"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

sobota, 17 kwietnia 2010

„Pochwała macochy” - Mario Vargas Llosa

„Pochwała macochy” Mario Vargasa Llosy całkowicie mnie rozbawiła i zauroczyła. Książka do pochłonięcia w jeden wieczór. To lekka powiastka o zabarwieniu erotycznym o pożyciu małżeńskim don Rigoberta i jego drugiej małżonki Lukrecji, która niespodziewanie zamienia się w tragikomedię. A wszystkiemu winne są zmysły i niecna gierka młodziutkiego syna don Rigoberta, Alfonsa.

Wiemy, że akcja dzieje się w Limie. Wiemy, że jest to raczej druga połowa XX wieku, ponieważ jest mowa o telewizji, motorze, samolocie. Wiemy również, że don Rigoberto ma służącą Justynianę. Ale ta wiedza ni jak nie pasuje do atmosfery i zwyczajów panujących w domu don Rigoberta. Jest bowiem w powieści pewien element niepokojący, zastanawiający i sprawiający kłopot interpretacyjny. Czytając „Pochwałę macochy” odnosi się wrażenie, że Llosa pisze o czasach bardziej odległych, kiedy to konwenanse i egzaltacja, relacje rodzinne i zwyczaje domowników były bardziej dystyngowane i pełne wzajemnego respektu. Sądziłam nawet, podczas lektury pierwszych stron książki, że Llosa umiejscowił akcję jakieś 100 lat temu. Drugą zagadkę stanowi wiek Alfonsa. Dawałam mu jakieś 10-12 lat, ale w związku z pewnymi hm..., czynnościami, wpadłam w konsternację.

W powieści powaga i patos na przemian mieszają się z wyszukanym humorem. Doznania estetyczne są zaraz profanowane opisami budzącymi niesmak i wstręt. Zawsze jednak są związane z ... ludzkim ciałem.

Dodatkową atrakcją powieści są świetne interpretacje autentycznych dzieł znanych malarzy, choćby Fra Angelico, Francois’a Bouchera czy Francisa Bacona. Oczywiście nie bez przyczyny obrazy pojawiają się na kartach książki. (Don Rigoberto jest miłośnikiem malarstwa erotycznego.) Obrazy służą pisarzowi do przedstawienia bohaterów w sposób zupełnie nieoczekiwany. Bo bohaterowie Llosy utożsamiają się z postaciami z obrazów. Opowiadają czytelnikowi o świecie obrazu, o detalach i znaczeniach. Wyjaśniają ruch i gesty, budują wokół siebie aurę szlachetności.

Ale tak naprawdę „Pochwała macochy” nie jest wcale szlachetną powieścią o pięknie, ani tym bardziej o doznaniach estetycznych. Prezentowanie dzieł sztuki służy ukazaniu charakteru bohaterów. Budowanie zmysłowej aury, jaka panuje w domu don Rigoberta, to nic innego, jak próba oszukania czytelnika. Bo „Pochwała macochy” to smakowity, subtelnie zmysłowy, żeby nie powiedzieć wyuzdany, kawał literatury pełnej ukrytych symboli, podwójnych znaczeń i domysłów. Pomyli się ten, który uzna, że to powieść przepełniona erotyzmem, choć ten góruje nad całością. Bo pod płaszczykiem erotyzmu jest coś więcej. Drwina, ironia, celna riposta, wyniosła kpina, rubaszny humor i trafne aluzje. „Piękno jest cudowną ułomnością formy”. Więc to, co brzydkie, ułomne, wyuzdane, nieco kontrowersyjne i perwersyjne może być właściwą naturą człowieka. I o tej naturze pisze Mario Vargas Llosa. O naturze ekscentryka, pasjonata, szaleńca, wyrachowanego egocentryka. Bo „należy swoje ułomności nosić jak szaty królewskie, ze spokojem”. (Cytaty pochodzą z motta do książki.)

Grzeszna jest Lukrecja, grzeszny jest don Rigoberto, nawet młodziutki Alfonso ma swoje grzeszki. Ale właśnie one dodają im uroku. Sprawiają, że czytelnik z politowaniem przygląda się ich zabawom. Z politowaniem, a nie ze zgorszeniem!

Nie jest to książka dla ponuraków i konserwatystów. Jest to książka dla ludzi nie bojących się własnej fantazji. Tej erotycznej też...

Aha, jeśli wydaje się Wam, że za dużo czasu spędzacie w łazience, to nie znacie don Rigoberta. A jeśli myślicie, że 40-letnia kobieta nie może być atrakcyjna i kusząca, to nie znacie Lukrecji. A jeśli sądzicie, że dziecko nie jest zdolne do świństwa, to nie znacie Alfonsa.

Jestem bardzo ciekawa „Zeszytów don Rigoberta”. Dobrze, że ta książka już czeka na półce.
A zatem c.d.n.


7 komentarzy:

  1. Ja miałam mieszane uczucia po lekturze. Bo z jednej strony wiedziałam, że nie będzie to grzeczna historyjka, a zarazem nie spodziewałam się takiej szlachetnej oprawy takiego wyuzdanego świństwa. Po tej książce stwierdziłam, że nie będę się zabierać do kolejnych jego książek.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mi się "Pochwała macochy" podobała - dobra, obeszłoby się bez tych łazienkowych ekscesów Rigoberta, ale ogółem sama fabuła świetna. Przy czym Fonsita nie określiłabym mianem mającego swoje "grzeszki". Dla mnie to dziecko było dosyć przerażające, diaboliczne wręcz. Ale po inne książki Llosy sięgnę napewno. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. no no ..:))

    chyba nabędę tego Llosę, choć jakoś nie mogę przebrnąć przez "Szelmostwa.."

    OdpowiedzUsuń
  4. byłam ciekawa Twojego zdania na temat książki:) cieszę się, że Tobie także przypadła do gustu.
    Bardzo trafne zdanie "Jest to książka dla ludzi nie bojących się własnej fantazji" po którym również się podpisuję!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam tylko "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki". Obiektywnie doceniam walory tej prozy, ale choć nie boję się fantazji, to raczej nie jest moja bajka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem szczerze, że świetna recenzja i do lektury książki bardzo mnie zachęciła.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam zarówno "Pochwałę", jak i "Zeszyty". A także inne książki Llosy, najbardziej chyba lubię "Ciotkę Julię i skrybę" oraz "Gawędziarza". Dla mnie to świetny autor, umiejętnie posługujący się słowem, fabułą, igrający z czytelnikiem, podjudzający naszą wyobraźnię do eklopracji nowych rejonów..

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.