"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

sobota, 23 października 2010

"Requiem dla snu" - Hubert Selby Jr

Hubert Selby Jr to amerykański pisarz, którego twórczość jest raczej mało znana w Polsce. Miałam już możliwość przeczytać „Piekielny Brooklyn”, którym byłam zachwycona. Teraz przyszła kolej na powieść „Requiem dla snu”. Tytuł oczywiście kojarzy się z filmem, który powstał na podstawie tej powieści. Kto nie widział filmu „Requiem dla snu”, niech żałuje. Po przeczytaniu książki Huberta Selby’ego Jr doskonale rozumiem reżysera filmu, Darrena Aronofsky’ego, który po prostu musiał nakręcić ten film. Genialny zresztą pod każdym względem! Film powstał w roku 2000, a książka na polskim rynku ukazała się dopiero teraz, w 2010 roku, dzięki Wydawnictwu Niebieska Studnia. W końcu! W końcu można sięgnąć do powieści i czytać, smakować i delektować się brudną, ciężką, wstrząsającą i obłędnie realistyczną prozą znakomitego amerykańskiego pisarza.

W trakcie lektury moja wyobraźnia nie miała wyboru, bowiem z góry wiedziałam, że będę oczyma wyobraźni widzieć aktorów filmowych: Jareda Leto, Jennifer Connelly, Ellen Burstyn i Marlona Wayans’a. To ich twarze wciąż widziałam, co jest zapewne wynikiem tego, że film widziałam kilka razy i dość mocno zapadł mi w pamięć ten obraz. Jared Leto zagrał Harry’ego Goldfarba, Ellen Burstyn jego matkę Sarę, Jennifer Connelly dziewczynę Harry’ego – Marion, a Marlon Wayans przyjaciela Harry’ego - Tyrona C. Love. Aktorzy zagrali rewelacyjnie, absolutnie oddaję im należyty szacunek za to, że stworzyli role godne wszelkich pochwał. Nie dziwię się również, że Ellen Burstyn za swój występ w roku 2001 nominowana była do Oscara.

Chcę napisać o swoich wrażeniach dotyczących lektury, choć zdaję sobie sprawę, że ciężko będzie mi zapomnieć o wrażeniach filmowych.

Książka napisana w 1978 r. budzi i dziś skrajne emocje, od śmiechu po przerażenie. Wstrząsa sugestywnością i naturalizmem. Szokuje i budzi niesmak. Boleśnie oddaje rzeczywistość Brooklynu, w którym życie jest martwe, pozbawione nadziei na lepsze jutro. Tej powieści się nie zapomina. Filmu zresztą też.

„Requiem dla snu” to przestroga. Przestroga przed naszymi niedoskonałościami. Przestroga przed uzależnieniem, nie tylko od narkotyków, ale od wszelkich możliwych używek, które we współczesnym świecie zabijają ludzi. Używką jest narkotyk, dzięki któremu zapomina się o żałosnej sytuacji życiowej, przenosi w inny wymiar, pozwala na inną percepcję rzeczywistości. Używką są słodycze, bez których niejedna osoba żyć nie może. Używką jest telewizja, przyciągająca coraz większe tłumy i robiąca im wodę z mózgu. Używką są leki na odchudzanie, na spanie, na dobre samopoczucie…

Śmiech jest przez łzy. Bo „Requiem…” to tak naprawdę powieść dramatyczna. Fragment opisujący Sarę Goldfarb, która nie potrafi się oprzeć pudełku czekoladek i z takim namaszczeniem konsumuje słodkie pralinki oglądając w międzyczasie program telewizyjny budzi śmiech. Cudownie opisana scena, pełna dbałości o każdy szczegół, skupiająca się na banalnej czynności, zapada w pamięć na długo. Neurotycznie zaspokajająca swoje jedyne przyjemności życiowe Sara jest postacią, którą Selby wykreował naprawdę wyjątkowo dobrze. Jej fobie, natręctwa i infantylne zachowanie przerażają natężeniem. Sara jest ofiarą uzależnienia od leków, to one staną się dla niej źródłem koszmarnego upadku. Trójka pozostałych bohaterów to, co tu dużo mówić, narkomani, ćpuni, którym najpierw wydaje się, że potrafią w każdej chwili zrezygnować z kolejnych dawek heroiny, jednakże kiedy dochodzi do sytuacji kryzysowych okazuje się, że nie potrafią wytrzymać, dosłownie chodzą po ścianach. Harry, Marion i Tyron to postaci wręcz tragiczne. Selby znakomicie pokazał jak łatwo upaść na samo dno ludzkiego piekła. A przecież nikt z tej trójki nie chciał skończyć marnie, oni chcieli tylko zarobić kupę forsy ze sprzedaży heroiny, by móc otworzyć sobie niezły lokal, małą restauracyjkę, pozwiedzać Europę albo w ogóle żyć sobie spokojnie w pięknej chałupie i nie martwić się o życie. Oni chcieli tylko zrealizować swoje marzenia. A danie sobie w żyłę od czasu do czasu miało być tylko chwilą relaksu.

„(…) jedną z bolączek współczesnego świata jest to że nikt nie wie kim tak na prawdę jest. Wszyscy biegają i szukają własnej tożsamości albo próbują się pod coś podpiąć, ale sami nie zdają sobie z tego sprawy. Żyją w przekonaniu że doskonale wiedzą, kim są. A kim są? Tachają swoje cielska przez życie (…) nie mają najmniejszego pojęcia czym jest poszukiwanie swojej własnej prawdy i tożsamości (…)”
(interpunkcja oryginalna)

Sara, Harry, Marion i Tyron szukają sposobu na lepsze życie. Nawet, jeśli ich pragnienia są mało wyszukane, dość banalne i przyziemne, to mają prawo dążyć do tego szczęścia. I dążą! Ale używają środków, które zamiast prowadzić do celu, wiodą ich na manowce. Selby ukazuje powolną degradację każdego z nich, powolny i nieodwracalny upadek. Mój zachwyt wzbudził niesamowicie realistycznymi opisami stanów duchowych, w jakich znajdowali się bohaterowie powieści. Uważam, że Selby fantastycznie opisał emocje towarzyszące Sarze podczas oglądania telewizji i oczekiwania na występ w jednym z teleturniejów. Majstersztykiem jest scena, w której Harry zmaga się z poczuciem winy: wiedząc, w jaki sposób Marion zdobywa forsę, nie mógł w spokoju wysiedzieć ani gapić się na telewizor. Współczucie budzi Marion, która z inteligentnej i wrażliwej dziewczyny przeistacza się w egoistyczną ćpunkę, którą mimo wszystko gnębi sumienie. Wspomnienia Tyrona z dzieciństwa, w którym otoczony był miłością matki, powodują ścisk w żołądku: taki twardziel mięknie, kiedy myśli o ciepłym i pachnącym ramieniu mamy. Takich scen jest w powieści sporo, co chwilę moja wrażliwość była atakowana mocnym uderzeniem.

Hubert Selby Jr stworzył znakomite postaci, wyraziste i brutalnie tragiczne. Stworzył powieść, którą czyta się jednym tchem, nie mając złudzeń, że nastąpi happy end. „Requiem dla snu” to mocna rzecz, zmieniająca spojrzenie na świat i ukazująca przerażającą prawdą o poziomie, do jakiego może się zniżyć ludzka godność.

A jeśli chodzi o film, to warto przypomnieć poruszającą muzykę autorstwa Clinta Mansella w wykonaniu kwartetu smyczkowego Kronos Quartet. Posłuchajcie i wczujcie się w nastrój…



9 komentarzy:

  1. Świetna muzyka, książkę na pewno przeczytam, bardzo mnie zachęciłaś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Film oglądałam (i jestem zachwycona nim), ale na książkę - szczerze mówiąc - nie trafiłam jeszcze (po Twojej recenzji coś mi się widzi, że będę teraz jej szukać xD).
    Racja - muzyka jest świetna xD

    Pozdrawiam serdecznie!^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna muza, świetny film, nie uwierzę (tym bardziej po tym co piszesz), że książka może być zła.

    OdpowiedzUsuń
  4. książki nie czytałam, natomiast swego czasu film zrobił na mnie kolosalne wrażenie. No i muzyka rónieź.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie mogłam przebrnąć początku filmu i odpuściłam. Widzę, że jednak coś straciłam. Postaram się ponownie za niego zabrać. A teraz nie wiem czy najpierw może książkę przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam muzykę z tego filmu, samego filmu natomiast jeszcze nie widziałam. I w dodatku mam go i nie wiem, co mnie powstrzymuje - czaję się i chodzę naokoło, czekając na odpowiedni moment. Wiem, że zrobi na mnie wrażenie, przeczuwam to i przez to chyba podchodzę do niego tak nieśmiało. Teraz zainteresowałaś mnie ksiązką (nawet nie wiedziałam, że to jest ekranizacja), będę się za nią rozglądać.

    OdpowiedzUsuń
  7. A mnie trochę wstyd, że nie znam ani filmu, ani książki, o których już przecież się mówi, że są klasyką...

    OdpowiedzUsuń
  8. A Clint Mansell teraz do "Czarnego łabędzia", który kiedyś tam niedługo wchodzi do kin, znowu zaszalał zapewne. I już się tej muzyki nie mogę doczekać.
    Co do "Requiem...", nie mam ochoty czytać tej książki, chociaż w dalekiej przyszłości tego nie wykluczam - ale po prostu film jest tak mocny, że ja czuję się zdecydowanie nasycona "Requiem..." już od lat. (dawno film oglądałam, jeden jedyny raz i jakoś nie zapomniałam, nie zbladł ani trochę)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny, film, książka i muzyka: kolejności nie umiem ustalić :-(

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.