Nie mam pamiątek z przeszłości. Takich, które mogłabym dostać od matki, babci, czy dalekich ciotek. Nie mam w ogóle pamiątek rodzinnych, tych materialnych i tych niematerialnych: opowieści, które byłby przekazywane następnemu pokoleniu. Nie pochodzę z rodziny z tradycjami. Nie pochodzę z rodziny, która odznaczałaby się czymś wielkim. Jestem uboższa o te rodzinne historie i zazdroszczę tym, którzy znają swoje korzenie.
Nie mam żadnych talizmanów, amuletów. Nie znam żadnych zaklęć ani magicznych słów, którymi mogłabym się otoczyć, jak niewidzialnym szalem, w chwilach, kiedy nadciąga zło i kiedy opieka jest mi potrzebna.
Moja tożsamość jest ciągle niepełna. Jest jak pusta skrzynia, do której zapomniano włożyć posag dla córki, którą oddaje się mężczyźnie. Jest jak pusty flakon, do którego nigdy nie włożono pięknego bukietu kwiatów.
Właśnie dlatego książka
Aminatty Forny „Kamienie przodków” tak bardzo mnie wzruszyła. Uzmysłowiła mi, jak cenne są wspomnienia i historie rodzinne. Jak istotna jest znajomość własnych korzeni. Bo ja jestem elementem łączącym przeszłość z przyszłością. Jestem przekaźnikiem tego, co było, temu, co będzie. Jestem sumą naszych wspomnień. We mnie płynie krew moich dziadków, pradziadków, prapradziadków…
„Kamienie przodków” to przede wszystkim powieść o kobietach. To również powieść o Afryce. To powieść o przeznaczeniu i ingerencji w nie. Kobiety, które są bohaterkami „Kamieni przodków”, odznaczają się niezwykłymi osobowościami, są silne, dumne, znają swoje miejsce i wiedzą, czego mogą żądać od życia. Afryka, a dokładniej Sierra Leone jest tłem wydarzeń, o których opowiadają kolejno cztery ciotki przybyłej do kraju dzieciństwa Abie. Afryka jest pełna ludowych wierzeń, magicznych zaklęć, dziwnych tańców, nocnych rytuałów. Przeznaczenie jest duchem, którego kobiety próbują przekupić, przechytrzyć, oszukać, wykiwać. Przeznaczeniem kobiet w Afryce jest przede wszystkim bycie żoną. Cztery ciotki Abie: Asana, Mariama, Hawa oraz Serah to córki żon jednego mężczyzny. Córki czterech spośród jedenastu żon dziadka Abie. Bo Abie przybyła do Afryki na odziedziczoną w spadku po dziadku plantację kawy. Wraz z tą plantacją otrzymała największy dar: możliwość poznania historii własnej rodziny.
Aminatta Forna oddaje głosy swoim bohaterkom, które same prowadzą akcję powieści. To ciotki Abie są autorkami opowieści. Zwracają się do słuchającej ich Abie, a my czytelnicy podsłuchujemy. I z każdą opowieścią nasza ciekawość rośnie. Opowiadają jej swoje historie. Wracają do czasów dzieciństwa, młodości, wspominają swoich mężów, dzieci. Niektóre historie wspominają z sentymentem, innymi usprawiedliwiają swój los. W ich opowieściach czai się niekiedy smutek i żal za bezpowrotnie utraconą przeszłością. Niekiedy daje się wyczuć ulga, że życie mają już za sobą. Jednakże zawsze ich opowieści są pełne dumy. Bo te kobiety nigdy nie dały się zniewolić, nigdy nie uległy czasom, zawsze dzielnie znosiły wszelkie przeciwności losu. A, jak łatwo się domyślić, życie w Afryce wcale nie należy do łatwych.
Dzięki tej książce mamy możliwość poznać Sierra Leone, kraj leżący na zachodnim wybrzeżu Afryki. Kraj będący niegdyś kolonią brytyjską. Obecnie jedno z najbiedniejszych państw na świecie.
Czasowo powieść rozciąga się niemalże na cały XX wiek, dzięki czemu, słuchając opowieści ciotek Abie, stajemy się obserwatorami przemian społeczno-obyczajowych w Sierra Leone. Na przykładzie jednej rodziny, choć jakże licznej, możemy zauważyć, jak mentalność, kultura i obyczaje wpływała na życie mieszkańców Sierra Leone. Przede wszystkim kobiet. Jak stawały się one twardymi i dumnymi, jak pielęgnowały tajemnice przodków, jak walczyły z niewdzięcznością i okrutnym światem mężczyzn. Pisarka nie unika również bolesnych historii związanych z przemianami politycznymi w kraju, opisuje pierwsze wybory prezydenckie, nastroje społeczne i następstwa odzyskania niepodległości (1961 r.).
Muszę przyznać, że „Kamienie przodków” zrobiły na mnie spore wrażenie. Może dlatego, że Aminatta Forna z olbrzymim wyczuciem ukazuje siłę i moc drzemiącą w kobiecych duszach? A może ze względu na samą opowieść i fakt, że miejscem akcji jest nieznana mi Afryka? I choć momentami opowieści kilku różnych kobiet stapiały mi się w opowieść jednej kobiety, nie czułam się zagubiona. Miałam wrażenie, że nie jest istotne, która z ciotek Abie snuje swą opowieść. Ważniejsza była wymowa tych wspomnień, ich ponadczasowy i ponadosobowy wymiar. Zachować wspomnienia, ocalić je od zapomnienia, pielęgnować opowieści, przekazywać je następnym pokoleniom. Po co? Nie tylko, aby pamiętać, co było kiedyś, by uczyć się i wyciągać z przeszłości wnioski, które pomogą budować przyszłość. Przede wszystkim po to, aby zrozumieć samego siebie, aby dojrzewać i rozwijać się.
Dostrzegam w tej powieści cudowny spokój i pokorę wobec losu, nawet wtedy, kiedy ten los próbuje się przechytrzyć. Dostrzegam olbrzymi szacunek wobec własnych przodków. Uczuciem towarzyszącym mi podczas lektury nie było współczucie dla tych biednych afrykańskich kobiet, tylko podziw i respekt wobec ich życia w trudnych warunkach i czasach.
Na początku bieżącego roku czytałam
„Brzemię rzeczy utraconych” Kiran Desai i pisałam, że ta książka to moje odkrycie literackie. Z czystym sumieniem do tegorocznych odkryć literackich dopisuję „Kamienie przodków” Aminatty Forny.
Zachłannie zapragnęłam również na moim biurku postawić miskę wypełnioną kamykami. I móc usłyszeć, jak ze sobą rozmawiają…