"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

wtorek, 29 września 2009

moja lewa stopa

Dziękuję wszystkim za słowa pociechy i troski. Jestem ofiarą, ale jakoś muszę sobie radzić. Z moją nogą lepiej, choć czy dobrze, to się dopiero okaże w najbliższej przyszłości. Szynę gipsową zdjęłam sama w niedzielę. Pod gipsem stopa mi spuchła jeszcze bardziej, gips zaczął mnie uwierać w najbardziej bolące i spuchnięte miejsce, każdy ruch sprawiał mi ból. Obtarł mnie i nie wytrzymałam, zdjęłam szynę sama. Na pogotowiu robiąc tą szynę nie uwzględnili, że stopa może mi jeszcze bardziej spuchnąć, a na dodatek pod tą szyną nie było żadnego opatrunku. Od niedzieli smaruję stopę żelem Altacet, opuchlizna powoli znika, a krwiak występuje na obrzeżach śródstopia i na palcach. Nogę w kostce zginam bez problemu, palcami też ruszam. Opaska uciskowa zastępuje szynę gipsową. Dziś byłam u chirurga. Dostałam zwolnienie na 15 dni, aczkolwiek lekarz zaznaczył, że to na razie. Potem się okaże, jak długo jeszcze potrwa leczenie. Lekarz obejrzał zdjęcie rtg i stwierdził, że według niego jest uszczerbana kość jednego palca i kazał mi jak najmniej chodzić, a jak już to opierać stopę tylko o piętę. Swoją drogą lekarz, u którego dziś byłam, był bardzo wyluzowany. Zwrócił się do mnie tymi słowy, cytuję: „Coś ty k... m... dziewczyno z nogą zrobiła?” A potem po imieniu do mnie, nie opieprzył mnie za zdjęcie szyny gipsowej, zauważył, że na pogotowiu nie zrobili tego pewnie fachowo i na służbę zdrowia ponarzekał. I kto to mówi!? ;) W przyszłą środę kolejna wizyta u fajnego pana doktora Czesława. Mam nadzieję, że jego czarne scenariusze, że mi włoży stopę w gips na 4-6 tygodni, nie sprawdzi się.

Także jakoś sobie radzę. Remont nie jest skończony, przez najbliższe kilka tygodni będziemy musieli mieszkać remontując. Jak wszystko dobrze pójdzie to w sobotę skręcimy meble do salonu i ten pokój będzie już miał „ręce i nogi”. A reszta po kolei: przedpokój oraz drugi pokój. Remont łazienki zostawiam na listopad albo grudzień.

Nasz dobytek już cały przewieziony: oprócz telewizora, bo mąż ogląda właśnie nasze siatkarki. Oprócz laptopa, na którym piszę, bo do 30 września internet jest jeszcze na obecnym mieszkaniu. Oprócz kołderek i podręcznych kosmetyków. Jutro moja matka pomoże mi posprzątać opuszczane mieszkanie a pod wieczór oddajemy klucze.

A zatem dziś ostatnia noc na starym mieszkaniu. Na wynajmowanym! Od jutra już we własnym domku, który za niedługi okres czasu będzie wyglądał, jak należy.

Życzcie mi spokoju, cierpliwości i abym nie panikowała, nie załamywała się i tym samym nie wprowadzała męża w złe samopoczucie. Bo moje depresje odbijają się na nim. A przecież przed nim jeszcze sporo roboty. Dzielne chłopisko z niego, że wytrzymuje z taką niezdarą i marudą, jak ja.

sobota, 26 września 2009

noga w gipsie

Dziś przewoziliśmy pudła z naszym dobytkiem na nowe mieszkanie. Pech chciał, że pod klatką potknęłam się i moja lewa stopa doznała urazu. Spuchła jak bania, a ja zaczęłam utykać. Pomyślałam, że pewnie stłuczenie, jak ta lala. Mąż zawiózł mnie na pogotowie. W kolejce odczekałam swoje i pan doktor po zrobieniu zdjęcia rtg stwierdził, że nastąpiło stłuczenie śródstopia lewego i załadował mi stopę w szynę gipsową, tak na wszelki wypadek. Za 10 dni znowu po foto rtg i do kontroli. Mój urlop remontowo – przeprowadzkowy zamienia się w zwolnienie lekarskie. Jestem teraz ciężarem sama dla siebie. Popłakałam się. Że też teraz musiałam być taka nieostrożna. Za 3 dni przeprowadzka, remont mieszkania wciąż trwa, a ja, ofiara losu, wylądowałam w domu z nogą w gipsie. Nic już mężowi nie pomogę, mam siedzieć w domu. Jestem załamana. Dlaczego akurat teraz!?! No dlaczego!?!

czwartek, 24 września 2009

remont, remont, remont...

Moi drodzy! Od poniedziałku mam urlop. Ale o odpoczynku mogę pomarzyć. Pomagam mężowi przy remoncie mieszkania, do którego się przeprowadzamy, a które dostałam od rodziców (oni tydzień temu przenieśli się do innego). Sama zdemontowałam boazerię w przedpokoju, a potem zdarłam dwie warstwy tapety, które wspaniałomyślnie położyli moi rodzice, zanim założyli boazerię. Co się namęczyłam przy zdzieraniu tapety, to moje. Jedynie pewien płyn do usuwania tapet sprawił, że ściany są czyste, o ile można je nazwać czystymi. Mąż w międzyczasie usunął stare metalowe futryny, które dawniej montowano w blokach. Teraz nadszedł czas na wstawianie nowych futryn (czy ościeżnic, bo chyba tak fachowo się to nazywa). Zacznę dziś szpachlować wszelkie dziurki w ścianach, a są ich setki, potem wyrównanie ścian, potem położenie płyt kartonowo-gipsowych na najbardziej zdemolowaną ścianę. Potem malowanie. Do przedpokoju wybrałam farbę koloru niebieskiego, bo świetnie się komponuje do koloru mebli w przedpokoju i koloru drzwi. Roboty przed nami jeszcze masa, ale damy radę. Mam chwile zwątpienia, mam chwile nerwów, zamykam się w sobie i staję się klapnięta. Ale wiem, że nasze wysiłki nie pójdą na marne. W poniedziałek przywożą nam nowe meble, które składamy sami, mam nadzieję, że instrukcja obsługi nie jest skomplikowana. A we wtorek przeprowadzka. Niestety będziemy musieli malowanie dwóch pokoi rozpocząć już po przeprowadzce. Farby już kupione, wesołe kolory, bo mam dość białych ścian. Na razie musimy się uporać z remontem przedpokoju, bo to tak zwany punkt wyjściowy. Jak już wstawimy drzwi, możemy ruszać dalej: malowanie, wymiana kilku paneli podłogowych, które niestety zostały zniszczone podczas wydzierania metalowych futryn. Potem kładzenie płytek w przedpokoju. Potem remont generalny łazienki. Na szczęście kuchnia jest nowa, bo moi rodzice wyremontowali kuchnię dwa lata temu, więc bynajmniej to pomieszczenie odpada do remontu. Cudownie byłoby, gdybyśmy mogli remontować nie mieszkając, ale musimy zwolnić wynajmowane mieszkanie do 30 września. Jestem straszliwie przejęta tym zamieszaniem. Moje mięśnie stają się prężniejsze i nie czuję już zakwasów. Ręce i nadgarstki trzymają się dobrze. Ale za to, jak cudownie jest wieczorem położyć się po pracowitym dniu i zasnąć snem sprawiedliwego. Dziś zaczęłam pakować nasze książki i ubrania. Jest tego sporo, ale za to mam możliwość zrobić przegląd, już kilka worków z ubraniami powędrowało do pojemników PCK. Trzymajcie za nas kciuki, byśmy sobie dali radę. Byśmy nie zwątpili. By nas optymizm nie opuszczał. By chęci starczyło na cały remont. Ja jestem silna baba, mąż silny chłop, wspólnymi siłami podołamy wszelkim trudnościom, przeciwnościom, wszelkim problemom i zmorom remontowym. Byle zdrowie dopisało. Na razie to tyle relacji. Do usłyszenia.
PS. A „Przeproś” A. Kościów już prawie przeczytana. Jestem pod wrażeniem fantazji i kunsztu autora. Wstępnie mogę polecić, jako świetną lekturę.

sobota, 5 września 2009

cisza przed ...

Nadszedł czas na zmiany w moim życiu. Od kilku miesięcy nieuchronnie zbliżał się ten czas, ale dopiero teraz czuję, że już niedługo coś się zmieni. Będę mogła umeblować własne mieszkanko. Będę mogła wybrać nowe płytki do łazienki i super wygodą kabinę prysznicową. Będę mogła wybrać kolor ścian, może jakąś tapetę. Będę mogła... Będzie tego dużo. Bo przeprowadzam się. 30 września br. oddaję klucze wynajmowanego mieszkania, by od 1 października br. być już na swoim. Jestem tym lekko przerażona, lekko podniecona i wielce zadowolona. Dlatego na blogu cisza. Bo wolne chwile spędzam oglądając, planując, rozmyślając, mierząc, kupując. A wieczorami czytam „Przeproś. Przewodnik gracza” Aleksandra Kościów, książka coraz bardziej mi się podoba i wciąga. A jak skończę czytanie, to powiem, czy słusznie porównują prozę polskiego pisarza do magicznych światów Haruki Murakamiego.