"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

piątek, 10 lutego 2012

"Arka" - Adam Wiśniewski-Snerg


Obraz Zdzisława Beksińskiego, który zdobi okładkę „Arki” Adama Wiśniewskiego-Snerga może zastanowić niejednego. Widzimy mroczne fale oceanu, który wypełnia niemal całą powierzchnię obrazu. Centralnym i jedynym punktem burzącym ten układ jest mały kształt, niby to stateczek, niby trumienka, która jakimś cudem unosi się na powierzchni budzącego grozę oceanu. Potężny ocean i maleńki stateczek to nie jedyny kontrast. Widoczne jaśniejsze kolory wody są przeciwwagą dla niemalże czarnego horyzontu (nieba) i ciemnej toni u dołu obrazu. Wielki i tajemniczy ocean oraz mizerny stateczek to symbole niezmierzonego wszechświata i człowieka, który, jak ten statek, płynie samotnie przez życie, jest sam sobie przysłowiowym sterem i żaglem. Jeśli połączymy tytuł powieści Snerga z obrazem Beksińskiego nasuwa nam się inne skojarzenie. Nie trudno się domyślić biblijnych konotacji. Na ile one są słuszne? Na tyle, na ile pozwala nam na to nasza wyobraźnia i wymowna treść „Arki”. Ale to można stwierdzić dopiero po lekturze.

Obraz Beksińskiego budzi lęk swą symboliką i sugestywnym przekazem. Pokazuje olbrzymi dystans, jaki dzieli człowieka od reszty świata. Pokazuje samotność jednostki. Nie pozostawia złudzeń, człowiek nie ma szans, jest skazany na dryfowanie, aczkolwiek pozostaje mu nadzieja (jaśniejsze barwy), że może gdzieś w przestworzach oceanu życia jest drugi człowiek. To bardzo smutne. Właśnie tak odczytuję obraz Beksińskiego.

Identycznie odczytuję „Arkę” Adama Wiśniewskiego-Snerga. (Tu ponownie chylę czoła przed wydawnictwem słowo/obraz terytoria za tak trafne zestawienie obrazu Beksińskiego z powieścią Snerga.) Nie jest to lektura łatwa. Zaskakuje, a nawet budzi totalną konsternację zawieszeniem fabuły i skupieniem się na teoriach naukowych, które momentami zdają się nie mieć sensu i końca.

Sama fabuła „Arki” jest prosta i nieskomplikowana. Oto płynący Tomahawkiem Patryk Tenevis dowiaduje się, że niebawem ich statek ma minąć wrak Arki – statku należącego niegdyś do jego rodziców, a obecnie niszczejącego gdzieś pośród oceanu. Patryk za wszelką cenę chce się dostać na Arkę, która przez wiele lat była też jego domem. Dzięki pewnym zbiegom okoliczności trafia na Arkę. Jakże wielkie jest jego zdziwienie, kiedy odkrywa, że zrujnowany statek stał się… „domem wariatów”. Dowodzący biblijną arką Noe miał uratować od zagłady siebie, rodzinę i zwierzęta. Patrykowi natomiast przyszło zmierzyć się z innym żywiołem. Aktualni „mieszkańcy” statku będą przekonywać Patryka, że to on postradał zmysły. W tej sytuacji niezwykle trudno będzie mu odzyskać władzę na swojej własności i odprowadzić Arkę do najbliższego portu. Ot i cała nieskomplikowana fabuła.

Skomplikowane są natomiast teorie naukowe, których Snerg namnożył w książce! Bazując na absurdalności zachowań przebywających na Arce ludzi, zbudował Snerg np. własne teorie dotyczące neuroz i psychoz, które wprowadzają w osłupienie. Przyznam, że chwilami, mimo szczerej chęci zrozumienia, poddawałam się i czytałam powieść dalej, nie bacząc na te … dyrdymały. Czułam się nimi przytłoczona. Zrozumiałam jednak piękną aluzję autora na temat pojęcia normalności. Nie będę się spierać ze Snergiem i przyznam mu rację, normalność to pojęcie względne, zależne od różnych okoliczności. Ustalanie norm jest zajęciem wadliwym i krzywdzącym, a klasyfikowanie świata według tychże przyjętych norm nie powinno mieć miejsca. Nie można mówić, że coś jest normalne, a coś innego nie. Wystarczy znaleźć się w odwrotnej sytuacji, po drugiej stronie lustra, a wszelkie wyznaczniki normy zyskują inny wymiar. Funkcjonowanie w tak zwanym normalnym świecie zostaje natychmiast zakłócone, jeśli się okazuje, że wszyscy nagle postrzegają ten świat inaczej niż my. Wtedy to my jesteśmy „nienormalni”. Dlatego powtórzę: normalność to pojęcie względne.

Snerg w „Arce” analizuje tą normalność w kontekście psychiki człowieka. Na ile jest ona w stanie wytrzymać pojawienie się karykaturalnego świata. Jak bardzo jest wtedy widoczna i przerażająca samotność jednostki. Wydaje się, że wpadnięcie w obłęd to tylko kwestia czasu. Snerg w swych analizach posuwa się dalej, drążąc temat istnienia we wszechświecie innych istot rozumnych.

„Już w zamierzchłych czasach, zanim przyszła moda na upiory, fantazjowano o ludziach na innych planetach. Najpierw były tylko te naiwne wizje. Powstawały w odpowiedzi na podświadome zapotrzebowanie. Czego to dowodzi? Wskazuje na ogrom naszej samotności! Bo ona rośnie w miarę, jak rozszerzają się granice ludzkiego poznania. Zwiększamy wciąż pole widzenia. Ale czym jest to nieustanne wpatrywanie się w przestrzeń, sięgające coraz dalej, już na odległość miliardów lat świetlnych, czym ono jest, jeśli nie ma nic wspólnego z poszukiwaniem drugiego człowieka? Psychicznej próżni nie wypełni nieprzeliczona liczba globów, odkrywanych po drodze, choćby obfitowały w pokłady jadalnej materii, które w trawiennej ekstazie moglibyśmy przepuścić przez swe przewody pokarmowe, przy życiu bowiem nie utrzymuje nas możliwość jeszcze sprawniejszej przemiany materii, lecz rozpalona myśl, że we wszechświecie nie jesteśmy sami, przeciwne zaś przypuszczenie napawa nas przerażeniem, jak rozbitka na bezludnej wyspie.”

Do jakich smutnych wniosków dochodzi Adam Wiśniewski-Snerg! Przecież mówiąc o wszechświecie, mówi o człowieku poszukującym wciąż drugiego człowieka. Mówi o samotności, o niezrozumieniu, o pogoni za cieniem, który wciąż znika.

„Więc skąd się bierze to szalone przekonanie, że każdy cel jest „tam” – daleko, i on jedynie ma jakieś znaczenie, a droga do niego, cała odległość pokonana w pełni sił i podczas jasnego dnia, zatem wśród krajobrazów zmieniających się w barwnej przestrzeni otaczającej pociąg – to przykra strata czasu, zaś ów ostateczny cel, często spoczynek w raju bliższym śmierci niż życia, po męce nocnej podróży osiągnięty resztkami sił, które nie pozwalają cieszyć się sukcesem – to ma być zysk?”

„Arka” jest cholernie przygnębiającą powieścią. W swoich filozoficznych wywodach Snerg dotyka delikatnych i czasem niewygodnych tematów. Jako, że jest to moje trzecie spotkanie z nim, mogę spokojnie stwierdzić, że jego obsesja w każdej powieści ma inny wymiar. Ale każda powieść jest wariacją na ten sam temat! Czytając oddzielnie jego dzieła nie dostrzega się tej obsesji, bowiem każdy tytuł to odrębna powieść. Dlatego tak istotne jest czytanie Snerga „hurtem”. Wtedy czytelne staje się to, co go prześladowało i co wpłynęło na jego decyzję pożegnania się ze światem. Tą obsesją jest człowiek skazany na samotność, na pojedyncze istnienie, na dryfowanie w bezmiarze wszechświata!

3 komentarze:

  1. cholernie mnie kusisz tym Snergiem....:)
    Znów ponadczasowe przesłanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie "Arka" znokautowała tym pseudointeligentnym bełkotem. Skończyłam z wielkim trudem. I jakkolwiek uważam go za bardzo dobrego pisarza, to wg mnie "Arka" mu się nie udała, nic a nic.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna książka, czytałem ją chyba ze cztery razy, (zresztą jak wszystkie opowieści Snerga) - ma niesamowity klimat z kilkoma płaszczyznami odbioru. Groteska w czystej postaci. Uwielbiam jego książki.

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.