Erich Fromm powiedział, że sny i mity zawierają ważne przesłania od nas do siebie samych. Zastanawiam się nad tymi słowami w kontekście książki Hiromi Kawakami „Nadepnęłam na węża”. Nie bez przyczyny o tym wspominam. Książka Hiromi Kawakami jest bowiem niezwykłym zapisem snów. Bo w moim odczuciu utwory składające się na ten tom, to nic innego, jak zapis snów. Snów przedziwnych, niepokojących, wieloznacznych i pełnych symboli.
Dziwnie się czułam czytając „Nadepnęłam na węża”. Z jednej strony przyzwyczaiłam się do niezwykłej wrażliwości japońskich pisarzy, do budowania historii z pogranicza jawy i snu. Jednakże z drugiej strony odczuwałam niedosyt, pozostawianie mnie w totalnym chaosie myślowym. Czułam się niezaspokojona. Czułam się, jakby ktoś mi przerywał historie, by mnie zaniepokoić. Hm… Podobnie się czuję, kiedy budzę się nagle ze snu w najmniej odpowiednim momencie. Cudowny i ogromnie przyjemny sen nagle zostaje przerwany, bo np. organizm musi dokonać pewnej koniecznej czynności, która nie daje spokoju. Nie znoszę takich chwil. Bo powrotu do tego snu już nie ma. Na nic zdaje się szybki powrót do ciepłego łóżka i próba przywołania snu z powrotem. Szlag trafił cudowny sen.
Tak właśnie czułam się w trakcie lektury „Nadepnęłam na węża”. Jakbym nagle była wybudzana z fajnego snu. Stąd ten niesmak. Stąd ten żal.
„Nadepnęłam na węża” jest książką, która jak najbardziej wpisuje się w mój gust. Choć zdaję sobie sprawę, że nie jest to książka dla każdego. Wiele osób po lekturze książki Hiromi Kawakami ze zdziwieniem może stwierdzić, że nie ma się czym zachwycać. Że Hiromi Kawakami stworzyła fantasmagorie nie do strawienia. Że te opowieści są absurdalne i mało wciągające. Tak, nie każdy zrozumie i polubi jej prozę. Trzeba mieć specyficzny gust, by w tej dziwności dostrzec urok. (Mój gust jest wprost proporcjonalnie skrzywiony do mojego wieku.)
Hiromi Kawakami zdecydowanie woli nocną aurę, bo to właśnie noc staje się tłem snutych przez nią historii. Noc pełna niezwykłych wydarzeń, pozbawionych realności i logiki. Nocą dzieją się niestworzone rzeczy. Kobieta zamienia się w węża i snuje pod sufitem. Stara waza nawołuje dziwnymi słowami. Nocą można spotkać mężczyznę o kreciej twarzy. Nocą wszystko co nierealne wypełnia znany nam wymiar i tworzy inną rzeczywistość. Sen staje się jawą. Jawa snem. Przyczyna zamienia w skutek i na odwrót. Człowiek nie jest człowiekiem, a wąż wężem. W świecie stworzonym przez Hiromi Kawakami można zniknąć i przez rok pozostawać bez ciała. (Akurat to mi się bardzo podoba.) Maleńkie grzybki mogą rosnąć na karku, a ptak kiwi zadawać tysiące dziwnych pytań.
Świat Hiromi Kawakami to świat sennych koszmarów w wydaniu lightowym. Bo tu nie ma krwiożerczych potworów, wampirów, psychopatycznych morderców, zbrodni i panicznego lęku przed ciemnością. To nie są też horrory! Jej senne koszmary są subtelniejszymi wersjami wizji, którymi raczy nas np. David Lynch. O niebo subtelniejszymi, pełnymi kobiecej wrażliwości, delikatności, umiaru i ciszy! W pełnym chaosu świecie Hiromi Kawakami panuje wręcz absurdalny porządek! Panuje spokój i nie odczuwa się lęków. To tak, jakbyśmy wiedzieli, że we śnie nic złego nie może nam się stać. Bo sen jest częścią nas samych. A siebie bać się nie powinniśmy.
Wrócę do Fromma. Sen zawiera przesłanie, które tylko my sami potrafimy odczytać. Hiromi Kawakami też o tym mówi. Jej oniryczny świat będzie zrozumiały dla kogoś, kto potrafi na chwilę wyłączyć logikę i dać się ponieść fantazji. I wąż wcale nie musi mieć freudowskiej symboliki! Może być łącznikiem między życiem a śmiercią, między realnością a marzeniami. Dosłowne odczytywanie znaczenia snów i szukanie ich sensu jest działaniem bezcelowym. Ale nie jest bezcelowym zadawanie sobie pytania, dlaczego to ja nadepnęłam na węża?
A teraz:
„najwyższy czas
spłodzić sen
noc jest zbyt krótka
jutro przemieni się
w obłok pary”
Dziwnie się czułam czytając „Nadepnęłam na węża”. Z jednej strony przyzwyczaiłam się do niezwykłej wrażliwości japońskich pisarzy, do budowania historii z pogranicza jawy i snu. Jednakże z drugiej strony odczuwałam niedosyt, pozostawianie mnie w totalnym chaosie myślowym. Czułam się niezaspokojona. Czułam się, jakby ktoś mi przerywał historie, by mnie zaniepokoić. Hm… Podobnie się czuję, kiedy budzę się nagle ze snu w najmniej odpowiednim momencie. Cudowny i ogromnie przyjemny sen nagle zostaje przerwany, bo np. organizm musi dokonać pewnej koniecznej czynności, która nie daje spokoju. Nie znoszę takich chwil. Bo powrotu do tego snu już nie ma. Na nic zdaje się szybki powrót do ciepłego łóżka i próba przywołania snu z powrotem. Szlag trafił cudowny sen.
Tak właśnie czułam się w trakcie lektury „Nadepnęłam na węża”. Jakbym nagle była wybudzana z fajnego snu. Stąd ten niesmak. Stąd ten żal.
„Nadepnęłam na węża” jest książką, która jak najbardziej wpisuje się w mój gust. Choć zdaję sobie sprawę, że nie jest to książka dla każdego. Wiele osób po lekturze książki Hiromi Kawakami ze zdziwieniem może stwierdzić, że nie ma się czym zachwycać. Że Hiromi Kawakami stworzyła fantasmagorie nie do strawienia. Że te opowieści są absurdalne i mało wciągające. Tak, nie każdy zrozumie i polubi jej prozę. Trzeba mieć specyficzny gust, by w tej dziwności dostrzec urok. (Mój gust jest wprost proporcjonalnie skrzywiony do mojego wieku.)
Hiromi Kawakami zdecydowanie woli nocną aurę, bo to właśnie noc staje się tłem snutych przez nią historii. Noc pełna niezwykłych wydarzeń, pozbawionych realności i logiki. Nocą dzieją się niestworzone rzeczy. Kobieta zamienia się w węża i snuje pod sufitem. Stara waza nawołuje dziwnymi słowami. Nocą można spotkać mężczyznę o kreciej twarzy. Nocą wszystko co nierealne wypełnia znany nam wymiar i tworzy inną rzeczywistość. Sen staje się jawą. Jawa snem. Przyczyna zamienia w skutek i na odwrót. Człowiek nie jest człowiekiem, a wąż wężem. W świecie stworzonym przez Hiromi Kawakami można zniknąć i przez rok pozostawać bez ciała. (Akurat to mi się bardzo podoba.) Maleńkie grzybki mogą rosnąć na karku, a ptak kiwi zadawać tysiące dziwnych pytań.
Świat Hiromi Kawakami to świat sennych koszmarów w wydaniu lightowym. Bo tu nie ma krwiożerczych potworów, wampirów, psychopatycznych morderców, zbrodni i panicznego lęku przed ciemnością. To nie są też horrory! Jej senne koszmary są subtelniejszymi wersjami wizji, którymi raczy nas np. David Lynch. O niebo subtelniejszymi, pełnymi kobiecej wrażliwości, delikatności, umiaru i ciszy! W pełnym chaosu świecie Hiromi Kawakami panuje wręcz absurdalny porządek! Panuje spokój i nie odczuwa się lęków. To tak, jakbyśmy wiedzieli, że we śnie nic złego nie może nam się stać. Bo sen jest częścią nas samych. A siebie bać się nie powinniśmy.
Wrócę do Fromma. Sen zawiera przesłanie, które tylko my sami potrafimy odczytać. Hiromi Kawakami też o tym mówi. Jej oniryczny świat będzie zrozumiały dla kogoś, kto potrafi na chwilę wyłączyć logikę i dać się ponieść fantazji. I wąż wcale nie musi mieć freudowskiej symboliki! Może być łącznikiem między życiem a śmiercią, między realnością a marzeniami. Dosłowne odczytywanie znaczenia snów i szukanie ich sensu jest działaniem bezcelowym. Ale nie jest bezcelowym zadawanie sobie pytania, dlaczego to ja nadepnęłam na węża?
A teraz:
„najwyższy czas
spłodzić sen
noc jest zbyt krótka
jutro przemieni się
w obłok pary”
Ciekawie przedstawiłaś tę książkę. Wydaje się tajemnicza i z tych, których można wiele wyczytać między słowami. Może kiedyś się skusze..
OdpowiedzUsuńco
Należę do osób, do których ta książka nie trafiła. Zdecydowanie wolę świat Yoko Tawady, ale spodobało mi sie to, jak o niej napisałaś.;D
OdpowiedzUsuńLubię oniryczne książki, więc z przyjemnością się zakręcę wokół węża :)
OdpowiedzUsuńJa w sumie nie wiem, lubię takie, czy nie lubię. Jak trafię - na pewno wezmę do ręki, choćby po to, żeby przekartkować czy zapoznać się z kawałkiem...
OdpowiedzUsuńŚwiat Kawakami będzie też (w miarę) zrozumiały dla tych, którzy znają japońską mitologię i potrafią (lub: a do tego potrafią) wczuć się w japońską mentalność i sposób patrzenia na świat. Poza tym, przerywanie historii w miejscu, w którym - jak nam, Europejczykom, się zdaje - akcja dopiero się rozkręca, takie zawieszenie, niedopowiedzenie, jest dość charakterystyczne dla japońskiej literatury.
OdpowiedzUsuńMnie się książka podobała, czekam na "Manazuru".
Miłego dnia!:)
Czytanie Kawakami przez Fromma? Ciekawe, ciekawe. Interesujący pomysł xD Podoba mi się xD
OdpowiedzUsuńOdnośnie zakończeń "urwanych", chociaż ja wolę "zakończenie otwarte" - w europejskiej literaturze to też nic nowego. Z tą różnicą, że japońska literatura powstała, jak "nazwa" wskazuje, w kraju o odmiennej estetyce (^_-)
Pozdrawiam serdecznie!^^
Gratuluję Ci świetnej recenzji.
OdpowiedzUsuńZaliczam się do grona miłośników prozy Hiromi Kawakami i też z dużą ciekawością czekam na polskie tłumaczenie jej powieści.