"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

sobota, 18 września 2010

"Neapol, moja miłość" - Penelope Green



Z dużą dozą ostrożności i nieskrywanym sceptycyzmem podeszłam do książki „Neapol, moja miłość” Penelope Green. Obawiałam się sentymentalnej opowieści, lektury naiwnej i lekkiej do przesady. A tymczasem zostałam bardzo mile zaskoczona i sama sobie nie dowierzam, że ta lektura sprawiła mi mnóstwo przyjemności. Tak, tak! Sięgając po tą książkę myślałam sobie, że nie znajdę tu nic pozytywnego i otrzymam to, czego się spodziewam. Jednakże muszę być szczera przede wszystkim przed samą sobą i przyznać się, że naprawdę „Neapol, moja miłość” to całkiem przyjemna książka.

Nie czytałam pierwszej książki Penelope Green - „Rzymskie dolce vita”, znajomość z tą panią rozpoczęłam zupełnie przypadkowo. Co poniektórzy wiedzą, że książkę wygrałam na facebookowej stronie wydawnictwa Prószyński i S-ka. Teraz mam ochotę na tą rzymską opowieść i nie będę ukrywać, że już za książką się rozglądam.

Może właśnie z racji, że nie czytałam wcześniejszej książki Green i nie mam porównania, jestem zadowolona i mogę z czystym sumieniem polecić tą książkę. Traktuję „Neapol, moją miłość”, jako lekturę, którą nie tylko łatwo i przyjemnie się czyta, ale przed wszystkim, jako źródło całej masy wiadomości o Neapolu. Jako, że nigdy wcześniej nie interesowałam się Włochami, ani tym bardziej samym Neapolem, moja wiedza w trakcie lektury poszerzyła się istotnie. Z czego się cieszę!
Powinnam napisać, że właśnie taki sposób opowiadania o mieście, jak zrobiła to ta australijska pisarka, dociera do mnie absolutnie i sprawia, że mam podwójną przyjemność. Po pierwsze: mam przyjemność z obcowania z literaturą piękną. Bo jakby nie było, jest to beletrystyka! Po drugie: mam możliwość dowiedzieć się rzeczy, których wcześniej nie znałam. Nie czytuję przewodników turystycznych, bo nie mam potrzeby. I nie sądzę, bym z jakiegokolwiek przewodnika dowiedziała się tylu interesujących faktów o Neapolu.

A z książki Penelope Green dowiedziałam się naprawdę mnóstwo o samym Neapolu. Fakt, że jest to subiektywna relacja, może i momentami trąci babskim czytadłem, ale w ogólnym rozrachunku książka broni się sama. Bo nie jest to zwykła opowieść o młodej Australijce, która przeprowadza się z rodzimej Australii wpierw do Rzymu, a potem do Neapolu, gdzie wiedzie żywot dziennikarki, która przekroczyła już trzydziestkę, a na widoku nie ma żadnego kandydata na męża. Nie! Ta opowieść jest przeplatana wiedzą, którą ta Australijka zdobywa, by poznać miasto, w którym przyszło jej mieszkać. Ona chce wczuć się w to miasto, poznać jego dobre i złe strony. Poznaje jego historię. Poznaje mieszkańców Neapolu. Poznaje kuchnię i pobudza kubki smakowe czytelnika, nie tylko pizzą. Żyje w mieście opanowanym przez neapolitańską mafię – kamorrę i próbuje poznać historię tejże mafii. Jako dziennikarka interesuje się współczesnymi problemami miasta, np. biedniejszymi dzielnicami, w których do niedawna nie było szkół, czy zanieczyszczeniem miasta śmieciami i problemem wywozu ich z miasta.

Właśnie opisem zwyczajnego życia w Neapolu Penelope Green mnie ujęła. I to w Neapolu zaledwie sprzed kilku lat. W życiu nie sądziłam, że to sławne miasto boryka się z takimi problemami. Że jest jednym z biedniejszych miast Włoch. Że panuje tam taka przestępczość i prawie całe miasto jest w rękach kamorry.

Zawsze po skończonej lekturze zastanawiam się, jak ona na mnie oddziaływuje. Jeśli jestem w błogim zawieszeniu, książka poruszyła moją duszę. Jeśli odczuwam satysfakcję, to książka poszerzyła moją wiedzę. W przypadku książki „Neapol, moja miłość” odczuwam satysfakcję. I to wystarczy, bym lekturę zaliczyła do udanych.

Ale, żeby nie było za słodko, muszę się jednak na coś poskarżyć. Na 18 stronie, a więc na starcie, przeczytałam zdanie, które mnie wprawiło w szyderczy śmiech:

„Na peronie zauważyłam grupę siedzących na betonowym murku Polek ze złotymi zębami”.

No dosłownie mnie zatkało. Przecież te sławne złote zęby są kojarzone z Rosjankami, czy też Ukrainkami! Ale żeby z Polkami!? Znacie jakąś Polkę, która w latach 2004-2007 miałaby złote zęby??? No mój szyderczy śmiech zamienił się gorzkie politowanie. Czy to nieuwaga Pani tłumaczki, czy też sama Penelope Green ma o nas takie mniemanie? Ja protestuję! Ta zniewaga przeprosin wymaga!

Dziękuję za uwagę i zapraszam do lektury „Neapolu, mojej miłości” Penelope Green.

11 komentarzy:

  1. No patrz, kto by pomyślał :) Tytuł dość banalny, ale jak miło być zaskoczoną :)Chociaż jak do tej pory byłam oczarowana Italią dzisiaj jednak preferuję Hiszpanię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy możesz mi polecić jakieś ksiązki o Hiszpanii??

      Usuń
  2. Nie znam ani młodszych, ani starych Polek ze złotymi zębami. Jeżeli ktoś miał takowe w latach pięćdziesiątych lub sześćdziesiątych ubiegłego wieku, to chyba pozbył się ich bardzo szybko. Ot, podobieństwo języka lub brak słuchu muzycznego autorki, albo i wiedzy osoby, która para się dziennikarstwem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, oni tam myślą, że na wschód od Berlina to tylko kufajki, białe niedźwiedzie i złote zęby;)

    OdpowiedzUsuń
  4. :) fajnie że ci się podobało, też bym z chęcią przeczytała.
    Ta okładka jest po prostu cudowna, a ja wymiękam widząc TAKIE okładki ;) tym bardziej, że nie znam nic o Neapolu

    OdpowiedzUsuń
  5. Taaaaak!
    Ja też chcę tę książkę :) A tak mnie "odstraszała" :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Okładka, a szczególnie Twoja recenzja kusi, by przeczytać xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawe jak informacje zawarte w książce Penelope Green mają się do "Gomorry", bo jakby nie patrzeć jedno i drugie dzieło opowiada o Neapolu. Moja ciekawość nie jest jednak na tyle silna, aby (pomimo entuzjazmu z jakim piszesz o "Neapol, moja miłość") skonfrontować obie książki

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja bardzo chcialabym pojechac do Neapolu! :-) Na razie jedynie myslami albo wlasnie ksiazkami moge sobie popodrozowac. Autorki nie znam. Warto sie poznac?

    Co do zlotozebnych Polek - moze chodzilo o grupe Romek, mowiacych po polsku? Ja takowe spotkalam m.in. w Paryzu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja widzialam Polki ze zlotymi zebami, ale nie wiem, czy akurat w tych latach. Natomiast wydaje mi sie, ze ta pani najpewniej widziala grupke Ukrainek lub Bialorusinek, ewentualnie Rosjanek, albo jak Maga-mara pisze, kobiet z mniejszosci romskiej - one, nawet dosc mlode, wciaz maja zlote zeby. I zwlaszcza Romek jest troche w Neapolu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Polek też jest trochę w Neapolu, niestety, niektórzy ogólnie na sprzątaczki mówią niekiedy żartobliwie "Polki", bo one, wspólnie z Rosjankami itd najczęściej zajmują się tam utrzymaniem czystości w domach.
    Złotozębne również mogłyby się trafić, zwłaszcza na dworcu przy Piazza Garibaldi.

    Też się skuszę na książkę, trzeba zweryfikować jej treść z moim obrazem Neapolu :)

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.