No i przeczytałam „Zwał” Sławomira Shutego. Powiem tak: ma gość jazdę!
Zdecydowanie należał mu się „Paszport” Polityki. Czytając „Zwał” co chwilę wybuchałam śmiechem. Myślę, że w sytuacji Mirka, bohatera książki, jest dziś wielu młodych ludzi. Wkroczenie w okres dorosłości odbyło się zbyt szybko. Mirek ma dobrą (powiedzmy!) pracę w oddziale wielkiego banku, mieszka z rodzicami, niczym się nie przejmuje, nie ma obowiązków, poza … pracą. Jest luzakiem i ma w dupie rzeczywistość. Co weekendowe „zwały” są dla niego ucieczką od codzienności. Od poniedziałku do piątku trzyma styl, jest porządnym pracownikiem, spełniającym każde życzenie swojej przełożonej. A ta przełożona, „wspaniała” pani Basia daje w kość. Oj, daje! Dlatego weekend jest zasłużonym odpoczynkiem: można się porządnie nawalić, wypić, popalić i wrzucić w siebie różne cudowne specyfiki zmieniające percepcję. A Mirek ma jazdy, nic to, że potem rzyga, nic to, że w niedzielę zdycha. Weekend jest dla niego! Tak wygląda jego życie. Żadnych planów, żadnego buntu, chociaż jak się okazuje bunt jest, ale w wyobraźni. A przecież każdy wie, że człowiek pod wpływem wdzięcznych używek ma fantazję, że hej.
Shuty świetnie wykorzystał język do różnych stylistycznych kombinacji. Co krok bawi się słowami, jego środki stylistyczne, tzw. epitety, porównania, itp., itd., które wsadza w usta Mirka, narratora, tworzą swoisty styl, którego nie da się podrobić. Sytuacje, które spotykają Mirka są przesiąknięte czarnym humorem, np. internetowy romans i spotkanie w realu z kobietą z tegoż romansu, rozmowy z rodzicami (choć trudno je nazwać rozmowami), czy codzienne życie oddziału Hamburger Banku.
„Zwał” ma to do siebie, że czyta się szybko, sprawnie i w oczekiwaniu na następną porcję humoru, którego na stronach książki jest sporo. I choć wydaje mi się, że książka jest tragiczna w przesłaniu, bo przecież tak naprawdę z czego tu się śmiać? Na losem Mirka należałoby się rozpłakać, współczuć mu i z nim przeżywać ten egzystencjalny ból. To jednak nie da się nie zauważyć tego komizmu, którym los Mirka został naznaczony.
Dla tych, którzy chcą wiedzieć, co to jest zwał, cytuję definicję z okładki książki:
„zwał, m. IV, D. – u, Ms zwale, pot. - cierpienie psychofizyczne wywołane najczęściej nadużywaniem ekstatycznych patentów na przeciążenia, tzw. środków, inaczej: dojmujące otrzeźwienie-. Inaczej: zejście, zjazd, zwałka, przybicie, syf, glątwa, kefa. Człowiek ogarnięty zwałem (kefą): kefajstos. Ciężki, ostry, przykry, fest, maxi, permanentny zwał. Być na zwale. Być zwalonym. Czuć zwał w powietrzu. Party ze zwałem w tle. O Jezu, co za zwał! Ale zwał!”
I co Wy na to? ;-)
Zdecydowanie należał mu się „Paszport” Polityki. Czytając „Zwał” co chwilę wybuchałam śmiechem. Myślę, że w sytuacji Mirka, bohatera książki, jest dziś wielu młodych ludzi. Wkroczenie w okres dorosłości odbyło się zbyt szybko. Mirek ma dobrą (powiedzmy!) pracę w oddziale wielkiego banku, mieszka z rodzicami, niczym się nie przejmuje, nie ma obowiązków, poza … pracą. Jest luzakiem i ma w dupie rzeczywistość. Co weekendowe „zwały” są dla niego ucieczką od codzienności. Od poniedziałku do piątku trzyma styl, jest porządnym pracownikiem, spełniającym każde życzenie swojej przełożonej. A ta przełożona, „wspaniała” pani Basia daje w kość. Oj, daje! Dlatego weekend jest zasłużonym odpoczynkiem: można się porządnie nawalić, wypić, popalić i wrzucić w siebie różne cudowne specyfiki zmieniające percepcję. A Mirek ma jazdy, nic to, że potem rzyga, nic to, że w niedzielę zdycha. Weekend jest dla niego! Tak wygląda jego życie. Żadnych planów, żadnego buntu, chociaż jak się okazuje bunt jest, ale w wyobraźni. A przecież każdy wie, że człowiek pod wpływem wdzięcznych używek ma fantazję, że hej.
Shuty świetnie wykorzystał język do różnych stylistycznych kombinacji. Co krok bawi się słowami, jego środki stylistyczne, tzw. epitety, porównania, itp., itd., które wsadza w usta Mirka, narratora, tworzą swoisty styl, którego nie da się podrobić. Sytuacje, które spotykają Mirka są przesiąknięte czarnym humorem, np. internetowy romans i spotkanie w realu z kobietą z tegoż romansu, rozmowy z rodzicami (choć trudno je nazwać rozmowami), czy codzienne życie oddziału Hamburger Banku.
„Zwał” ma to do siebie, że czyta się szybko, sprawnie i w oczekiwaniu na następną porcję humoru, którego na stronach książki jest sporo. I choć wydaje mi się, że książka jest tragiczna w przesłaniu, bo przecież tak naprawdę z czego tu się śmiać? Na losem Mirka należałoby się rozpłakać, współczuć mu i z nim przeżywać ten egzystencjalny ból. To jednak nie da się nie zauważyć tego komizmu, którym los Mirka został naznaczony.
Dla tych, którzy chcą wiedzieć, co to jest zwał, cytuję definicję z okładki książki:
„zwał, m. IV, D. – u, Ms zwale, pot. - cierpienie psychofizyczne wywołane najczęściej nadużywaniem ekstatycznych patentów na przeciążenia, tzw. środków, inaczej: dojmujące otrzeźwienie-
I co Wy na to? ;-)
a na deser polecam BLOK - POWIEŚĆ HIPERTEKSTOWĄ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.