"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

niedziela, 11 lipca 2010

"Rebeliantka o zmarzniętych stopach" - Johanna Nilsson

Johanna Nilsson, młoda szwedzka pisarka, wie, w jaki sposób mówić o ludziach zagubionych. O introwertykach, nadwrażliwych jednostkach niegodzących się na udział w cywilizowanym wyścigu szczurów. O ludziach poszukujących sensu życia i zmagających się z własnymi kompleksami. Pisze o świecie dobrze nam znanym. W jej książkach nie ma miejsca na koloryzowanie i słodzenie. Jest gorzka refleksja nad kondycją moralną człowieka. Zwraca uwagę na wyjątkowość każdego człowieka, choćby był on bezdomnym, czy kalekim. I nie nadużywa epitetów i metafor, by błyszczeć, bo do jej prozy te środki nie pasują.

„Rebeliantka o zmarzniętych stopach” taka właśnie jest. Fabuła książki oszczędna w stylistyczne ozdobniki zmusza czytelnika do spokojnego i uważnego czytania. Choć początkowe rozdziały nie powalały mnie na kolana, nawet czułam lekkie rozczarowanie, to mniej więcej od połowy książki, czułam się porwana przez pisarkę w jej świat. Tak naprawdę właśnie w połowie książki zaczął docierać do mnie ten element, który tak mnie zachwycał w poprzednich książkach Johanny Nilsson. Fantastycznie stworzona postać głównej bohaterki, jej zmagania się ze studenckim życiem i jej kontestacja wobec zastanej rzeczywistości. Bo „Rebeliantka o zmarzniętych stopach” to opowieść o Stelli, młodej studentce Wyższej Szkoły Handlowej w Sztokholmie, która rozczarowana nierównością społeczną i polityką socjalną, chce czegoś więcej od życia, niż tylko wysokiej pozycji, dobrej pracy i zdobywania co raz większych pieniędzy. Studiując ekonomię doskonale rozumie i osobiście doświadcza tego, jak ciężko wyzwolić się spod władzy mamony. Sprawy gospodarki i wahań na giełdach stają się dla niej symbolem ucisku człowieka, który dobrowolnie, w imię złudnych wartości, zabija w sobie prawdziwego ducha. Stella ucieka od takiego życia. Nie godzi się na rolę, jaką szykuje dla niej społeczeństwo. Staje się tytułową rebeliantką. Ale to określenie wykracza po za zdarzenia, których uczestnikiem się stała. Jej rebelia to wybór drogi życiowej.

Johanna Nilsson ma niesłychaną umiejętność dostrzegania ironii życia. Pisze o ludziach i ich zmaganiach z doskwierającym porządkiem społecznym w sposób niezwykle subtelny. Stella staje się bliska czytelnikowi nie dlatego, że nie godzi się nie niesprawiedliwość społeczną. Nie dlatego, że zmaga się z własnymi niedoskonałościami. Ale dlatego, że jest postacią na wskroś autentyczną, szlachetną i uczciwą wobec samej siebie. Potrafi wybrać drogę, która choć wcale nie łatwa, jest drogą przynoszącą spokój duszy.

Portret społeczeństwa szwedzkiego w książkach Nilsson nie wypada najlepiej. Jak sama autorka przyznaje Stella to jej alter ego, stąd jej postać wydaje się wielce autentyczna. Można zatem przypuszczać, że większość, jeśli nie wszystkie, opisane w „Rebeliance...” zdarzenia mogły wydarzyć się naprawdę. Może nie są tylko i wyłącznie fikcją, ale mają swoje źródło w przeżyciach i spostrzeżeniach samej Nilsson? A potrafi ona spojrzeć na własną ojczyznę z dużą dozą krytycyzmu. Bo „Rebeliantka…” to polityczna satyra na różnice klasowe w szwedzkim społeczeństwie i finansowe elity. I ja się z tym zdaniem zgadzam.

Z charakterystyczną dla siebie manierą, Nilsson porusza też kwestie przyjaźni i miłości. I pisząc o tych wartościach nie unika mówienia o porażkach i wątpliwościach, jakie towarzyszą człowiekowi. Pisarka nie stara się tworzyć obrazku sielskiej miłości. Bo tak, jak o własną kondycję moralną, tak i o miłość trzeba dbać. Nie ma cudownego lekarstwa, którego zażycie wyeliminowałoby zgubne skutki choroby zwanej miłością. Jeśli boli, to znaczy, że ma boleć. Ból uświadamia, że człowiek żyje, nieprawdaż?

Jako osoba, która nie godzi się na niedorzeczności i niesprawiedliwość społeczną, muszę przyznać, że tacy bohaterowie, jak Stella, imponują mi. I zawsze podziwiam pisarzy za to, że dotykają tych sfer, które są dla mnie osobiści bardzo ważne. Przyznaję się, że często, może niedojrzale i naiwnie, identyfikuję się z postaciami literackimi, odczuwam sympatię i z dziecięcą wrażliwością marzę o takich przyjaciołach, takim życiu… Buntuję się, tak jak Stella, ale wierzę, że mój bunt ma sens. I też, już dawno odkryłam, że „życie nie jest nieskomplikowanym zadaniem”. Choć czasem mam wrażenie, że ktoś, kto zadał mi do odrobienia to zadanie domowe, zbyt wielkie nadzieje we mnie pokładał.

6 komentarzy:

  1. swietna recenzja. ksiazki jeszzce nie czytalam, znam tylko 'sztuke bycia elą'. mam ja gdzies na polce, i pewnie niebawem sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej! Rano skończyłam czytać, ale jeszcze nic nie napisałam - mam już trzy zaległe recenzje, bo szybciej czytam niż myślę :)Aby się nie sugerować twoją opinią, tylko pospiesznie przebiegłam tekst wzrokiem (wrócę do niego). Niezwykła synchronizacja w czasie naszych lektur :)

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo mi się ta książka podobała, to w ogóle pierwsza jej autorstwa, jaką przeczytałam, dzięki Judycie, która mi ją przysłała. Mam do tej książki wielki osobisty sentyment.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejna pozycja którą "MUSZĘ" przeczytać:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja znam tylko "Kochający na marginesie" - równie przenikliwa w obserwacje społeczne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałki ten opis wrażeń. Trochę ogólników i oklepanych sformułowań. Stać Cię na więcej.

    Bez problemu skojarzysz kto napisał powyższe.Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.