„ – Wiesz – mruknęła – wszystkie zmierzamy wprost do piekła.
– Owszem – przyznała Masako, posyłając jej smętne spojrzenie.– To jak jazda z góry bez hamulców. – Chcesz przez to powiedzieć, że nie ma jak się zatrzymać?
– Nie, oczywiście, że się zatrzymujesz. W chwili zderzenia.
Z czym się zderzymy?, zastanawiała się Yoshie. Co czeka na nas za rogiem? Ta myśl przyprawiała ją o drżenie.”
No właśnie! „Ostateczne wyjście” – powieść japońskiej pisarki Natsuo Kirino, to jazda bez hamulców i nie wiemy z czym się zderzymy. Wkraczamy w świat, w którym pragnienia wolności, zrzucenia krępujących nas więzów i odrażającej samotności, wyzwalają w człowieku najmroczniejsze instynkty. Popychają do zbrodni, która upaja swą doskonałością i daje poczucie sensu istnienia. Straszne.
Zaraz, zaraz. Gdzieś już to było... Tak. Raskolnikow Dostojewskiego popełnił zbrodnię w imię wyższych idei. I nie współczuliśmy ofierze, ale katowi! Bo kat stał się ofiarą własnych ambicji, czy też własnych dylematów.
W „Ostatecznym wyjściu” pojęcie kata i ofiary zostaje zatarte. Jest zbrodnia, która popycha do kolejnych zbrodni. A sympatia czytelnika pozostaje po stronie osób czyniących zło.
Wątek kryminalny był dla Natsuo Kirino tylko pretekstem do zbudowania świetnej powieści psychologicznej. Wszyscy bohaterowie powieści zostali doskonale sportretowani.
Wszyscy cierpią. Yayoi Yamamoto cierpi, bo mąż ją odtrąca, trwoni pieniądze w nocnych klubach na gry hazardowe i kobiety. Yoshie Azuma samotnie wychowuje nastoletnią córkę i opiekuje się niedołężną teściową. Kuniko Jonouchi, trzpiotka, wydająca pieniądze na ubrania znanych domów towarowych i markowe kosmetyki, wpadła w pułapkę kredytową, a na dodatek zostawia ją mąż, wcześniej opróżniając do zera wspólne konto. Masako Katori traci kontakt z mężem i synem, mieszkają pod jednym dachem, ale nie łączą ich żadne relacje; mąż zamknął się w swoim świecie, a syn nie odzywa się do rodziców. Wszystkie cztery pracują na nocnej zmianie w fabryce produkującej gotowe zestawy obiadowe. Wszystkie cztery łączy pewna tajemnica. Są i mężczyźni z przeszłością, żyjący z niezbyt uczciwych interesów. Akira Jumonji, młody i chciwy, prowadzi firmę pożyczkową. Mitsuyoshi Satake, właściciel dobrze prosperujących klubów w Tokio, mężczyzna, który zamordował kiedyś kobietę i odsiedział za ten czyn wiele lat. Jest też Kazuo Miyamori, poszukujący w Japonii szczęścia i pieniędzy młody mężczyzna, który urodził się w Brazylii. On jeden z całej plejady gwiazd „Ostatecznego wyjścia” nie popełnił żadnego przestępstwa, ale i tak los jest dla niego okrutny. Cała reszta, ma ręce umoczone we krwi.
Postacią, bez której tragiczny ciąg zdarzeń nie potoczyłby się, jest Masako Katori. Kobieta, która nie mając ani powodów, ani nic do stracenia, wplątuje się w najgorszy z możliwych scenariuszy. I całe zło skupia się na niej. Choć to nie ona zamordowała człowieka. Ona tylko poćwiartowała ciało mężczyzny... A potem weszła w interesy z lichwiarzem Jumonjim. Powód tym razem się znalazł: duże pieniądze. A jeszcze potem Mitsuyoshi Satake postanowił się na niej zemścić za utratę obu lokali. Jego zemsta ją dosięgła, ale to ona wyszła cała z ostatecznej rozgrywki. Przeszła przez piekło. Dosłownie. Ale dostała od losu szansę na lepsze życie.
Wyłaniający się obraz japońskiego społeczeństwa budzi grozę. Nie przerażają czyny, których dopuszczają się bohaterowie książki. Przeraża przejmująca bezradność wobec życia i ból samotności. Ta samotność jest momentami nie do zniesienia. Człowiek coraz bardziej zamyka się w swoim świecie budując wokół siebie kokon. Przyczyny tej alienacji są różne. Ale zawsze rodzi się pytanie, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego relacje międzyludzkie stają się tak oschłe, pozbawione wrażliwości i ciepła. Gdzie znika uczucie, które kiedyś łączyło męża i żonę... I skąd się bierze zło?
Nikt tak pięknie, jak Japończycy, nie pisze o samotności i o tym, jakie spustoszenie w duszy człowieka czyni samotność.
Przyznam, że książkę czytałam jednym tchem. Nie przerażała mnie jej objętość – 584 strony! Zbliżając się do końca, przeciągałam moment zamknięcia książki. Tak dobrze mi się ją czytało. Bo wciąga ogromnie! I co ważne budzi olbrzymią ciekawość, co będzie dalej. Natsuo Kirino potrafiła mnie wiele razy zaskoczyć zwrotem akcji. Nie zaliczyłabym „Ostatecznego wyjścia” ani do powieści kryminalnych, ani do thrillerów, choć elementy tych gatunków są wyraźne. Myślę, że jest to mieszanka wielu gatunków. A przede wszystkim jest to znakomita powieść, od której nie mogłam się oderwać. Absolutnie polecam!
absolutnie ciekawie napisałaś o książce!:) tak, że choć nie znam autorki zanotowałam ją w mojej obrazkowej pamięci:)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja :) A książka niesamowita!
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że nikt tak pięknie nie pisze o samotności jak Japończycy.
Zaintrygowałaś mnie tą recenzją...:)
OdpowiedzUsuńWpisuję na moją "chce-listę".
Pozdrawiam
teraz jestem przekonany!Bo nie zachęciła mnie szufladka do jakiej wrzucono książkę-dreszczowiec,kryminał.Teraz wiem że warto.Dzięki!;)
OdpowiedzUsuńbardzo mi się ta książka podobała , chociaż po raz kolejny (i u siebie wielokrotnie i u innych) zżymam się nad tytułem, który lepiej by mi brzmiał z przestawionymi wyrazami.
OdpowiedzUsuńNatomiast jej następna książka u nas wydana nie spodobała mi się w ogóle
ojojo, swietna recenzja, cieszę się że ta książka jeszcze przede mną :)
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie...
OdpowiedzUsuńCzytałam i również bardzo mi się podobała.
OdpowiedzUsuń