Jestem chyba romantyczką. Taką niepoprawną, sentymentalną, ckliwą i ciut naiwną. Pomimo, że nie oglądam romansideł, ani nie czytam żadnych romansów. Jestem babą upiornie łaknącą wzruszających doznań. Pomimo, że uważacie mnie za twardą sztukę. Wewnątrz mnie siedzi przestraszona istotka, pragnąca się tulić, być głaskaną i zapewnianą o miłości. I chyba właśnie ta istotka wybudza się z głębokiego snu, ponieważ daje co raz częściej o sobie znać. Ku mojej zgubie, ku mojemu zatraceniu. Bo przecież muszę twardo stąpać po ziemi, nie mogę rozmieniać się na drobne...
A to wyznanie, to efekt ostatniej lektury, przy której doznałam głębokiego wzruszenia.
Po przeczytaniu w grudniu zeszłego roku „Majtreji” Mircei Eliadego, postanowiłam dla porównania przeczytać książkę Maitreyi Devi pt. „Mircea”. I cieszę się, że udało mi się ją znaleźć w bibliotece, bo mam teraz pełen obraz młodzieńczej miłości, jaka na zawsze wyryła swój ślad w duszy tych dwojga. Nie mam żadnych wątpliwości, że uczucie, które połączyło Maitreyi oraz Mirceę, to była prawdziwa miłość. Taka, na którą wielu czeka całe życie, o której niejeden marzy, przez którą niejeden ginie. Choć Maitreyi Devi przez długi czas nie przyznawała się sama przed sobą, tłumaczyła na różne sposoby swoje młodzieńcze uczucie.
Ale po kolei.„Mircea” Maitreyi Devi to odpowiedź na książkę Eliadego. Indyjska pisarka w czterdzieści lat po powstaniu „Majtreji”, targana wspomnieniami, pragnieniami i oburzona na Eliadego napisała własną wersję zdarzeń, które połączyły tych dwoje na zawsze. Napisała książkę, jakby dla samej siebie, by się rozgrzeszyć, przyznać do porażki. Choć pierwotnie zamierzała wyrzucić z siebie gniew, ukazać swoją prawdę. Pisząc wspomnienia doświadczyła czegoś, co śmiało można nazwać duchowym katharsis.
W odróżnieniu od książki Mircei Eliadego, książka Maitreyi Devi ukazuje ich związek w bardziej ludzkim i pozbawionym mistycznych kolorytów kształcie. Nie skupia się jedynie na krótkiej przygodzie miłosnej, ale w szerokim zakresie ukazuje życie ówczesnej Kalkuty. Mamy w powieści opisy zwyczajów, tradycji, przesądów, wierzeń religijnych Hindusów. Mamy opisy domu Hindusów i panujący w nim patriarchat.
Mamy jednak, przede wszystkim, wspaniałe wyznanie miłości i wiary w nieskończoność czasu i nieśmiertelność duszy. Fragmenty, w których pisarka bada nieskończoną otchłań i przenikanie się czasu przeszłego z teraźniejszym, pozwalają zrozumieć wiarę w nieśmiertelność duszy.
W odróżnieniu od książki Mircei Eliadego, książka Maitreyi Devi ukazuje ich związek w bardziej ludzkim i pozbawionym mistycznych kolorytów kształcie. Nie skupia się jedynie na krótkiej przygodzie miłosnej, ale w szerokim zakresie ukazuje życie ówczesnej Kalkuty. Mamy w powieści opisy zwyczajów, tradycji, przesądów, wierzeń religijnych Hindusów. Mamy opisy domu Hindusów i panujący w nim patriarchat.
Mamy jednak, przede wszystkim, wspaniałe wyznanie miłości i wiary w nieskończoność czasu i nieśmiertelność duszy. Fragmenty, w których pisarka bada nieskończoną otchłań i przenikanie się czasu przeszłego z teraźniejszym, pozwalają zrozumieć wiarę w nieśmiertelność duszy.
„W wieczór mojego życia zabłysnęło poranne światło. Ranek i wieczór zlały się w jedno. Czas jakby zastygł na zawsze.”
Czy możliwe jest, by dojrzały człowiek tak bardzo uległ wspomnieniom, by zatracić się w poczuciu rzeczywistości? Czy możliwe jest, by przeszłość wkroczyła do rzeczywistości i domagała się zakończenia niezakończonych rozdziałów życia? Maitreyi Devi udowadnia, że jest to możliwe. Przecież czas jest także jednym z podstawowych pojęć filozoficznych. I od wieków jego istota nie dawała filozofom spokoju.
A dlaczego ja się tak rozckliwiłam? Wzruszyłam się bardzo czytając wyznanie Maitreyi Devi. Ostatnia scena książki i ostatnie zdania, jakie w niej padają, stanowią przepiękną puentę. Dają wiarę w nieśmiertelność duszy.
Nie napiszę, że bardziej podobała mi się książka Maitreyi Devi. Zarówno jej wspomnienia, jak i to, co napisał Mircea Eiade w „Majtreji” jest warte poznania i przemyślenia. Bo tak naprawdę obie lektury pozwalają poznać prawdę.