeśli odczuwam satysfakcję, to książka poszerzyła moją wiedzę. W przypadku książki „Neapol, moja miłość” odczuwam satysfakcję. I to wystarczy, bym lekturę zaliczyła do udanych.
Ale, żeby nie było za słodko, muszę się jednak na coś poskarżyć. Na 18 stronie, a więc na starcie, przeczytałam zdanie, które mnie wprawiło w szyderczy śmiech:
„Na peronie zauważyłam grupę siedzących na betonowym murku Polek ze złotymi zębami”.
No dosłownie mnie zatkało. Przecież te sławne złote zęby są kojarzone z Rosjankami, czy też Ukrainkami! Ale żeby z Polkami!? Znacie jakąś Polkę, która w latach 2004-2007 miałaby złote zęby??? No mój szyderczy śmiech zamienił się gorzkie politowanie. Czy to nieuwaga Pani tłumaczki, czy też sama Penelope Green ma o nas takie mniemanie? Ja protestuję! Ta zniewaga przeprosin wymaga!
Dziękuję za uwagę i zapraszam do lektury „Neapolu, mojej miłości” Penelope Green.
Nie czytałam pierwszej książki Penelope Green - „Rzymskie dolce vita”, znajomość z tą panią rozpoczęłam zupełnie przypadkowo. Co poniektórzy wiedzą, że książkę wygrałam na facebookowej stronie wydawnictwa Prószyński i S-ka. Teraz mam ochotę na tą rzymską opowieść i nie będę ukrywać, że już za książką się rozglądam.
Może właśnie z racji, że nie czytałam wcześniejszej książki Green i nie mam porównania, jestem zadowolona i mogę z czystym sumieniem polecić tą książkę. Traktuję „Neapol, moją miłość”, jako lekturę, którą nie tylko łatwo i przyjemnie się czyta, ale przed wszystkim, jako źródło całej masy wiadomości o Neapolu. Jako, że nigdy wcześniej nie interesowałam się Włochami, ani tym bardziej samym Neapolem, moja wiedza w trakcie lektury poszerzyła się istotnie. Z czego się cieszę!
Powinnam napisać, że właśnie taki sposób opowiadania o mieście, jak zrobiła to ta australijska pisarka, dociera do mnie absolutnie i sprawia, że mam podwójną przyjemność. Po pierwsze: mam przyjemność z obcowania z literaturą piękną. Bo jakby nie było, jest to beletrystyka! Po drugie: mam możliwość dowiedzieć się rzeczy, których wcześniej nie znałam. Nie czytuję przewodników turystycznych, bo nie mam potrzeby. I nie sądzę, bym z jakiegokolwiek przewodnika dowiedziała się tylu interesujących faktów o Neapolu.
A z książki Penelope Green dowiedziałam się naprawdę mnóstwo o samym Neapolu. Fakt, że jest to subiektywna relacja, może i momentami trąci babskim czytadłem, ale w ogólnym rozrachunku książka broni się sama. Bo nie jest to zwykła opowieść o młodej Australijce, która przeprowadza się z rodzimej Australii wpierw do Rzymu, a potem do Neapolu, gdzie wiedzie żywot dziennikarki, która przekroczyła już trzydziestkę, a na widoku nie ma żadnego kandydata na męża. Nie! Ta opowieść jest przeplatana wiedzą, którą ta Australijka zdobywa, by poznać miasto, w którym przyszło jej mieszkać. Ona chce wczuć się w to miasto, poznać jego dobre i złe strony. Poznaje jego historię. Poznaje mieszkańców Neapolu. Poznaje kuchnię i pobudza kubki smakowe czytelnika, nie tylko pizzą. Żyje w mieście opanowanym przez neapolitańską mafię – kamorrę i próbuje poznać historię tejże mafii. Jako dziennikarka interesuje się współczesnymi problemami miasta, np. biedniejszymi dzielnicami, w których do niedawna nie było szkół, czy zanieczyszczeniem miasta śmieciami i problemem wywozu ich z miasta.
Właśnie opisem zwyczajnego życia w Neapolu Penelope Green mnie ujęła. I to w Neapolu zaledwie sprzed kilku lat. W życiu nie sądziłam, że to sławne miasto boryka się z takimi problemami. Że jest jednym z biedniejszych miast Włoch. Że panuje tam taka przestępczość i prawie całe miasto jest w rękach kamorry.
Zawsze po skończonej lekturze zastanawiam się, jak ona na mnie oddziaływuje. Jeśli jestem w błogim zawieszeniu, książka poruszyła moją duszę. Jeśli odczuwam satysfakcję, to książka poszerzyła moją wiedzę. W przypadku książki „Neapol, moja miłość” odczuwam satysfakcję. I to wystarczy, bym lekturę zaliczyła do udanych.
Ale, żeby nie było za słodko, muszę się jednak na coś poskarżyć. Na 18 stronie, a więc na starcie, przeczytałam zdanie, które mnie wprawiło w szyderczy śmiech:
„Na peronie zauważyłam grupę siedzących na betonowym murku Polek ze złotymi zębami”.
No dosłownie mnie zatkało. Przecież te sławne złote zęby są kojarzone z Rosjankami, czy też Ukrainkami! Ale żeby z Polkami!? Znacie jakąś Polkę, która w latach 2004-2007 miałaby złote zęby??? No mój szyderczy śmiech zamienił się gorzkie politowanie. Czy to nieuwaga Pani tłumaczki, czy też sama Penelope Green ma o nas takie mniemanie? Ja protestuję! Ta zniewaga przeprosin wymaga!
Dziękuję za uwagę i zapraszam do lektury „Neapolu, mojej miłości” Penelope Green.
No patrz, kto by pomyślał :) Tytuł dość banalny, ale jak miło być zaskoczoną :)Chociaż jak do tej pory byłam oczarowana Italią dzisiaj jednak preferuję Hiszpanię :)
OdpowiedzUsuńCzy możesz mi polecić jakieś ksiązki o Hiszpanii??
UsuńNie znam ani młodszych, ani starych Polek ze złotymi zębami. Jeżeli ktoś miał takowe w latach pięćdziesiątych lub sześćdziesiątych ubiegłego wieku, to chyba pozbył się ich bardzo szybko. Ot, podobieństwo języka lub brak słuchu muzycznego autorki, albo i wiedzy osoby, która para się dziennikarstwem.
OdpowiedzUsuńWiesz, oni tam myślą, że na wschód od Berlina to tylko kufajki, białe niedźwiedzie i złote zęby;)
OdpowiedzUsuń:) fajnie że ci się podobało, też bym z chęcią przeczytała.
OdpowiedzUsuńTa okładka jest po prostu cudowna, a ja wymiękam widząc TAKIE okładki ;) tym bardziej, że nie znam nic o Neapolu
Taaaaak!
OdpowiedzUsuńJa też chcę tę książkę :) A tak mnie "odstraszała" :)
Okładka, a szczególnie Twoja recenzja kusi, by przeczytać xD
OdpowiedzUsuńCiekawe jak informacje zawarte w książce Penelope Green mają się do "Gomorry", bo jakby nie patrzeć jedno i drugie dzieło opowiada o Neapolu. Moja ciekawość nie jest jednak na tyle silna, aby (pomimo entuzjazmu z jakim piszesz o "Neapol, moja miłość") skonfrontować obie książki
OdpowiedzUsuńA ja bardzo chcialabym pojechac do Neapolu! :-) Na razie jedynie myslami albo wlasnie ksiazkami moge sobie popodrozowac. Autorki nie znam. Warto sie poznac?
OdpowiedzUsuńCo do zlotozebnych Polek - moze chodzilo o grupe Romek, mowiacych po polsku? Ja takowe spotkalam m.in. w Paryzu.
Ja widzialam Polki ze zlotymi zebami, ale nie wiem, czy akurat w tych latach. Natomiast wydaje mi sie, ze ta pani najpewniej widziala grupke Ukrainek lub Bialorusinek, ewentualnie Rosjanek, albo jak Maga-mara pisze, kobiet z mniejszosci romskiej - one, nawet dosc mlode, wciaz maja zlote zeby. I zwlaszcza Romek jest troche w Neapolu.
OdpowiedzUsuńPolek też jest trochę w Neapolu, niestety, niektórzy ogólnie na sprzątaczki mówią niekiedy żartobliwie "Polki", bo one, wspólnie z Rosjankami itd najczęściej zajmują się tam utrzymaniem czystości w domach.
OdpowiedzUsuńZłotozębne również mogłyby się trafić, zwłaszcza na dworcu przy Piazza Garibaldi.
Też się skuszę na książkę, trzeba zweryfikować jej treść z moim obrazem Neapolu :)