Mam to "szczęście", że mieszkam w bloku. Mam to "szczęście", że mam sąsiadów. Różnych, różniastych, tych, którzy nie rzucają się w oczy, ale i takich charakterystycznych, specyficznych, których nie sposób nie zauważyć. Wśród tych drugich są następujące postacie: Tofik, Szuru-Szuru, Tup-Tup, Pani Jasiu, a także osoby, których jeszcze nie zdążyliśmy z mężem ochrzcić jakimiś fajnymi ksywkami: pan, którego pies wyprowadza na spacer, chłopiec od roweru.
Tofik - chłopiec około 7-8 lat, trudno mi dokładnie sprecyzować wiek, ale jakoś tak będzie miał. Wysoki, szczupły, z wystającymi zębami na przodzie, przypominający sławnego Tofika - bohatera skeczu Kabaretu Ani Mru Mru. Nasz Tofik lubi sam do siebie mówić, nosi sobie na ramieniu małe radyjko i do muzyki podryguje. Dzieci nie chcą się z nim bawić, co najstraszniejsze nawet jego młodszy brat nie chce się z nim bawić. Ale Tofika to nie zraża. Biega za dziećmi. Mam wrażenie, że Tofik jest chłopcem nieco opóźnionym w rozwoju, ale mogę się mylić. Może jego zachowanie jest po prostu właśnie takie, może on jest normalnym chłopcem, tylko o nieco innym sposobie bycia? Tego nie wiem. W każdym razie, zawsze na widok Tofika śmiać mi się chce. Nie zapomnę, jak kiedyś wchodząc do klatki zobaczyłam Tofika, który mieszka na parterze, wiszącego na klamce i wołającego przez zamknięte drzwi: "Mamo, otwórz, kupe mi się chce". Widok był naprawdę zabawny. Tofik jest uroczym chłopcem, wzbudza we mnie serdeczną radość.
Szuru-Szuru - to mężczyzna około 55-60 letni. Siwy, z siwym wąsem, choć czasem ogolony. Gburowaty. Mieszka na moim piętrze, obok nas. Nie lubię go, bo wychodzi na korytarz i pali papierosy na klatce. A każdy wie, że potem dym roznosi się po całej klatce i przez szpary w drzwiach wlatuje do mieszkań. Nazwaliśmy go tak, bo najczęściej można go zobaczyć w niebieskich - wręcz turkusowych - spodniach ortalionowych. No i każdy już wie, dlaczego Szuru-Szuru, to Szuru-Szuru. Chodzi po korytarzu i robi to swoje szuru-szuru-szuru-szuru.
Tup-Tup - to mężczyzna około 70 letni. Mieszka piętro wyżej. Kolejny nałogowy palacz, którego nałóg również co chwilę wygania na korytarz. Tup-Tup chyba z racji wieku spać nie może, ponieważ na cygara wychodzi już koło 6.30 rano. Wiem to, bo ja wstaję o godzinie 6 z minutami do pracy, a jego nie da się nie usłyszeć. Pan ma lewą nogę sztywną i tym samym specyficzny chód. A korytarz ma to do siebie, że pięknie niesie echo i tupanie Tup-Tupa. Tup-Tup często stoi z Szuru-Szuru na półpiętrze i razem się trują, a przy tym hałasują.
Pani Jasiu - Pani Jasiu ma naprawdę na imię pani Czesia. Ale my z mężem ochrzciliśmy ją właśnie Pani Jasiu, bo ta - około 55 letnia kobieta - namiętnie wychodzi z pieskiem na spacerki i staje centralnie pod naszym balkonem (mieszkamy na drugim piętrze) i woła inną kobietę: "pani Jasiu, pani Jasiu, pani Jasiu..." Oczywiście po między jednym "pani Jasiu" a drugim "pani Jasiu" jest chwila przerwy i oczekiwania czy posiadaczka tego imienia wyjdzie na balkon, a mieszka ona na parterze, więc napewno słyszy wołanie. Pani Jasiu jest chyba starą panną, bo nigdy nie widziałam jej z kimś, ale ta kobieta jest, jak ja sobie nazywam, takie lelum-polelum. A jej mały, biały piesek, jak otworzy swą mordkę, to zamiast twardego, groźnego "chau chau" jest jakieś skrzeczące i wiercące dziurę w uszach piskanie. Dobrali się idealnie: Pani Jasiu i jej mały piesek.
Pan, którego pies wyprowadza na spacer - to młody mężczyzna, gdzieś koło 30-stki. Według mnie to on nigdzie nie pracuje, a czas spędza na piciu piwa. Bo wiecznie jak go widzę, to wygląda jakby właśnie był po spożyciu. Albo właśnie trzyma puszkę jakiegoś złotego trunku w ręce. Ale żeby było zabawniej, to w jednej ręce trzyma piwo, a w drugiej trzyma smycz. Na smyczy jest wielki czarny, groźnie wyglądający pies, chyba rasowy, ale ja się na rasach nie znam, więc nie powiem co to jest. W każdym razie, to nie pan wyprowadza psa, ale pies wyprowadza pana na spacer, bo pies pędzi przodem a pan szybkim, zamaszystm krokiem idzie za nim. Smycz jest napięta, co tylko potwierdza siłę psa. Pan, którego pies wyprowadza na spacer, często stoi gdzieś w okolicy z kolegami i spędza czas, wiadomo na czym.
Chłopiec od roweru - tak go sobie nazwałam, choć nie jest to właściwe określenie. Mały 7-8 letni, grubasek, zawsze opalony, wesoły na buzi. Został przez nas zapamiętany, ponieważ wpadł na genialny pomysł. Raz dzieci bawiły się w chowanego i nasz grubasek znalazł sobie nietypową kryjówkę. A mianowicie pożył się pod przewróconym rowerem nieopodal drzewa, przy którym dziecko liczyło. Staliśmy z mężem na balkonie i obserwowaliśmy tę akcję. Widok chowającego się pod rowerem grubaska, który pewnie myślał, że nie będzie go widać, był naprawdę śmieszny. A moment, kiedy dziecko zaczęło szukać, a nasz grubasek chciał się poderwać i zrobić te kilka kroków dzielących rewer od drzewa, spowodował u mnie i męża salwę śmiechu. Kto by pomyślał, że można się schować pod rowerem.
Na dzisiaj to tyle opowieści o moich sąsiadach.
Niezła kolekcja osobowości.
OdpowiedzUsuńWspaniale! Niezlych masz sasiadow :)
OdpowiedzUsuń