„”Im prawdziwsze fakty, tym lepsza fikcja”. Czy opowieść jest kluczem do prawdy? Czy prawda jest już zawsze opowieścią?”
Żeby poznać Joannę Bator nie wystarczy przeczytać wszystkim dobrze znaną „Piaskową Górę” lub „Chmurdalię”. Nie wystarczy też lektura „Japońskiego wachlarza”. Dopiero jej wcześniejsza powieść, o symbolicznym tytule „Kobieta”, pozwala na stwierdzenie, że poznało się Joannę Bator. W notce od wydawcy (Wydawnictwo Książkowe Twój Styl) zamieszczonej na jednym ze skrzydełek okładki czytamy:
„”Kobieta” Joanny Bator nie jest powieścią autobiograficzną, choć niewątpliwie oparta jest na wątkach osobistych. Właściwe dla tej formy pisarstwa byłoby chyba określenie użyte po raz pierwszy przez krytykę francuską: autofikcja. Fikcja z elementami biografii bądź biografia z elementami fikcji. Debiut literacki Joanny Bator to proza intelektualna, błyskotliwa i kobieca.”
I ten fragment wstępu wystarczył, abym zechciała przeczytać najpierw „Kobietę”, zanim sięgnę po „Piaskową Górę”, która już czeka na mojej półce. I muszę przyznać, że lektura „Kobiety” przyniosła mi mnóstwo przyjemności. Choć nie jest to łatwa lektura, ponieważ autorka wplata w opowiadaną historię mnóstwo refleksji natury moralno-filozoficznej. I te fragmenty refleksyjne wymagają skupienia, a przede wszystkim pewnego poziomu wiedzy z zakresu kulturoznawstwa, jaki i filozofii. Wszystkie te rozważania łączy wspólny mianownik: kobieta. Kobieta, jako istota mądra, piękną, będąca ucieleśnieniem szlachetności, ale i symbolem ziemskich rozkoszy. Taka właśnie kobieta jest bohaterka powieści Joanny Bator. Nietrudno dostrzec w tej bohaterce rysy samej autorki, co tylko potwierdza wcześniej zauważoną cechę, że jest to autofikcja.
Bohaterka „Kobiety” nie prowadzi banalnego życia. Nie jest matką, ani też żoną. Nie jest uwikłana w schematy ogólnie uznawane przez społeczeństwo za normy. Nie zastanawia się, co będzie jadała na obiad, ani którą sukienkę założyć do pracy. Nie gotuje, nie sprząta, nie żyje według ustalonych zasad. Lubi spotkania z przyjaciółką, opiekuje się kotem – Bakalią, podróżuje i walczy z własną melancholią. Jej życie to życie kobiety poszukującej szczęścia, któremu na imię… No właśnie! Za czym tęskni, czego szuka w życiu bohaterka „Kobiety” to skomplikowany temat. Bo wydawać by się mogło, że źródłem szczęścia dla kobiety jest mężczyzna. Ale taka odpowiedź nie odsłania wszelkich subtelnych niuansów, które towarzyszą od wieków damsko-męskim relacjom, a tym samym nie odsłania całej prawdy o „Kobiecie”.
Faktem jest, że relacje damsko-męskie bohaterki „Kobiety” są niejako wysunięte na pierwszy plan; jest kilku mężczyzn, którzy mają swoje miejsce w życiu naszej bohaterki, jednakże cały szereg równie ważnych i znaczących zdarzeń dzieje się w tle. Mowa tu o relacjach z przyjaciółmi, z ciotką, ze samą sobą! Bo kobieta Joanny Bator to istota funkcjonująca inaczej, niż „cała reszta pań, cały babski wyż”. To kobieta wolna i nieskrępowana, współczesna feministka, z nutką romantyzmu w sercu i z sentymentalnym spojrzeniem. Mająca też perwersyjną fantazję i kochająca mężczyzn.
Nie jest ważne, co robi bohaterka „Kobiety”, bo i fabuła książki nie jest typową fabułą powieści. Mimo, że można tu mówić o świecie przedstawionym, bohaterach i wątkach budujących powieść. Ważniejszą warstwę powieści stanowi to, co wynika z przemyśleń bohaterki. Świat widziany oczyma bohaterki, swoista wiwisekcja na oczach czytelnika czy wręcz moralny striptiz, to elementy, które stanowią o wartości artystycznej debiutu Joanny Bator.
Celne spostrzeżenia dotyczące problemu starego jak świat: damsko-męskich gierek, moralne rozterki na temat własnej niedoskonałości, próby zrozumienia i zaakceptowania czasu będącego zarówno źródłem radości, jak i smutku, to tylko niektóre z wątków, jakie zostały zaznaczone i wiodą prym w powieści.
Joanna Bator nie próbuje błyszczeć inteligencją, ani też nie wspina się na patetyczne wyżyny intelektualnych rozważań. Znając wykształcenie pisarki, poziom, jakim komunikuje się ona z rozmówcą (czytelnikiem), wydaje się jak najbardziej naturalną cechą. Język „Kobiety” jest pełen doskonałych metafor i porównań, co nadaje powieści subtelności i kobiecej wrażliwości. Mamy tu filozoficzne rozważania, przywoływanie mitów kulturowych, Nietzschego, Freuda, ale nie jest to próba imponowania czytelnikowi. To swoiste otwarcie się przed czytelnikiem i ukazanie wnętrza osoby piszącej. Bo czytając „Kobietę” nie sposób nie utożsamiać bohaterki z Joanną Bator!
Aczkolwiek „Kobieta” wcale nie jest lekturą dla każdego. Jestem przekonana, że sporo osób połknie „Kobietę” bez należytej celebracji i smakowania, a po przeczytaniu stwierdzi, że: właściwie w tej powieści to nie wiadomo, o co chodzi. Bo cały urok tej książki polega na tym, że czytając „Kobietę” odkrywamy siebie. Bo to, o czym pisze Bator, jest w nas kobietach. Przynajmniej jest we mnie! Ja wiem, o czym autorka „Kobiety” pisze. Odczuwam podobne niezaspokojenie, podobne nienasycenie, podobną frustrację rzeczywistością. W mężczyźnie widzę zarówno podziwiane i pożądane źródło doskonałości, ale i również fatalną pomyłkę losu, pełnego wad człowieka, który nie zdaje sobie sprawy z własnej śmieszności. To pewnego rodzaju feministyczny szowinizm. Ale uważam, że nie wszystkie „izmy” muszą mieć zawsze i wszędzie tylko negatywne zabarwienie.
„Kobieta” to mądra powieść dla mądrych kobiet, które nie boją się myśleć, próbują zrozumieć swoją rolę w życiu, znają swoje słabe strony i potrafią wytrwale dążyć do obranego celu. Ale czy to tylko powieść dla kobiet? Nie sądzę. Mężczyzna czytający książkę Joanny Bator może się sporo dowiedzieć o kobiecej psychice i jej spojrzeniu na życie. Dlatego generalizowanie, że „Kobieta” to powieść kobieca, jest błędem. Może lepiej zabrzmiałoby nazwanie jej powieścią o kobiecej duszy, o kobiecej mentalności.
„Każda historia jest wymyślona. Na nieistniejącej granicy między wyobraźnią i pamięcią rodzą się „książki, które uczą tańczyć”. Miał rację Nietzsche, w labiryncie nie szukamy prawdy, lecz swojej Ariadne. Pragnienie prawdy własnej fikcji.
Skończyła się era wielkich opowieści. Nie ma już bohaterów, którzy wygraliby każdy pojedynek na miny. „Spadamy we wszystkich kierunkach jednocześnie”. Naszych malutkich historii trzymamy się jak spadochronów”.
„Kobieta” utwierdza mnie w przekonaniu, że Joanna Bator to świetna pisarka. Tak przygotowana mogę sięgnąć po „Piaskową Górę”.
Żeby poznać Joannę Bator nie wystarczy przeczytać wszystkim dobrze znaną „Piaskową Górę” lub „Chmurdalię”. Nie wystarczy też lektura „Japońskiego wachlarza”. Dopiero jej wcześniejsza powieść, o symbolicznym tytule „Kobieta”, pozwala na stwierdzenie, że poznało się Joannę Bator. W notce od wydawcy (Wydawnictwo Książkowe Twój Styl) zamieszczonej na jednym ze skrzydełek okładki czytamy:
„”Kobieta” Joanny Bator nie jest powieścią autobiograficzną, choć niewątpliwie oparta jest na wątkach osobistych. Właściwe dla tej formy pisarstwa byłoby chyba określenie użyte po raz pierwszy przez krytykę francuską: autofikcja. Fikcja z elementami biografii bądź biografia z elementami fikcji. Debiut literacki Joanny Bator to proza intelektualna, błyskotliwa i kobieca.”
I ten fragment wstępu wystarczył, abym zechciała przeczytać najpierw „Kobietę”, zanim sięgnę po „Piaskową Górę”, która już czeka na mojej półce. I muszę przyznać, że lektura „Kobiety” przyniosła mi mnóstwo przyjemności. Choć nie jest to łatwa lektura, ponieważ autorka wplata w opowiadaną historię mnóstwo refleksji natury moralno-filozoficznej. I te fragmenty refleksyjne wymagają skupienia, a przede wszystkim pewnego poziomu wiedzy z zakresu kulturoznawstwa, jaki i filozofii. Wszystkie te rozważania łączy wspólny mianownik: kobieta. Kobieta, jako istota mądra, piękną, będąca ucieleśnieniem szlachetności, ale i symbolem ziemskich rozkoszy. Taka właśnie kobieta jest bohaterka powieści Joanny Bator. Nietrudno dostrzec w tej bohaterce rysy samej autorki, co tylko potwierdza wcześniej zauważoną cechę, że jest to autofikcja.
Bohaterka „Kobiety” nie prowadzi banalnego życia. Nie jest matką, ani też żoną. Nie jest uwikłana w schematy ogólnie uznawane przez społeczeństwo za normy. Nie zastanawia się, co będzie jadała na obiad, ani którą sukienkę założyć do pracy. Nie gotuje, nie sprząta, nie żyje według ustalonych zasad. Lubi spotkania z przyjaciółką, opiekuje się kotem – Bakalią, podróżuje i walczy z własną melancholią. Jej życie to życie kobiety poszukującej szczęścia, któremu na imię… No właśnie! Za czym tęskni, czego szuka w życiu bohaterka „Kobiety” to skomplikowany temat. Bo wydawać by się mogło, że źródłem szczęścia dla kobiety jest mężczyzna. Ale taka odpowiedź nie odsłania wszelkich subtelnych niuansów, które towarzyszą od wieków damsko-męskim relacjom, a tym samym nie odsłania całej prawdy o „Kobiecie”.
Faktem jest, że relacje damsko-męskie bohaterki „Kobiety” są niejako wysunięte na pierwszy plan; jest kilku mężczyzn, którzy mają swoje miejsce w życiu naszej bohaterki, jednakże cały szereg równie ważnych i znaczących zdarzeń dzieje się w tle. Mowa tu o relacjach z przyjaciółmi, z ciotką, ze samą sobą! Bo kobieta Joanny Bator to istota funkcjonująca inaczej, niż „cała reszta pań, cały babski wyż”. To kobieta wolna i nieskrępowana, współczesna feministka, z nutką romantyzmu w sercu i z sentymentalnym spojrzeniem. Mająca też perwersyjną fantazję i kochająca mężczyzn.
Nie jest ważne, co robi bohaterka „Kobiety”, bo i fabuła książki nie jest typową fabułą powieści. Mimo, że można tu mówić o świecie przedstawionym, bohaterach i wątkach budujących powieść. Ważniejszą warstwę powieści stanowi to, co wynika z przemyśleń bohaterki. Świat widziany oczyma bohaterki, swoista wiwisekcja na oczach czytelnika czy wręcz moralny striptiz, to elementy, które stanowią o wartości artystycznej debiutu Joanny Bator.
Celne spostrzeżenia dotyczące problemu starego jak świat: damsko-męskich gierek, moralne rozterki na temat własnej niedoskonałości, próby zrozumienia i zaakceptowania czasu będącego zarówno źródłem radości, jak i smutku, to tylko niektóre z wątków, jakie zostały zaznaczone i wiodą prym w powieści.
Joanna Bator nie próbuje błyszczeć inteligencją, ani też nie wspina się na patetyczne wyżyny intelektualnych rozważań. Znając wykształcenie pisarki, poziom, jakim komunikuje się ona z rozmówcą (czytelnikiem), wydaje się jak najbardziej naturalną cechą. Język „Kobiety” jest pełen doskonałych metafor i porównań, co nadaje powieści subtelności i kobiecej wrażliwości. Mamy tu filozoficzne rozważania, przywoływanie mitów kulturowych, Nietzschego, Freuda, ale nie jest to próba imponowania czytelnikowi. To swoiste otwarcie się przed czytelnikiem i ukazanie wnętrza osoby piszącej. Bo czytając „Kobietę” nie sposób nie utożsamiać bohaterki z Joanną Bator!
Aczkolwiek „Kobieta” wcale nie jest lekturą dla każdego. Jestem przekonana, że sporo osób połknie „Kobietę” bez należytej celebracji i smakowania, a po przeczytaniu stwierdzi, że: właściwie w tej powieści to nie wiadomo, o co chodzi. Bo cały urok tej książki polega na tym, że czytając „Kobietę” odkrywamy siebie. Bo to, o czym pisze Bator, jest w nas kobietach. Przynajmniej jest we mnie! Ja wiem, o czym autorka „Kobiety” pisze. Odczuwam podobne niezaspokojenie, podobne nienasycenie, podobną frustrację rzeczywistością. W mężczyźnie widzę zarówno podziwiane i pożądane źródło doskonałości, ale i również fatalną pomyłkę losu, pełnego wad człowieka, który nie zdaje sobie sprawy z własnej śmieszności. To pewnego rodzaju feministyczny szowinizm. Ale uważam, że nie wszystkie „izmy” muszą mieć zawsze i wszędzie tylko negatywne zabarwienie.
„Kobieta” to mądra powieść dla mądrych kobiet, które nie boją się myśleć, próbują zrozumieć swoją rolę w życiu, znają swoje słabe strony i potrafią wytrwale dążyć do obranego celu. Ale czy to tylko powieść dla kobiet? Nie sądzę. Mężczyzna czytający książkę Joanny Bator może się sporo dowiedzieć o kobiecej psychice i jej spojrzeniu na życie. Dlatego generalizowanie, że „Kobieta” to powieść kobieca, jest błędem. Może lepiej zabrzmiałoby nazwanie jej powieścią o kobiecej duszy, o kobiecej mentalności.
„Każda historia jest wymyślona. Na nieistniejącej granicy między wyobraźnią i pamięcią rodzą się „książki, które uczą tańczyć”. Miał rację Nietzsche, w labiryncie nie szukamy prawdy, lecz swojej Ariadne. Pragnienie prawdy własnej fikcji.
Skończyła się era wielkich opowieści. Nie ma już bohaterów, którzy wygraliby każdy pojedynek na miny. „Spadamy we wszystkich kierunkach jednocześnie”. Naszych malutkich historii trzymamy się jak spadochronów”.
„Kobieta” utwierdza mnie w przekonaniu, że Joanna Bator to świetna pisarka. Tak przygotowana mogę sięgnąć po „Piaskową Górę”.
Intrygująca recenzja. Czyli to jest bardziej z feministycznego punktu widzenia, a nie z generowego?
OdpowiedzUsuńDo książek Bator (poza "Japońskim wachlarzem") przymierzam się od dłuższego czasu (ale ich cena mnie poraża^^''').
Pozdrawiam serdecznie^^
Luiza, ja myślę, że jak sam tytuł książki wskazuje, jest to powieść o kobiecie, napisana z punktu widzenia kobiety o feministycznych zapatrywaniach. Choć można się doszukiwać rozważań nad płcią społeczno-kulturową samej kobiety, jej rolą w społeczeństwie, ważnością tejże roli w życiu mężczyzn. Jeśli to mieści się w pojęciu gender, to masz odpowiedź . ;)
OdpowiedzUsuńTak się tylko zastanawiam, na ile Bator obrała inną perspektywę niż w "Japońskim wachlarzu" ^^'
OdpowiedzUsuńDziękuję xD
I kiedy ja to wszystko przeczytam?!
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie przeczytam "Kobietę". Jestem po lekturze "Piaskowej..." i "Chmurdali" i długo by mówić o moim zachwycie. Piszesz, że "Kobieta" Jest inna...Z niecierpliwością czekam na tą inność. Pozdrawiam serdecznie z nowego miejsca :)
OdpowiedzUsuńwłaśnie dzisiaj koleżanka z pracy opowiadała jak to nie mogła się oderwać od Piaskowej góry i Chmurdalii. Dziwny zbieg okoliczności, że właśnie dzisiaj czytam o Joannie Bator na Twoim blogu.
OdpowiedzUsuńPiaskowej góry szukam we wszystkich bibliotekach w Poznaniu i poki co muszę czekać.
Wlasnie wypozyczylam pod wpływem Twojej opinii. i bede sie juz za chwilke brała za czytanie :)
OdpowiedzUsuń