"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

środa, 1 czerwca 2011

"Spójrz na mnie" - Yrsa Sigurdardóttir

Hm… No cóż. Pochłonęłam w ekspresowym tempie najnowszą powieść islandzkiej mistrzyni powieści kryminalnych. Nie trudno się domyślić, o kim mowa. Bo królowa islandzkich kryminałów jest jedna: Yrsa Sigurdardóttir! I naprawdę się nie dziwię, że jej powieści robią furorę. Są pisane lekkim piórem, stylem pozbawionym wyniosłości, fabuła jest wciągająca, a satysfakcja i przyjemność z lektury murowana. Każdy, kto już raz wkroczył do Islandii widzianej oczami Yrsy Sigurdardóttir, pragnie natychmiast spakować walizki i udać się w podróż do Rejkjawiku. Może niekoniecznie, aby znaleźć się w centrum wydarzeń opowiadanych przez pisarkę, ale choćby po to, aby poczuć tą islandzką zimę na własnej skórze. W jakiś irracjonalny sposób śnieżna Islandia zamiast tkwić na kartach książki, przenika do umysłu czytelnika. I to jest cudowny stan, kiedy można wręcz poczuć ten chłód i śnieg, którym opowieści Yrsy Sigurdardóttir są otulone, jakby bez tego śniegu opowieść miała być niepełna. Nie będę ukrywać, że kocham zimę, kocham śnieg i ojczyzna Yrsy Sigurdardóttir mnie intryguje. Dlatego tym bardziej ucieszyłam się z powieści „Spójrz na mnie”, która trafiła do moich rąk.

Z pewnością należy oddać szacunek autorce za umiejętność doskonałego prowadzenia narracji. Co w przypadku powieści kryminalnych ma olbrzymie znaczenie. Ważne wszak jest, aby za szybko nie rozwiązać zagadki, aby cieszyć się stopniowo dozowanymi informacjami, aby podejrzenia zbyt szybko nie zamieniły się w pewność. Ważne jest, aby zaskoczyć czytelnika, aby na sam koniec ujawnić fakt, który burzy dotychczasowe przypuszczenia. Yrsa Sigurdardóttir robi to po mistrzowsku. I choć poszczególne informacje mogą co poniektórym ułatwiać dochodzenie do sedna, to w ostatecznym ujawnianiu prawdy okazują się zaledwie szczególikiem. Dlatego też bohaterka Yrsy Sigurdardóttir, prawniczka Thora Gudmundsdottir, nie mogłaby nie być tak inteligentną i dociekliwą osobą. Bo w jej fachu upór, spostrzegawczość i umiejętność analizowania faktów to cechy więcej niż wymagane.

W „Spójrz na mnie” Thora Gudmundsdottir rozwiązuje kolejną zagadkę kryminalną. Tym razem sprawa dotyczy rewizji wyroku skazującego dotyczącego niepełnosprawnego umysłowo młodego mężczyzny, oskarżonego o spowodowanie pożaru w ośrodku dla upośledzonych ze skutkiem śmiertelnym. Sprawa skomplikowana i pełna wątpliwości. Im dalej w swoim śledztwie posuwa się Gudmundsdottir, tym co raz więcej nowych okoliczności. A im więcej elementów do siebie niepasujących, tym przyjemność podążania za Thorą większa. No i fabuła jest tym ciekawsza, że Thora swoje śledztwo rozpoczyna na prośbę innego skazanego, w obecności którego lepiej nie przebywać samemu.

Yrsa Sigurdardóttir w „Spójrz na mnie” łączy wiele wątków o niemałym znaczeniu dla rozwiązanie zagadki kryminalnej. Wśród bohaterów powieści pojawiają się, oprócz pacjentów ośrodka, ich rodzin i pracowników tegoż ośrodka, postaci, które wydawać by się mogło nie mają nic wspólnego ze sprawą. Np. pracownik rozgłośni radiowej, czy rodzina, której dom jest nawiedzany przez ducha. (Tu przyznam, że w pewnej chwili miałam autentyczną gęsią skórkę, jak czytałam niektóre fragmenty!) Pojawia się na kartach powieści również rodzina Thory, której obecność powoduje nieskłamaną sympatię do bohaterki. Jest ona bowiem w pewnym momencie głową rodziny dziewięcioosobowej, wliczając kota. To czyni z niej postać żywą, pełnokrwistą i mocno realną. Zresztą Yrsa Sigurdardóttir nie ucieka w swojej powieści od prawdziwych wydarzeń, jakie miały miejsce na Islandii. Dość często pojawia się mowa o kryzysie gospodarczym i upadku bankowości, które nie tak dawno dotknęły ten kraj. Te elementy powieści zostają jednak wykorzystane tylko po to, aby nadać wiarygodności opowiadanej historii. Są tłem wydarzeń, niemniej jednak tłem ważnym.

Wspomniana dociekliwość Thory, która drąży sprawę z uporem maniaka, okazuje się cennym darem. Sprawa, kto przyczynił się do pożaru ośrodka dla niepełnosprawnych i śmierci kilku osób, zostaje wyjaśniona. Czy był to skazany chłopiec z zespołem Downa, pacjent tego ośrodka? Czy może jednak został on użyty jego kozioł ofiarny? Ja to wiem.

Nie można odmówić autorce wyobraźni, którą w przedziwny sposób przekazuje czytelnikowi. Ta niewidzialna nić, którą wypuszcza ze swoich rąk pisarka, zdaje się nagle materializować w ręku czytelnika. Wyobraźnia kreuje świat przedstawiony przez Yrsę Sigurdardóttir z dużą łatwością, a to jest kolejny atut, o którym nie można zapomnieć. „Spójrz na mnie” (jak również jej wcześniejsze powieści) nie wymagają od czytelnika aż nadto skupienia, nie sprawiają trudności w logicznym kojarzeniu faktów. Może ktoś nazwać to ułomnością, bo przecież skoro książka nie wymaga skupienia, to na pewno nie może być dobra. Ale tak nie jest. „Spójrz na mnie” to bardzo dobra powieść, która nie wymaga skupienia, ponieważ od historii nie można się oderwać, a nawet jak się przerwie lekturę, to powrót do niej jest płynny i automatycznie wszystko, co zostało już powiedziane, tkwi w umyśle czytelnika. Przynajmniej ze mną tak było. Islandia czaruje i chyba właśnie Yrsa Sigurdardóttir potrafi czarować, bo od jej książki trudno się oderwać. Żal, że miała tylko 460 stron…

7 komentarzy:

  1. ogromnie lubię Yrsę, ale to chyba wiesz. Myslę że to jedna z lepszych o ile nie najlepszych kobiet - autorek kryminałów skandynawskich. A jest ich przeciez coraz więcej.
    Każda z jej książek jakie czytalam trzyma w napięciu i ma klimat. I masz rację Islandia wciąga...
    Narazie czytam "Lód w żyłach" - swietna, mroczna, zimna... "Spojrz na mnie " czeka na półce. Trochę mi nie pasuje okładka do pozostałych :D ale to mały pikus.
    Swietna recenzja. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię skandynawską literaturę, więc z chęcią przeczytam:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie czytałem książki tej autorki, więc wszystko jeszcze przede mną:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Taką napisałaś recenzję, że nic tylko chrapka bierze na tę książkę, chociaż moje doświadczenie z kryminałami skandynawskimi jest raczej przykre (doprawdy nie wiem, co ludzi w nich tak zachwyca). Jeżeli kiedyś trafię na nią w bibliotece, na pewno wezmę, aby chociaż zakosztować tego islandzkiego klimatu. I kto wie, może polubię autorkę? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. tej książki jeszcze nie miałam okazji przeczytać, ale z pewnością kiedyś to zrobię;)
    autorkę i styl jej narracji uwielbiam, a książki czytam z zapartym tchem.
    choć "Trzeci znak" przeczytałam jakieś trzy lata temu - uwielbiam do niej wracać;) i myślę, że jeszcze nie raz wrócę do pozostałych powieści Yrsy;)
    a główną bohaterkę podziwiam - co jak co, ale bycie jednocześnie dobrą matką dla dwójki dzieci (w tym nastolatka...) i babcią w jej wieku to niezła gimnastyka;)

    OdpowiedzUsuń
  6. W dzień dziecka recenzja takiej książki? xD
    A tak na poważnie - coś jest w prozie Yrsy, że przyciąga i nie pozwala odejść.

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.