"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

wtorek, 23 lipca 2013

fragment powieści, którą czytam...

"Wbrew przesądom i naukom każdy z nas ma dwie matki i często ani jednego ojca. Matka pierwsza to Natura. Matka druga to Kultura. Matka pierwsza nigdy nie kłamie; emocje, odruchy, dreszcze – nie sposób podważyć ich autentyczności. Matka pierwsza trzyma nas w szponach, żywi się prawdą. Trudno od niej uciec, nawet udana ucieczka jest ucieczką na trochę, nigdy na dłużej, i nigdy dalej, niż pozwala pępowina. Matka druga jest wyrozumiała, mieszka nieco bardziej na zewnątrz, prowadzi schronisko dla swoich dzieci, dla osób pokrzywdzonych przez pierwszą matkę. Matka druga tka miraże, częstuje karmelkami, uczy, że warto uciekać przed prawdą emocji, odruchów, dreszczy; ukazuje kręgi kontekstów, tryby wątpliwości, sznury związków przyczynowo-skutkowych, wykonane ręką piękno. (Ta waza nie jest niebiesko-brązowa. To lazur i ochra).
Matki zazwyczaj żyją w zgodzie, lecz bywa i tak, że skaczą sobie do gardeł. Walczą jak suki. Areną walki zawsze jest ich wspólne dziecko. Którakolwiek z matek by wygrała, zawsze przegrywa arena. Arena odnosi rany, niekiedy obgryza paznokcie do krwi, nacina żyletką wnętrze ud, zapomina o spuszczeniu wody w toalecie, lunatykuje."

fragment "Ości" Ignacego Karpowicza

czwartek, 11 lipca 2013

"Maria Skłodowska-Curie i jej córki" - Shelley Emling


„Życie nie jest łatwe dla nikogo z nas. Ale co z tego? Musimy być wytrwali, a przede wszystkim wierzyć w siebie. Musimy wierzyć, że mamy do czegoś talent i że to coś należy osiągnąć za wszelką cenę.”
Maria Skłodowska-Curie


Nie miałam w szkole szczęścia do nauczycieli chemii i fizyki. Kompletnie nie potrafili zainteresować mnie tymi przedmiotami. Do dziś nie mam bladego pojęcia, o co chodzi w tablicy Mendelejewa, pierwiastki funkcjonują w moim umyśle jako absolutne abstrakty, nie potrafię sobie wyobrazić atomu, nie mam pojęcia o działaniach różnych sił, nie rozróżniam napięcia od natężenia. Jestem kompletnie zielona w tym temacie. Energia jest dla mnie abstrakcyjnym pojęciem, choć realne jej skutki dostrzegam.  Kiedy próbuję sobie wyobrazić wnętrze atomu, jądro, neutrony, protony i wszystko, co tam można znaleźć, widzę czarną dziurę w wyobraźni. Nie mam zmysłu umożliwiającego mi łapanie w mig, o co w tych naukach chodzi.  Jednak, co ciekawe, od jakiegoś czasu fascynuje mnie astronomia. Z zaciekawieniem oglądam programy i filmy oraz czytam o wszystkim, co dotyczy wszechświata, naszej galaktyki, tych miliardów gwiazd, podobnych do naszego Słońca, które istnieją we Wszechświecie. I ta wiedza mnie pobudza do myślenia, potrafię sobie ogrom Kosmosu wyobrazić. Wystarczy, że spojrzę w nocy na rozgwieżdżone niebo, odnajdę charakterystyczne i łatwe do wypatrzenia gwiazdozbiory. Potrafię nawet nazwać kilka gwiazd, z ogromną przyjemnością patrzę na planety naszego Układu Słonecznego wtedy, kiedy ich widoczność na niebie jest spora.  Wiem, że wewnątrz gwiazd zachodzą procesy chemiczne, różne reakcje termojądrowe. Wiem, że gwiazdy się rodzą i umierają, pojawiają się supernowe, białe karły, które są pozostałością po eksplozji umierającej gwiazdy. Tak, te tematy mnie intrygują; gdybym mogła udać się do obserwatorium astronomicznego na hawajskiej górze Mauna Kea, byłoby to spełnienie jednego z moich marzeń.  Innym marzeniem jest lot w przestrzeń kosmiczną, choćby na orbitę okołoziemską.  Wiem, mam niecodzienne marzenia…

Musiałam się podzielić z wami tymi słowami, bo chcę dziś polecić świetną książkę, o laureatce dwóch Nagród Nobla z dziedziny fizyki (1903 r.) i chemii (1911 r.). Kobietą, której poświęcona jest książka, jak łatwo się domyślić, jest Maria Skłodowska-Curie, znana chyba każdemu.  (W zasadzie książka poświęcona jest również jej dwóm córkom:  Irenie i Ewie.) 

Będąc, jak wspomniałam na wstępie, kompletnym laikiem z fizyki i chemii, lektura książki Shelley Emling sprawiła mi ogromną przyjemność. I choć zjawisko promieniotwórczości jest dla mnie równie abstrakcyjnym pojęciem, jak wspomniana wyżej budowa atomu, z ogromną satysfakcją chłonęłam kolejne rozdziały tej pozycji.

„Maria Skłodowska-Curie i jej córki” Shelley Emling to jedna z tych książek, które czyta się z przyjemnością. Zauważyłam ostatnio, że zdecydowanie wolę czytać biografie sławnych ludzi, niż fikcję literacką. Może poszukuję autorytetów, może potrzebuję potwierdzenia, że życie może być fascynującą przygodą, a nauka potrafi uczynić je wartościowszym?

Autorka przybliża sylwetkę Noblistki, jej zmagania z pracą, wręcz poświęcenie życia dla naukowych odkryć. Wszak Maria Skłodowska-Curie przez całe życie obcowała z niebezpiecznymi dla zdrowia związkami chemicznymi.  Z pewnością była świadoma zagrożenia płynącego z promieniotwórczości, ale odsuwała od siebie myśl o tym. Była skupiona na pracy naukowej i tylko to się dla niej liczyło.  Jej determinacja i poświęcenie zasługują na szczególny szacunek. Shelley Emling opisuje Marię jako kobietę wymagającą, stroniącą od sławy, która ją otoczyła. Czytamy o dwóch podróżach Noblistki do Stanów Zjednoczonych, gdzie popłynęła, aby zgromadzić środki na zakup 1 grama (!) radu, wpierw dla instytutu naukowego w Paryżu, a potem dla instytutu w Warszawie. Czytamy i widzimy kobietę, która wolałaby uniknąć tego rozgłosu, tej atencji, z którą była witana na uniwersytetach, w olbrzymich zakładach chemicznych, a nawet w Białym Domu przez dwóch prezydentów Stanów Zjednoczonych.  Dowiadujemy się o jej niezwykłym przywiązaniu do córek, które zawsze traktowała jak partnerki, dbając o ich wykształcenie i charakter.  Jedna z nich, Irena, poszła w ślady matki, pracowała wpierw z nią, a potem z mężem Frederikiem Joliot-Curie. Zresztą wraz z mężem w 1934 r. również otrzymała Nagrodę Nobla z chemii w uznaniu za odkrycie sztucznej promieniotwórczości. Druga z córek, Ewa, została sławną reporterką i korespondentką wojenną, przemierzającą podczas drugiej wojny światowej Afrykę i Azję. 
 
Autorka opisuje relacje sławnej matki i jej dwóch córek, ale nie skupia się tylko na tym.  Z silnym akcentem podkreśla wpływ matki na ich życie, ale również zwraca uwagę na odmienność tych osobowości.

Życie Marii Skłodowskiej-Curie nie rozpieszczało. Przybrana ojczyzna, Francja, przez długi czas nie przyjmowała kobiet do grona profesorów ani naukowców. Często jednak Maria, jako jedyna kobieta, uczestniczyła w spotkaniach największych naukowców, wśród których znajdował się m. in. Albert Einstein. (Zresztą darzący Marią ogromnym szacunkiem i przyjaźniący się z nią.) Również czasy, w których przyszło żyć Noblistce nie były spokojne. Podczas pierwszej wojny światowej wraz z córką Ireną jeździła po Europie ucząc obsługi aparatów rentgenowskich, czując w tym swoją powinność wobec ludzkości.  Drugiej wojny światowej nie dożyła, przez wiele lat zmagała się z jaskrą i chorobami płuc. Dziś nie trudno nam odgadnąć, co mogło być przyczyną tych dolegliwości. Obcowanie z promieniotwórczymi pierwiastkami musiało się odbić na jej zdrowiu.  Jej córka Irena podczas drugiej wojny światowej wraz z mężem trwała w okupowanym Paryżu nie przerywając badań. Cierpiała na gruźlicę a zmarła na białaczkę. 

Te trzy silne kobiety, będące bohaterkami książki Shelley Emling, zostały sportretowane jako niezwykłe osobowości.  Pokuszę się o stwierdzenie, że córki niejako musiały być silne, mając taką matkę. Maria była dla nich wzorem i autorytetem. Odkrycia pań Curie wpłynęły na rozwój nauki. Oczywiście błędem byłoby, gdybym pominęła rolę mężczyzn: Piotra – męża Marii oraz Frederika – męża Ireny. To wraz z nimi Maria i Irena prowadziły badania naukowe i panom również należy się uwaga. W świecie naukowym, zdominowanym przez mężczyzn, trudno było zaistnieć kobiecie, a tym dwóm paniom to się udało. Dziś nazwisko Curie jest kojarzone przede wszystkim z Marią Skłodowską-Curie. Ale trzeba pamiętać o mężczyznach.

Zastanawiałam się nad fenomenem Marii Skłodowskiej-Curie, nad jej życiem i pasji, której je poświęciła. Z nieskrywaną dumą patrzę na nią. Nie dość, że kobieta, to jeszcze Polka! Wiodła skromne życie, na tyle, na ile mogła, poświęcała się rodzinie i pracy naukowej, która stanowiła dla niej najwyższą wartość.  Nie uległa sławie i stroniła od niej. Trudno mi dziś wskazać kogoś takiego. Może taka postawa to cecha charakterystyczna dla ludzi żyjących 100 lat temu. W czasach trudniejszych?

Bez zawstydzenia powiem, że podziwiam takie kobiety. Mnie brakuje odwagi, siły, determinacji, pasji i charakteru.  One zapisują się na kartach historii, a o mnie nikt nie będzie pamiętał. Ale to nic złego.

Muszę na koniec napisać o czymś, co mnie po prostu drażni. Patrząc na okładkę książki widzę coś, co najchętniej usunęłabym z niej. Nie rozumiem, po co drukuje się nakładce hasła takie, jak „ważniejsze od Nobla są tylko dzieci” oraz „Książkę polecają Joanna Szczepkowska i jej córki”.  Szczególnie to drugie hasło ma się jak piernik do wiatraka. Mnie osobiści irytuje. O wiele ładniej wyglądałaby okładka bez tych treści.