Zastanawiam się, od czego zacząć. Może tak: mam słabość do polskiej literatury, szczególnie tej współczesnej, młodej. Pewnie jest to związane z moim wiekiem. Chcę znać piszących mi rówieśników, tych młodszych i starszych. Jakoś nie ciągnie mnie do literatury obcej, choć zdarzają się przypadki, że czytam i światową literaturę. Ale chyba grzmi we mnie patriotyzm, (mam nadzieję, że ten zdrowy), który mnie do polskiej literatury nakłania. I wcale nie żałuję, że czytam polskich autorów. Są mi bliscy, czuję ich wrażliwość, czuję ich ducha. Odnajduję się w ich świecie, nie mam problemów ze zrozumieniem ich treści.
Kiedyś kolega zwrócił mi uwagę, że nie powinnam mówić, że przebrnęłam przez jakąś książkę, że to ma bardzo negatywny wydźwięk. Ale jakoś ja lubię to określenie. Brnę przez książki, jak przez zabłocony szlak na bieszczadzkie połoniny. Brnę i z każdym krokiem (stroną) odczuwam co raz większą satysfakcję. Nawet, jeśli się namęczę, nawet, jeśli po drodze zwątpię, będę bluzgać i złorzeczyć, nie straszna mi dalsza droga, bo wiem, że czeka mnie bardzo przyjemne uczucie. Tak jest z bieszczadzką wędrówką, tak jest też z książką. Jeśli po kilkunastu-kilkudziesięciu stronach nie strzelę książki z odrazą na półkę, to znaczy, że mogę brnąć dalej przez jej zawiłe treści.
A zatem przebrnęłam przez „Apokalipso” Maxa Cegielskiego. Autor jest znany widzom TVP Kultura, prowadzi całkiem fajne programy, w których nie rozmawia się o tzw. dupie Maryny, ale o różnych aspektach, problemach, zjawiskach szeroko rozumianej kultury. Cenię sobie prowadzone przez niego programy. I wszystkich do TVP Kultury oglądania zachęcam.
W przypadku „Apokalipso” całkiem na miejscu okazało się stwierdzenie „przebrnęłam”. Dlaczego? Dlatego, że nie podobał mi się styl, nie podobał mi się język pełen zwrotów, skrótów myślowych, określeń charakterystycznych dla pewnej subkultury: „młodej Warszawki”. Język Cegielskiego jest przesiąknięty specyficzną manierą, nie zarzucam autorowi, że cokolwiek stylizował, bo zapewne takim językiem się w jego stronach rozmawia. Ale mnie to raziło, czułam na każdej stronie oddech „młodej Warszawki”, która nie potrafi przetrwać dnia bez narkotyków czy wódki, bez balangi i kaców dnia następnego. Ale jednocześnie myślę, że gdyby autor pomniejszył ilość używek pojawiających się na stronach „Apokalipso”, książka straciłaby swój klimat. Bo ogólnie książka mi leży. Podoba mi się historia miłosnego trójkąta (dwóch braci i żona jednego z nich), podoba mi się przesłanie książki. Apokalipsa jest w nas.
Treść „Apokalipso”: „Historia dwóch braci i stojącej między nimi kobiety ukazana na tle wielkiego miasta, chylącego się ku upadkowi. Alex, starszy z braci, jest muzykiem u progu światowej kariery. Jego małżeństwo z piękną Sofią przechodzi głęboki kryzys. Juliusz, niegdyś geniusz reklamy, obecnie wypalony twórczo i emocjonalnie, zmaga się ze swoją przeszłością. W czasie wędrówek po przypominającej Sodomę i Gomorę stolicy poszukuje pomysłów na kampanię reklamową tajemniczego produktu o nazwie Apokalipso. Nagle fikcja staje się rzeczywistością i projekty promocyjne zaczynają żyć własnym życiem. Juliusz coraz bardziej oddala się od brata i rodziny, a jego przyjaźń z Sofią zamienia się w zakazaną miłość” - czytalnia.onet.pl
Przebrnęłam przez książkę i na końcu dostałam od Cegielskiego to, czego chciałam, to co mnie utwierdziło, że nie zmarnowałam kilku wieczorów: fantastyczny sen Juliusza, z obrazami jakby pominiętymi przez św. Jana w swojej apokalipsie, a także smaczny kąsek – zakończenie o lekkim zabarwieniu erotycznym.
To ja mam w tej kategorii spoooooore zaległości:( A jeżeli siegam po coś polskiego, to wybieram nie- młode pokolenie. A wyrzuty sumienia mam i to spore, szczególnie teraz, gdy ruszyły nominacje do różnych nagród
OdpowiedzUsuńJa mam do wspolczesnej polskiej literatury stosunek zdecydowanie odmienny. Malo co interesuje mnie na tyle, by w ogole po to siegnac. Podobalo mi sie kilka powiesci Chwina, podobala "Lala" i "Madame", lubie Kapuscinskiego i Rutkowskiego i to wlasciwie wszystko, o czym moge wypowiadac sie pozytywnie. Nie ciagnie mnie do Shutego, Maslowskiej, wspomnianego teraz przez Ciebie Cegielskiego, Tokarczuk, wlasciwie jedynym polskim pisarzem, ktorego ksiazki chcialabym poznac jest Stasiuk.
OdpowiedzUsuńNie czuje wspolczesnych polskich pisarzy, nie moja to stylistyka, nie moja tematyka. To ta egzotyka (bo to wszystko naprawde nie jest mi bliskie), ktora mnie w ogole nie interesuje, o ktorej nie mam ochoty wiedziec wiecej, tak jak np. nie siegam po wspoleczesna lit. australijska czy bulgarska. Ten sam poziom obcosci. I nawet to, ze dana powiesc napisana zostala w jez. polskim, wcale mi jej nie przybliza. Ostatnio zrobilam probe i siegnelam po podobno niezla powiesc "Traktat o luskaniu fasoli" i meczylam do konca. Nie odkrylam w niej nic, rozczarowanie totalne. Naprawde wieksza radosc czerpie z literatury obcej, przynajmniej jesli chodzi o te ksiazki, po ktore siegam. I dawno przestalam miec kompleksy z tego powodu - patriotyzm jest dla mnie czyms glebszym, niz czytaniem polskich ksiazek i cieszenia sie z sukcesow Malysza (polskim sportowcom nie kibicuje wcale, bo o sporcie wiem tyle, co nowo narodzone niemowle i nijak mnie on nie kreci).
Do Chihoro: Nie widzę nic złego w tym, że ktoś woli obcą literaturę. Często jest zdecydowanie lepsza, ciekawsza. Ma to coś, czego Polacy ni jak się nie wyzbędą: przywiąznia do tradycji, histori i specyficznej mentalności przesiąkniętej poczuciem wyobcowania, niezrozumienia i odmienności (czytaj:wyższości). Ja, żeby nie było czytam i obcą literaturę.Tę klasyczną i współczesną. Ale uważam, że wśród polskich pisarzy jest też sporo perełek. Ale są również tacy, na których się poważnie zawiodłam, np. Pilcha już nie tknę, szkoda na niego czasu. A pisząc o patriotyzmie, raczej ironizowałam. czuję się obywatelką Europy, świata. A o polskich sportowcach, wiem tyle co Ty. Stasiuka polecam, choć to surowa, męska literatura.
OdpowiedzUsuńWiem, ze nie widzisz w czytaniu obcych autorow nic zlego :) Trudno porownywac literatury na zasadzie, ktora lepsza, bo kazda ma wiele do zaoferowania i kazda znajdzie swoich czytelnikow. Zreszta pojecie "lepszego" jest tu bardzo subiektywne.
OdpowiedzUsuńWiem, ze Stasiuk bedzie mi sie podobal i ciesze sie, ze go polecasz (ze wszystkich blogowiczek, ktore znam, masz z pewnoscia najlepsze pojecie o polskiej literaturze) :)
Matyldo, dziekuje ogromnie za wielce nastrojowa pocztowke z Krakowa, wlasnie przyszla :) Sprawilas mi bardzo mila niespodzianke :)
OdpowiedzUsuńDo Chihiro: Mała rzecz,a cieszy ;-)
OdpowiedzUsuńZ polskiej literatury już dawno nic nie czytałam a miałam okazję:
OdpowiedzUsuńPlebanek, Martę Dzido, Gretkowską . "Lubiewo" i pewnie jeszcze coś by się znalazło.
"Panią na domkach" chciałabym przeczytać może kiedyś ją kupię jak nie zapomnę bo w bibliotekach chyba jej u mnie nie ma.
Do Judytty:
OdpowiedzUsuńGretkowskiej przeczytałam:
My zdies' emigranty (1991)
Tarot paryski (1993)
Kabaret metafizyczny (1994)
Podręcznik do ludzi (1996)
Namiętnik (1998)
Światowidz (1998)
i na tym się skończyła moja przygoda z nią. Już mnie do niej nie ciągnie. To co przyczytałam wystarczy. Nie podoba mi się już jej babskie moralizatorstwo. Ale kiedyś ją lubiłam, tylko chyba "przejadła mi się".
Martę Dzido i jej "Małża" i "Ślad po mamie" mam w planach, tylko kiedy...? ;-)
M. Witkowskiego polubiłam po lekturze "Barbary Radziwiłłówny..." za jego sentymentalizm.
G. Plebanek i J.Pawluśkiewicz - szczerze - nie czytałam wcale. Do książek z wydawnictwa Ha!art-u się przymierzam ;-)
Najmłodszych polskich pisarzy nie czytuję albo robię to bardzo rzadko. Ktoś kiedyś stworzył kategorię "trzydziestoletnich pisarzy z Polski", w którym to tworzeniu starał się wykazać, że rzadko który pisarz/pisarka w tym wieku mają coś ważnego do powiedzenia.
OdpowiedzUsuń