"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

czwartek, 26 lutego 2009

statystyki - hasła

Chiara i Chihiro robiły takie listy, robię i ja. Przejrzałam swoje statystyki i wybrałam co ciekawsze hasła, przez które ludzie trafiają na mój blog. Przyznam, że niektóre mnie zastanawiają. Zachowuję oryginalną pisownię:

- „stukam w glowe lata mi obraz” – jakiś stan chorobowy czy coś?

- „film z motywem kobiety bez skrupołów szukającej majątku” – takich filmów jest sporo, szczególnie polecam filmy amerykańskie,

- „ zniekształcenia ludzi” – hasło zniekształcenia pojawia się bardzo często, skąd ten trop, to chyba jasne, ale ja ludzi nie zniekształcam,

- „jak polubić męża” – no to chyba jakaś kobieta ma problem,

- „ filmy o zniekształconych głowach” – nie mam takich upodobań,

- „bóle kręgosłupa mycie włosów” – bóle pleców miewam często, ale co ma kręgosłup do mycia włosów? Chyba, że ktoś ma taki problem, jak ja czasem, kiedy nie mogę się schylić, aby głowę umyć i mocno się nagimnastykuję, aby jakoś wyglądać,

- „suknia z falbankami czerwona latynoska” – nie ubrałabym takiej nigdy,

- „ jakie refleksje wywołuje krótkotrwałość szczęścia ?” – to nie było szczęście, tylko wrażenie,

- „najlepsze filmy jakie oglądaliście o zabarwieniu erotycznym” – był sobie kiedyś w tv świetny serial: „Ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym”. Genialny serial dokumentalny o Joannie i Mirku Naturalnych i o Czarku Mończyku. Pamiętacie?

- „krystyna siękiewicz” – ród Sienkiewiczów chyba się powinien obrazić,

- „męskie klejnoty” – ha ha ha ha, kto w internecie szuka takich skarbów?

- „sztuczki z kobietom w samochodzie” – fiu fiu, komuś zabrakło własnej inwencji i szuka pomysłów w internecie,

- „problem z utrzymaniem wzroku w jednym punkcie” – polecam lekarza okulistę, albo psychiatrę,

- „film podobny trescia do marii laski pelna” – nie mam pojęcia, bo nie oglądałam,

- „chce popełnić samobójstwo 28 grudzień 2008” – no to mnie trochę zmroziło, mam nadzieję, że nikt, kto do mnie zajrzał tego nie zrobił,

- „wspolczesna szara rzeczywistosc” – no cóż, szarość życia trzeba sobie jakoś ubarwiać, są na to sposoby,

- „co to jest zwał” – najlepiej zajrzeć do słownika, albo tu,
- „jak spuścić z siebie powietrze” – powoli i w dobrym towarzystwie,

- „jestem odludkiem” – nie martw się, ja też,

- „ sex w obozie koncentracyjnym” – jakoś nie potrafię połączyć tych dwóch zjawisk, choć nie wykluczam ich współistnienia,

- "niedzwiedziego barłogu"– ale o co chodzi?

- „rozliczanie za grzechy” – ja nie rozliczam,

- „czeskie holki i amatorskie filmy sex” – no, no, a co ja mam z takimi produkcjami wspólnego?

- „lubie meskie klejnoty” – cóż poradzę, różne są upodobania, ale żeby tak publicznie się z tym obnosić...

- „co to znaczy że coś jest off” – to znaczy, że nie jest on,

- „udany związek z kokietką” – no to trudna sprawa, zależy od charakteru, cierpliwości i wyrozumiałości,

- „towarzyszka dziecieliny i swierzopu” – podejrzewam, że ktoś inwokację z „Pana Taduesza” sprofanował,

- „typ schizoidalny facet” – ooo, takich wolę omijać dalekim łukiem,

- „swędząca powieka” – mnie nie swędzą, znów radzę wizytę u lekarza,

- „nienawiść człowieka do psa” – ja zwierzęta lubię, nigdy bym krzywdy nie wyrządziła,

- „panienki dla zdesperowanych” – oj, chyba jakiś mężczyzna był ... zdesperowany,

- „finałowa piosenka z jasia fasoli” – piosenki/melodii nie kojarzę, a Jasia Fasolę nawet lubię, scena z cukierkiem w kościele rozbawiła mnie kiedyś do łez, scena z ubieraniem kąpielówek na plaży również,

- „obcinanie fiuta film” – matko kochana, nie mam takich upodobań,

- „woody allen zboczeniec” – no, ktoś pięknie wyraził swoje zdanie o mistrzu Allenie,

- „facet wypachniony ogolony” – czyli dbający o siebie, oby nie przesadnie,

- „jakie numery skreslic w duzym lotku” – gdybym to wiedziała, byłabym milionerką,

- „bajka wiercik” – wiecie, że nie mam pojęcia o takiej bajce?

- „podgolone nastolatki” – znowu podtekst erotyczny?

- „8 letnia grubaska” – otyłość, to choroba, ale nie można dzieci frustrować, tylko im pomagać.

Nie trafiały mi się jakieś rewelacyjne perełki, ale ciekawie zrobić taki przegląd.

niedziela, 22 lutego 2009

śmierć

Jakie to dziwne uczucie powiedzieć o kimś „był”, a nie „jest”. Jutro będę na pogrzebie. W czwartkowy wieczór zmarł mój dziadek. Wiem, taka kolej rzeczy: narodziny, życie, śmierć. Mam poczucie, że każde odejście z tego świata moich dziadków, w jakiś dziwny sposób zbiega się z moim życiem.

Grudzień 1995 roku – śmierć babci Teresy. Jestem w klasie maturalnej. To w tym okresie następuje zmiana w mojej psychice. Skupiam się na wnętrzu, zaczynam poszukiwania sensu życia, odrzucam skostniałe i niewystarczające prawdy głoszone przez kościół katolicki.

Lipiec 2002 roku – śmierć dziadka Juliana. Miesiąc wcześniej poszłam do pierwszej w życiu pracy, w której zresztą pracuję do dziś. W przeddzień śmierci dziadka coś mnie skusiło, aby podejść do dziadków, ponieważ byłam niedaleko nich. Odwiedziny były przypadkowe, nieplanowane. A jednak, gdy dzień później dowiedziałam się o śmierci dziadka, miałam dziwne wrażenie, że podświadomie poszłam się z dziadkiem pożegnać. Pamiętam tą wizytę, była krótka, wujek Żaba właśnie strzygł dziadka, który siedział po środku kuchni na taborecie. Chwilę pogadałam i pożegnałam się z dziadkiem i babcią.

Luty 2009 roku – śmierć dziadka Karola. Myślę o tym i dochodzę do wniosku, że w pewnym sensie zazdroszczę dziadkowi, że już nie musi się zmagać z życiem... Co oznacza ta śmierć? Wiem, że w tym roku czekają mnie pewne zmiany dotyczące mojej sytuacji materialno-finansowej.

Jakie to dziwne, gdy spojrzę na rok śmierci moich dziadków, wyraźnie zauważam, że pomiędzy nimi jest różnica 7 lat. Czy to znaczy, że ostatnia babcia Józefa, jaka mi została, umrze za 7 lat? Nie chcę tak myśleć. Niech żyje 100 lat. Ale mam niepokojące przeczucie, że te cykle 7 lat coś znaczą. W każdym razie potrafię odnieść się poprzez śmierć dziadków do wydarzeń z mojego życia i widzę wyraźnie pewne granice.

A więc śmierć jest w moim życiu czynnikiem powodującym zmiany.

Czy niedawno czytany „Everyman” P. Rotha był lekturą przypadkową? Przecież właśnie wtedy myślałam o śmierci.

Memento mori
...

sobota, 14 lutego 2009

Kreativ Blogger

Moje drogie Panie: Aerien, Justyna K. oraz Lilithin, nie zasługuję na to wyróżnienie. Są fajniejsze blogi. Fajniejsze blogerki. Ja tam raczej z tych niedobrych dusz jestem. No, ale skoro pomyślałyście o mnie, to muszę Wam podziękować. Bo to nie tyle łechce moją próżność, co daje mi do myślenia. Że jednak są na tym świecie ludzie, którzy mnie choć troszkę lubią. Ech. Głupia ja i kompleksy ze mnie wychodzą zawsze wtedy, kiedy ktoś mnie wyróżni z tłumu.
Ale nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła tego, co przy wcześniejszych łańcuszkach. Ponieważ ja nie lubię podejmować takich decyzji. Nie wyróżniam nikogo. Bo wszyscy na swój sposób jesteśmy kreatywni. Skoro życie nie zawsze daje nam szansę, aby zaistnieć w prawdziwym świecie, bynajmniej tu mamy możliwość, by być sobą. Być wolnym. Dziękuję Wam wszystkim.
..................................................
dopisek z dnia 15.02.2009 r.:
Oto jeszcze jedna Pani mnie wyróżniła. Dziękuję Ci Orchisss.

czwartek, 12 lutego 2009

"Szczelina" - Doris Lessing


Tak się składa, że dzisiaj przypada 200. rocznica urodzin Karola Darwina. Nie wspominałabym o tym, choć bliżej mi zdecydowanie do ewolucjonistów, niż kreacjonistów, gdyby nie fakt, że wczoraj w nocy skończyłam czytać „Szczelinę” Doris Lessing. A co ma piernik do wiatraka? A ma.
Bo Szczelina to kobieta i od niej wszystko (czytaj: życie) się zaczęło. A Potwór, vel Tryskacz, pojawił się nieco później, przypadkowo i sporo namieszał w spokojnym życiu Szczelin. Ten wstęp to oczywiście zaledwie zdanie ze streszczenia przeciekawej książki Lessing. Książki bardzo feministycznej, dlatego podejrzewam, że mężczyźni do wyobraźni pisarki podejdą z chłodnym dystansem. A ja gratuluję fantazji i dowcipu pani Lessing. I oczywiście gratuluję ciekawych rozważań natury damsko-męskiej. Bo wojna płci trwa od prawieków. Bo różnice między kobietami a mężczyznami są od zamierzchłych czasów powodem licznych nieporozumień, konfliktów, sprawdzianów i odzwierciedlają dwoistość natury ludzkiej.
W „Szczelinie” opowieść o Szczelinach i Potworach snuje pewien starożytny Rzymianin i z perspektywy ówczesnego Rzymu, na bazie starych zwojów opisujących historię Szczelin i Potworów, konstruuje jedną opowieść o pradziejach człowieka. Snuje tą opowieść odnosząc się często do własnego życia. A zatem w książce mamy dwie historie, jedna i druga ma związek z relacjami damsko-męskimi, które są równie kłopotliwe, co intrygujące. Bo wiadomo, że mężczyzna bez kobiety żyć nie może, dosłownie i w przenośni. Bo wiadomo, że bez kobiety nie mam mowy o życiu w ogóle. To oczywiście kwestie natury fizycznej i biologicznej. Ale jest też inny wymiar relacji damsko-męskich. Kobiety są z natury spokojne, troskliwe i zaradne, a mężczyźni porywczy i niemogący usiedzieć na miejscu. I jedne cechy są ważne i drugie. Bo to jest właśnie jedna natura człowieka, pomimo dwoistości.
I o tym jest opowieść o Szczelinach i Potworach. O rodzeniu się wzajemnej potrzeby obcowania ze sobą, o wzajemnych zależnościach tych koniecznych i tych wynikających z potrzeby serca. Ewolucja, jaką pokazuje nam Doris Lessing, biegnie nie tyle biologicznie, co mentalnie, psychicznie. Bo rodzą się nowe pytania, bo pojawiają się nowe myśli i uczucia, nowe pojęcia i zachowania. Gdyby w świat Szczelin nie wkroczyły Potwory nie byłoby żadnych zmian. I choć każda zmiana może mieć również negatywne skutki, jest ona konieczna i nieunikniona.
Przyznam, że podoba mi się ta powieść. Nie dlatego, że jestem kobietą, a Lessing faworyzuje kobiety. Mężczyzn zresztą traktuje z matczyną pobłażliwością, co nie znaczy, że ich tylko krytykuje i niedocenia. Podoba mi się ta powieść, ponieważ jest wielce współczesna, pomimo treści. Opowieść o pradziejach człowieka była dla pisarki tylko pretekstem do pokazania, jak bardzo jesteśmy, kobiety od mężczyzn, mężczyźni od kobiet, zależni. Ta zależność jest piękna, pomimo krzywd, cierpienia, lęku i niezrozumienia.
Polecam „Szczelinę” nie jako literacką przystawkę, tylko danie główne, bo w rzeczy samej okazuje się daniem głównym, mającym swój wyrafinowany smak i wartości odżywcze.

czwartek, 5 lutego 2009

„Podróż Bena” - Doris Lessing



„Podróż Bena” Doris Lessing mnie zaskoczyła. Może dlatego, że spodziewałam się czegoś równie wzruszającego jak „Piąte dziecko”. Na początku lektury miałam mieszane uczucia. Nie rozumiałam, do czego zmierza autorka. Historia nastoletniego Bena, który wsparcie znajduje u przypadkowych kobiet, staruszki, potem Rity a na końcu Teresy, sprawiła, że zaczęłam myśleć o nim zupełnie inaczej niż w „Piątym dziecku”. Postrzegałam go jako dziwoląga o nieskomplikowanych uczuciach, albo w ogóle pozbawionego wrażliwości. A tu takie zaskoczenie.
Lessing kontynuując opowieść o Benie uczyniła go bardziej wrażliwą istotą ludzką, niż większość ludzi, których spotykał na swojej życiowej drodze. Nie czułam niechęci do Bena. Wręcz przeciwnie, współczułam mu tak trudnego życia. Bo mając świadomość, że różni się od większości ludzi, musiał radzić sobie z tą odmiennością i niezrozumieniem. Przecież, by czuć się samotnym i odmieńcem, wcale nie trzeba być kimś takim, jak Ben. Takie uczucia dotykają każdego z nas.

Ben, pomimo swojej odmienności, osobowości przypominającej ludzi pierwotnych, to tak naprawdę symbol człowieka będącego w życiowym potrzasku. Los nie zakpił z jego rodziców, los zakpił z niego samego nie dając mu szans na przetrwanie w dzisiejszym świecie.

Snując opowieść o dorosłym życiu Bena, Doris Lessing pozwoliła mu spotkać na swojej drodze mądre i wrażliwe kobiety. Te trzy kobiety, które się nim opiekują, dostrzegają w nim człowieka, zagubionego i przestraszonego młodego mężczyznę, bronią go przed światem i chcą mu pomóc. Fakt, że są to kobiety, a nie mężczyźni, podkreśla rolę kobiety w świecie zdominowanym przez mężczyzn, niejako dowartościowuje i nawiązuje do mitu kobiety – opiekunki ogniska domowego. To mnie, jako kobietę, mocno podbudowało. Nie popadam w żeński szowinizm, bo przecież postać Rity nie do końca jest kryształowa, ale i tak czuję, że kobieta to nie tylko matka czy żona, to płeć, która jest wrażliwsza i mocniej stąpająca po ziemi. To pewnego rodzaju feminizm. Jestem pewna, że Lessing celowo w życiu Bena postawiła kobiety. Zresztą w decydującym momencie życia, scenie w górach, Ben z tęsknotą i wielką czułością patrzy i dotyka postaci kobiety, malowidła na skale... A mężczyźni? Mężczyźni według Lessing są słabi, interesowni, dbający o własne ego, pozbawieni wrażliwości. Oczywiście są wyjątki.

Doris Lessing mnie zaskoczyła, spodziewałam się czegoś równie wzruszającego jak „Piąte dziecko”, a dostałam coś więcej. Oprócz wzruszenia, dostałam potwierdzenie nękających mnie myśli o sensie życia, o poszukiwaniu własnego ja w świecie, do którego nie mam zaufania, ani przekonania. Na początku „Podróży Bena” miałam mieszane uczucia, ale czytając ostatnie strony już wiedziałam, że to znakomita lektura. Może niedorównująca pierwszej części opowieści o Benie, ale potwierdzająca literacki kunszt laureatki literackiego Nobla.

wtorek, 3 lutego 2009

muzyka

Od kilku dni słucham jednej płyty. To muzyka do filmu „Tony Takitani”. Genialne kompozycje niejakiego Ryuichi Sakamoto. Jestem zauroczona tymi dźwiękami. Smutna i przygnębiająca jest ta płyta. Ale idealnie wpisuje się w moje samopoczucie...

Ponieważ nie mogłam nigdzie znaleźć tej muzyki, oto próbka jego możliwości.