"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

czwartek, 14 października 2010

"Lecą wieloryby" - Aleksander Kościów

Owszem, „Lecą wieloryby” Aleksandra Kościówa, są bardzo ciekawą książką. Zastanawiającą i intrygującą, wciągającą i budzącą podziw dla wyobraźni autora. Świat wykreowany przez pisarza to znakomite tło do głębszych refleksji i domysłów, które pojawiają się podczas lektury. Ja w tej powieści wyczuwam wrażliwość i sporo melancholii. Wyczuwam szacunek dla najważniejszych wartości, którymi powinien się kierować człowiek. Wyczuwam tęsknotę, szlachetność, umiłowanie dobra i piękna. Wyczuwam też rozdarcie i ból, które towarzyszą ludziom poszukującym sensu życia. Wyczuwam potrzebę pielęgnowania miłości i walki o to uczucie.

„Lecą wieloryby” przenosi czytelnika do świata, który najprawdopodobniej istnieje gdzieś nad nami lub obok nas. Podobno są takie momenty, kiedy dostęp do niego jest możliwy, ale powrót stamtąd niekoniecznie prosty. Podobno są ludzie, którzy byli tam i którym udało się wrócić. Podobno tam jest zupełnie inaczej. Podobno dzieją się tam absurdalne i niewytłumaczalne rzeczy. Podobno tam też walka między dobrem a złem wciąż trwa. Podobno tylko serce człowieka nosi w sobie klucz umożliwiający powrót. Czy mówimy o życiu po śmierci? Albo o doświadczeniach osób, którzy np. znaleźli się w śpiączce i udało im się przebudzić? Albo może o wizjach, których doświadczają niektórzy ludzie. Wszystko jedno jak to nazwiemy, ale z pewnością mowa o świecie, który tkwi może w naszych umysłach, może w sercach, a może jeszcze gdzie indziej. A może tamten świat jest tylko snem, wytworem chorej wyobraźni? Każdy wierzy w to, w co chce wierzyć.

Aleksander Kościów w swojej najnowszej powieści przenosi nas właśnie tam. Tam, gdzie dziwne zjawiska są normalnością. A to, co dla nas normalne, staje się tam podejrzanym i niebezpiecznym elementem zagrażającym tamtejszej rzeczywistości.

Jona i Maję poznajemy tu, w znanym nam dobrze świecie. Są młodzi, kochają się, planują wspólne życie. Wszystko zmierza ku szczęśliwej przyszłości, jednakże los, jak zwykle w takich sytuacjach, bywa złośliwy, przewrotny czy też niesprawiedliwy. Jon znika z tego świata, może nie dosłownie, ale musi wam wystarczyć, jak napiszę, że znika. Pojawia się w innym świecie. Rozległego Torowiska, w którym normalnością są polowania na poszyny. Próbując zorientować się, o co w tym świecie chodzi, doświadcza przedziwnych sytuacji. Spotyka ludzi, których zapewne w normalnych okolicznościach nazwalibyśmy chorymi na umyśle. Ale tam, w Peronii, to zachowanie Jona odbiega od normalności. Jon nie wie gdzie się znajduje, ale odkrywa swój cel, którym jest spotkanie z Mają. I właśnie ten cel pragnie osiągnąć, uciekając przeróżnym mniej lub bardziej groźnym czy groteskowym postaciom.

„Lecą wieloryby” to jednak nie powieść science fiction, jak może się niektórym wydawać. To powieść z podwójnym dnem. To powieść o sile miłości. O walce. O wierze. O niepoddawaniu się. O chwilach zwątpienia. I o oddaniu.

Książka Kościówa nie tylko pobudza wyobraźnię, ale zmusza też do refleksji. Nie ukrywam, że podziwiam autora za delikatność i subtelność, która wręcz unosi się nad powieścią. Łagodny styl opowieści ciekawie współbrzmi z treścią, która miejscami może budzić niepokój i grozę.

Zastanawia mnie, skąd to porównanie Aleksandra Kościówa do Harukiego Murakamiego. Jest może nieco przesadzone, ale można z pewnością doszukiwać się elementów wspólnych. Inny świat przypominający jakby sen, jazda windą, ciemności, koty, dziwne prezenty… No i przede wszystkim mężczyzna, który próbuje odzyskać swoją ukochaną. Elementem wspólnym jest również wrażliwość i ten sam głos, którym obaj mówią do nas. Bawiąc się z czytelnikami, budując niesamowite historie, wciągają nas do świata, który jest gdzieś w nas.

Jest jednak różnica pomiędzy powieściami Aleksandra Kościówa i Harukiego Murakamiego. Różnica niepodlegająca dyskusji, wynikająca z kraju pochodzenia pisarza. Polskość i japońskość. Niuanse w opisywaniu uczuć, chwil, wspomnień, przeżyć.
Ja kupuję obu!

6 komentarzy:

  1. :) Jestem uzależniona od Twoich recenzji

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak cudownie napisałaś! Ta książka jest teraz w piewszej kolejności na mojej liście i już jestem pewna, że mi się spodoba... Odpowiada mi taki rodzaj prozy, subtelny i pełen wyobraźni, opowiadający o uczuciach i stawiający pytania. Ach, nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  3. O, proszę. Nawet porównanie do Murakamiego się pojawia, a to już jest bardzo interesujące mnie zagadnienie :) W ogóle jakoś tak pomyślałam, że to może być idealna pozycja na jesień, czyli coś, czego szukam.

    OdpowiedzUsuń
  4. A czytałaś może poprzednią książkę Kościowa?

    OdpowiedzUsuń
  5. Margo, Ty mnie zawsze chwalisz, ;)

    Mandżuria, obyś się nie zawiodła! ;)

    Futbolowa, a wiesz, że pasuje na jesień! ;)

    Lilithin, tak czytałam "Przeproś. Przewodnik gracza". Dokładnie rok temu:
    http://matyldabo.blogspot.com/2009/10/enen-galerianki-przepros.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam tego autora.....

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.