"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

czwartek, 23 grudnia 2010

"Maczeta" - reż. Robert Rodriguez


„No, czy ja nie jestem lepsza niż, cała reszta pań, cały babski wyż, gdy mnie widzisz, czemu wołasz SOS, na mój widok SOS, SOS”

Ja Ci powiem, czemu wołasz SOS. Bo ja nie jestem łatwa. Bo ja nie jestem ułożona i potulna. Bo ja mam w głowie niezły bajzel. I niestety, mnie się kocha, albo nienawidzi.
A ja wołam SOS, kiedy próbuje się mnie wbić w sztywny gorset obłudnych zachowań. I nóż w kieszeni mi się otwiera, kiedy ktoś w mojej obecności nadużywa swej władzy. Również wtedy, kiedy widzę niesprawiedliwość i jestem bezsilna. I w takich chwilach pragnęłabym mieć za kumpla Machete Corteza! Bo to jest gość! Bestia, która w imię sprawiedliwości, załatwia porachunki z łajdakami. My mamy Janosika, ale ja tam wolę meksykańskiego Machete, którego stworzył Robert Rodriguez. A tak!

Mąż zrobił mi niespodziankę i kupiły bilety na najnowszy film Roberta Rodrigueza o jakże wdzięcznym tytule „Maczeta”. Aby tytuł nabrał właściwego zabarwienia emocjonalnego należy go przeczytać z odpowiednim impetem i lekką dozą grozy w głosie. Ja nie szydzę, ja mówię jak najbardziej poważnie.

No dobra. Co poniektórzy mogą sobie o mnie pomyśleć, że z wiekiem infantylnieję, ale ja naprawdę lubię takie filmy. Nie wymagam od nich żadnego zaangażowania, ani też refleksyjności. Oglądam, bo chcę się dobrze bawić. I bawię się dobrze. Owszem, czasem zakrywam ręką oczy, albo mocniej ściskam męża za ramię, ale to tylko potwierdza fakt, że bawię się dobrze. Po Robercie Rodriguezie można się spodziewać, że film będzie obfitował w hektolitry krwi, odcinane ręce, wypruwane flaki, itp. „Maczeta” wcale nie grzeszy świeżością, nowatorstwem, ani też pomysłowością. Chociaż jest taka scena, która budzi jednocześnie obrzydzenie i śmiech. Bo, żeby kilkunastometrowe ludzkie jelita wykorzystać jako … Ok, nie mogę przecież pozbawić Was tej przyjemności. ;)

Jak przystało na kino kasy B w „Maczecie” nie treść jest ważna, ale forma. Doprawiona koniecznym kiczem, absurdem, czarnym humorem i wyrafinowaną drwiną. Obsada aktorska błyszczy jak przystało! Dla mnie absolutną rewelacją było pojawienie się w filmie mojego niekwestionowanego idola, Stevena Seagala, grającego czarny charakter, który marnie kończy. Grający tytułową postać, Danny Trejo, powala swoją atrakcyjnością, pokiereszowaną gębą i pokerową miną. Ale jakoś nie przeszkadza to kobietom, które do niego lgną.

No to już wiecie, że byłam dziś w kinie. Na sali kinowej było może z 10 osób, bo przecież rodacy pędem stadnym buszują w tym czasie w hipermarketach, jakby jakiś kataklizm nadciągał? Bawiłam się wyśmienicie oglądając „Maczetę”. Ale Wam pewnie takie filmy nie odpowiadają. ;)

10 komentarzy:

  1. hihi Steven Seagal jest the best!! aż ciężko mi uwierzyć, że zagrał czarny charakter :D
    pozdrawiam świątecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. E tam, nie odpowiadają ;) Od czasu do czasu trzeba się zabawić :)

    Ja niedawno byłam np. na "Niezniszczalnych" - fabuła słaba, ale prawie wszyscy gwiazdorzy kina akcji z moich "młodych" lat (S. Stallone, A. Schwarzenegger, B. Willis, M. Rourke itd.) w jednym filmie! I aktualny ulubiony "Twardziel-przystojniak" - Jason Statham ;)
    A i na "Maczetę" bym się wybrała. Pozdrawiam świątecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi odpowiadają, ja chętnie oglądnę :)
    Wesołych Świąt! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tak dawno w kinie nie byłam, że w tej chwili poszłabym na cokolwiek, ba! pogalopowałabym:-) Wesołych świąt Ci życzę:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie.. ja tam wolę treść... albo najlepiej treść dobrze wyglądającą i podaną :) ale treść!!!


    Udanych dni świątecznych życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Może być zwariowany film - czemu nie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mam nic do zarzucenia. Jak zwykle wybrnął z prezentowanej tandety z pełną twarzą:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ze znajomymi się już jakiś czas napalamy:) W męskim towarzystwie da się to obejrzeć i nawet pośmiać:) Widziałem na zajawce moty z jelitami (chyba)... no to po prostu juz nawet nie jest jazda po bandzie:) Wiesz, to jest dla mnie ten film w którym co chwila jeden z moich znajomych mówi: "O ja Cie! Widziałeś to? Widziałeś?"
    Już się doczekac nie mogę;)

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.