Postanowiłam nie pisać nic na koniec 2009 r. Postanowiłam napisać coś na początek 2010 r. Nie mam się czym pochwalić. Rok 2009 nie był ani wyjątkowy, ani przełomowy. Po prostu był. Tak, jak obecnie, jest następny. Jak miałam 20 lat spędzanie sylwestrowego wieczoru w hucznym gronie było frajdą. Dziś tak nie jest. Bo zrozumiałam, że wieczór 31 grudnia nie różni się tak naprawdę niczym od wieczoru 15 marca, 27 lipca, czy 19 października. A zatem na żadną imprezę sylwestrową nie poszłam. Wieczór, jak większość wieczorów, spędziłam z mężem w domu. Obejrzeliśmy jedyny dobry film, jaki w swojej ofercie zaprezentowała nam TVP, a mianowicie: „Tajemnicę morderstwa na Manhattanie” Woodego Allena – gwoli jasności był na TVP Kultura! A potem poszliśmy spać. Mąż zasnął szybko i bez problemów. Ja nie. Bo zacni sąsiedzi (ci od Olka...), nie zważając na nas, zaprosili gości i urządzili sobie imprezę. Stopery w uszach były! Ale i tak słyszałam ich głosy, stłumione, ale słyszałam! Słyszałam wszystkie ich rozmowy. Ale, żeby te rozmowy były warte mojej uwagi, żeby rozmawiali o czymś ciekawym. Nie! Po prostu były to zwykłe rozmowy o ...” dupie Maryny”. No cóż, inteligencja to towar deficytowy. I tak trwali sąsiedzi w tych zacnych rozmowach, aż nadszedł moment wyjścia przed blok, by jak setki innych inteligentnych Polaków postrzelać sobie petardami i sztucznymi ogniami. I wrócili następnie, by gdzieś do godziny 3 nad ranem kontynuować te wielce porywające rozmowy. Oczywiście zakrapiane! Olka i jego brata pewnie gdzieś wywieźli...
A więc, Moi Mili, nie spałam tej nocy. Poranek był najzwyklejszym porankiem świata. No może z jednym, małym wyjątkiem. Mgła za oknem była fantastyczna. Cały dzień ta magiczna mgła spowijała moje smutne miasto.
A teraz coś na deser: Dawno nie uskarżałam się na ból pleców. No i nadszedł. Wczoraj w południe objawił się w lekkim stopniu, by wieczorem dać o sobie znać już absolutnie niewiarygodnie mocno. Kręgosłup boli. Strasznie.
Tak zaczął się dla mnie nowy 2010 rok. A podobno, jaki pierwszy dzień roku, taki cały rok. Pięknie, nie powiem...
W każdym razie, życzę Wam, aby rok 2010 był dobrym rokiem. Pod każdym względem!
Wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuńTo jeden z moich ulubionych filmów Allena:)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w nowym roku! Zdrowia nade wszystko!
OdpowiedzUsuńWitam i życzę w takim razie dużo zdrówka w Nowym roku:)
OdpowiedzUsuńw święta, samotne, obejrzałem większość filmów W.A., które mam - pomógł(Y) mi jak...:)
OdpowiedzUsuńcholera:))))))))))
Wszystkiego dobrego.:))
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego, niech przyniesie piękne chwile :)
OdpowiedzUsuńCzuję szczyptę dystansu!? A więc oby cały rok w tej aurze przeminął! ;-) Najlepszego!
OdpowiedzUsuńA ja usnęłam o 2 i do 10 rano, piękne sny no cóż, było minęło idziemy dalej.
OdpowiedzUsuńBuziak miła:*
i dla Ciebie wszystkiego dobrego, zdrowia przede wszystkim, spokoju za scianą i spełnienia marzeń
OdpowiedzUsuńTobie również - wszystkiego,co dobre :)
OdpowiedzUsuńI zera problemów z kręgosłupem.
od jakiegoś czasu mam takie samo podejście do sylwestra,też mnie nie wzrusza tak jak kiedyś :)
OdpowiedzUsuńa takich sąsiadów to nie cierpię,zwłaszcza bełkoczących po alkoholu,na szczęście od czerwca nie mieszkam już w bloku / a muszę Ci powiedzić że piętro niżej mieszkał sąsiad ,chory psychcznie,często wzywałam policję po czym pogotowie i za moją przyczyną parę razy był hospitalizowany w oddz.psychiatrycznym,na szczęście to już przeszłosć /
jak mi ktoś nie daje w nocy spać,to jestem wściekła jak diabli-objaw uboczny wielu lat pracy na nocki w szpitalu ,,uf ,to też już przeszłość :)))
szkoda,że nie widziałam tego filmu W.A,ale za to dziś leciał świetny "Wszystko gra",który zresztą widziałam już w kinie :)
pozdrawiam i życzę milszego sylwestra za rok :)
Podobnie i my spędziliśmy ten wieczór. I było fajowo i bez nadmiernego bólu głowy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam za życzenia. Jak słusznie zauważył Krzysztof nabrałam dystansu ... do życia, a nawet drwię sobie z niego. Od dziś mówcie mi Pani Ironia! ;))
OdpowiedzUsuńJa mam podobny stosunek do Sylwestra, ten wieczór symbolizuje dla mnie przemijanie. Nie wiem czemu tegoroczny był wyjątkowo głośny...Ale dużo zdrowia i radości w 2010!
OdpowiedzUsuńMatyldo, doskonale Cie rozumiem! Tez nie czuje, zebym cokolwiek odeszlo, czy cos nowego przyszlo. A Sylwester byl po prostu pretekstem do posiedzenia z dwojka przyjaciol, ktorzy odkad zaczeli prowadzic wlasna firme sa mniej dostepni (i chyba o wiele bardziej zmeczeni, bo zaczely im sie glowy osuwac do snu jeszcze przed polnoca :))) Choc to moglo byc spowodowane tez iloscia wina... :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cie pozdrawiam!
najLEPSZEGO, Matyldo:)
OdpowiedzUsuńja takze nie przepadam za wielkimi imprezami i musze powiedziec ze troche stresuje mnie mysl ze jaki poczatek taki caly rok i wcale ta mysl mi sie nie podoba wiec zycze Ci przede wszystkim by to powiedzenia zueplnie sie nie spelnilo za to splenily sie zyczenia duza zdrowia! :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze obecny rok bedzie jednak tym wyjatkowym, a nie takim rokiem jak kazdy inny (wyjatkowym w dobrym sensie). I ze bol plecow szybko minie :)
OdpowiedzUsuńA sasiedzi... coz, to byl Sylwester, wiec mieli prawo bawic sie chocby do samego rana, a ze rodzaj zabawy byl malo na poziomie? Tacy ludzi tez zyja obok nas (zaczem zbyt doslownie obok nas :)).
Ja spedzilam ten wieczor w malym gronie przyjaciol, bylo cudownie, bo nikt z nas nie lubi hucznych imprez, wiec po prostu jedlismy, gadalismy, sluchalismy muzyki, gralismy w gry planszowe, a kolo polnocy poszlismy do pobliskiego parku na wysoka gore, skad widac fajerwerki nad Londynem i piekne lampiony puszczane na wiatr.
Pozdrawiam cieplo!
Matyldo wszystkiego dobrego by zaskoczył 2010 pozytywnie i samymi dobrymi wiadomosciami.
OdpowiedzUsuńMy z moim tatą spędziliśmy Sylwestra w domu więc też bez jakichś tam wyskoków.