"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

środa, 28 października 2009

„Na południe od granicy, na zachód od słońca” - Haruki Murakami


Wydawało mi się, biorąc do ręki „Na południe od granicy, na zachód od słońca” H. Murakamiego, że znów będę miała do czynienia z magiczną prozą. Niestety po lekturze jestem nieco rozczarowana. Najwidoczniej w mojej wyobraźni wciąż pierwsze miejsce zajmują te światy Murakamiego, w których magia i jej wpływ na duszę bohaterów, jest szczególnie odczuwalna. Nie przeczę, „Na południe od granicy, na zachód od słońca”, to bardzo subtelna i ciepła powieść o przemijaniu, tęsknotach, niespełnieniu. O szukaniu sensu w istnieniu. O miłości, której nie da się przywrócić, jeśli kiedyś nam umknęła. To piękna powieść, przy której doznawałam wielu chwil pełnych refleksji. Ale czegoś mi brakowało. Może czegoś nie zauważyłam, coś przegapiłam.

Podejrzewam, że większe wrażenie robi na mnie ta proza Murakamiego, w której mamy równoległe dwa światy, ten realny i ten z podświadomości, w których dzieją się niesamowite rzeczy. Przy lekturze książek takich, jak „Tańcz, tańcz, tańcz”, „Po zmierzchu”, „Koniec świata i hard-boiled wonderland” oraz „Kafka nad morzem”, czułam się absolutnie usatysfakcjonowana. Murakami trafił w moją duszę bezbłędnie. Oczywiście przy lekturze „Norwegian Wood”, pomimo, że magii tam nie ma, czułam się równie wspaniale dopieszczona, z innych względów. Ale „Na południe od granicy, na zachód od słońca” nieco mnie rozczarowało.
Hajime, 37-letni mężczyzna, bohater „Na południe od granicy, na zachód od słońca”, to wciąż ta sama postać, której pisarz jest wierny i której rysy dostrzegamy w każdej jego powieści. Świat Hajime przenika charakterystyczna dla Murakamiego nuta tęsknoty za światem doskonałym. Za miłością, której nie da się odzyskać, pomimo starań. Za pierwiastkiem duchowym, którego w pogoni za wygodnym życiem gdzieś się zatraciło. Mężczyzna i jego relacje z kobietami, to również znane motywy, które czytelnikom japońskiego pisarza są znane. Murakami pisze pięknie o uczuciach i o tym, co dzieje się w duszy człowieka. Wciąż mnie tym porywa. Jednakże w „Na południe od granicy, na zachód od słońca” miałam wrażenie spłycenia tematu i łatwizny. Zabrakło mi pewnego mianownika, łączącego te wszystkie elementy, które prozę Murakamiego czynią niezwykłą. Przyszło mi na myśl nawet stwierdzenie, pewnie dla niektórych brutalne, że z tej książki wieje strasznie naiwnością i ckliwością. A przecież tak być nie powinno. Nie wiem, może moje zapotrzebowanie na tego typu uczucia już zostało zaspokojone. Może głębia odczuwania ludzkich tęsknot, poszukiwań i zmagania się z własnym losem, w tym przypadku, nie poruszyła mnie na tyle, bym mogła się tą książką zachwycać. Żal mi, że tak się stało.
Murakami nadal pozostaje w kręgu moich zainteresowań, ale następną lekturą będzie coś twardszego. Bo chyba czas mną wstrząsnąć i pokiereszować moją wyobraźnię, jakimiś krwistymi kawałkami. Już nawet coś przyniosłam z biblioteki...

16 komentarzy:

  1. pisałam u wielu osób już, że dla mnie generalnie wielką rolę gra z jakiego języka jest książka tłumaczona. Ta i jeszcze jedna, niestety, nie była tłumaczona z japońskiego a z angielskiego i na przykład dla mnie to gra rolę...wolę oczywiście te tłumaczone z japońskiego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam Twoją recenzję Matyldo i znowu mam to uczucie, że chcę czytać Murakamiego! To jest coś magicznego, coś co przyciąga mnie do nich aby po kilkunastu czy (góra) kilkudziesięciu stronach odrzucić więc może to w koncu książka dla mnie Murakamiego!? Mnie te dwa światy denerowały, więc może się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chiaro, chyba jest coś w tym, o czym mówisz! Bo fakt, ta książka była tłumaczona przez Aldonę Możdżyńską, a nie przez Annę Zielińską-Elliott. I możliwe, że przyzwyczajona do pani Elliot wyczułam różnicę w tłumaczeniu. Tak!

    OdpowiedzUsuń
  4. nie jest to może moja ulubiona powieść Murakamiego, ale w pewien sposób odebrałem ją emocjonalnie. czasem historie napisane na drugim końcu świata są niemal identyczne jak te nasze...
    a Murakami i tak pozostanie moim jednym z ulubionych pisarzy.

    OdpowiedzUsuń
  5. A zdradzisz co to ma pokiereszować Twoją wyobraźnię?

    OdpowiedzUsuń
  6. "Na południe..." czytałam jako pierwszą książkę Murakamiego i na tyle mi się spodbała, że sięgnęłam po następną: "Kronika ptaka nakręcacza". Dawno nie czytałam tak zakręconej książki. Podobała mi się nawet bardziej od "Na południe...", ale po tych dwóch lekturach mam chwilowo dosyć Murakamiego. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. W moim przypadku to jest tak, że wiem, iż czytałam tę powieść, ale kompletnie jej nie pamiętam. Nie wiem, dlaczego tak, inne jego książki lubię i cenię, pamiętam treść... A ta: czarna dziura :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja od tej ksiazki zaczelam przygode z Murakamim. Zachwycila mnie, prostota angielskiego (bo w tym jezyku czytalam, jak zreszta wszystkie oprocz "Po zmierzchu") byla kojaca, historia wydala mi sie spokojna i bardzo nostalgiczna. A glebie znalazlam tam w tym, ze moim zdaniem autor zdradzal swoja przyjaciolke z dziecinstwa z zona, a nie odwrotnie. W koncu to ta przyjaciolka byla blizsza jego sercu.
    Aha - tak naprawde to ja przygode z autorem zaczelam nie od jego ksiazek, a od filmu "Tony Takitani", zeby bylo zabawnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. dla mnie przepiękna historia, okraszona przepięknym tytułem.
    Uwielbiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Matyldo pamiętam że zaczęłam ją kiedyś czytać ale..niestety nie zainteresowała mnie i zwróciłam do biblioteki.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie mam zastrzeżeń co do tej książki,podobała mi się chociaż wolę grubsze powieści Murakamiego wtedy przyjemność trwa dłużej :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Gdybyś miała ochotę opublikować recenzje w serwisie literackim, zapraszam na piszemy.pl

    poza tym, jesień mnie dobija

    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  13. Kocham bezwzględnie Murakamiego. Uwielbiam jego, wspomnianą przez Ciebie, magiczność, kreowanie dwóch równoległych światów, niesamowitość.
    I tym samym bardzo boję się takiego rozczarowania.
    Dlatego chyba lekturę tutaj przez Ciebie ukazaną, a przeze mnie braną pod uwagę w najbliższych zetknięciach z tym pisarzem odsunę w czasie maksymalnie, upchnę gdzieś na koniec, tak by jeszcze (przynajmniej na razie!) tego niedosytu nie odczuć.
    Ale kiedyś przeczytam na pewno ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. czuje się zachęcona! jak tylko skończę to co ostatnio zdobyłam chyba zapoznam się z twórczością murakamiego.

    OdpowiedzUsuń
  15. Absolutnie zgadzam sie z recenzja- jestem swiezo po lekturze ksiazki i moje odczucia sa KOMPLETNIE identyczne.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Myślę, że sporo zależy od tego, czy czyta się tę książkę jako pierwszą autorstwa Murakamiego czy jako którąś już z kolei. Mimo wszystko mnie ten specyficzny klimat pociąga, a posiadana przez Murakamiego niezwykła umiejętność uchwycenia chwili i zatrzymania emocji na papierze jak na fotografii wciąż wzbudza we mnie niesłychany zachwyt.

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.