"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

wtorek, 8 czerwca 2010

"Piekielny Brooklyn" - Hubert Selby Jr


Z olbrzymią ciekawością sięgnęłam po "Piekielny Brooklyn" Huberta Selby’ego Jra, wydany w 2009 r. przez wydawnictwo Niebieska Studnia. Ciekawość wynikała z faktu, że oto mam przed sobą książkę autora sławnego „Requiem dla snu”, na podstawie którego Darren Arnofsky nakręcił znakomity film. I pewnie dlatego moje oczekiwania wobec „Piekielnego Brooklynu” były ogromne. Liczyłam na potężną dawkę emocji i wrażeń. I nie zawiodłam się.

"Piekielny Brooklyn" to specyficzny przewodnik po dzielnicy Nowego Jorku. Ostrzegam: to przewodnik dla ludzi o mocnych nerwach, nie lękających się brudnych i niewygodnych tematów, a przede wszystkim dla ludzi nie unikających agresywnych i kontrowersyjnych treści. Bo książka ta może zgorszyć i szokować. A należy wziąć pod uwagę, że Selby napisał „Piekielny Brooklyn” w 1964 r. i opisywany przez niego Brooklyn, to Brooklyn z lat 50. XX w.

Zanim zaczęłam lekturę przeczytałam posłowie Macieja Potulnego. I dobrze zrobiłam, bo autor posłowia wyjaśnił specyficzny styl pisarski Huberta Selby’ego, który niejednego może zaskoczyć. Bo to dość szybki strumień świadomości, zdania krótkie przypominające mowę potoczną często zamieniają się w rozległe konstrukcje pozbawione interpunkcji i podziału na osobę mówiącą. Ale bynajmniej nie są niezrozumiałe i chaotyczne. Według mnie idealnie oddają charakter i mentalność ludzi mieszkających na tym piekielnym skrawku ziemi.

O czym jest powieść Huberta Selby’ego? Najszybszym skojarzeniem jest upadek człowieka, degrengolada moralna, zezwierzęcenie i wyzbycie się podstawowych cech społeczeństwa cywilizowanego. Homoseksualizm, transwestytyzm, tabletki amfetaminy (w powieści zdrobniale nazywane benkami – od benzedryny, innej nazwy amfetaminy), lejące się litrami piwo, zwierzęcy seks, dzieci pozostawione same sobie, bezrobocie, rabunki, podpalenia, walki gangów. To wszystko to chleb powszedni dla mieszkańców ówczesnego Brooklynu. Ciężki kawał tego chleba Hubert Selby zaserwował wcale nie na deser, ale jako danie główne.

Każda część książki mogłaby być odrębnym opowiadaniem, które łączy tytułowe miejsce. Każda część opisuje inną osobę, która mogłaby mijać innych bohaterów książki, włócząc się po ulicy albo przesiadując w barze i racząc się kolejny kuflem. Jest tu opowieść o młodocianym przywódcy gangu Vinnie’m. Jest historia Georgetty, najpopularniejszej w mieście cioty, której największym marzeniem jest miłość Vinnie’go. Przeraża opowieść o brutalnym Harrym, przywódcy strajku w miejscowej fabryce, który non stop delektuje się piwem i odkrywa pociąg do transwestytów, młodych chłopców. Dzieje Tralalali, która prostytuuje się i okrada swoich klientów, a na końcu stacza się na samo dno, budzi niesmak. Ostatnia część książki, zatytułowana Koda (czyli końcowy fragment utworu), to absolutny majstersztyk. Krótkie sceny opisują zachowania ludzkie, w których brak absolutnie miłości, współczucia, zrozumienia. Jest za to nienawiść, zawiść, wstręt, niechęć, agresja i poniżanie swoich bliskich, żony, dzieci, sąsiadów. Fragmenty wyróżnione pismem drukowanym wskazują na charakter niegodziwych zachowań. Szokują przejawami przemocy i braku jakiejkolwiek kultury. O szacunku nie mam nawet mowy!

Każda część książki poprzedzona jest mottem ze Starego Testamentu. I jest to zabieg, który unaocznia, jak blisko jest od sacrum do profanum. Bo treści każdej z części powieści są przewrotnym rozwinięciem słów uważanych powszechnie za święte.

„I Bóg przystąpił do stworzenia człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył; stworzył ich jako mężczyznę i kobietę.” – tym cytatem z Księgi Rodzaju rozpoczyna się część druga. Ten cytat nie dotyczy tylko tej części, która opowiada dzieje Georgetty. Dotyczy ogólnie wszystkich bohaterów, którzy niejako zostali, wedle słów Starego Testamentu, stworzenie na obraz i podobieństwo Boga. A więc taki jest stwórca? Czytelnika spotyka gorzkie rozczarowanie, bo charaktery bohaterów wcale nie są jasne i święte. Chciałoby się rzec, że jesteśmy tacy, jak nasz stworzyciel. Zarzucicie mi herezję, ale coś w tym jest! Bo taki świat, jaki opisał Selby, wcale nie został stworzony na potrzeby tej książki, on został stworzony przez człowieka, a skoro człowieka stworzył Bóg....

To, co opisał Selby, to obraz prawdziwego życia, którego wolelibyśmy unikać. Ale czasem przypadkowo lub nie, niejeden z nas może zawędrować do takiego piekielnego Brooklynu, by szukać sensu, albo i by ten sens zatracić zupełnie…

Książka jest tragiczna w wymowie. Szokuje światem przedstawionym dziś, a przecież ma już ponad 50 lat! Pomyśleć, że od tamtej pory niewiele się zmieniło. Ech… Człowiek często niewiele różni się od zwierzęcia.

Przekonajcie się sami. Warto!

3 komentarze:

  1. warto - gdy Ty tak piszesz, to wiem, że tak jest!!!!!!:)
    uściski

    OdpowiedzUsuń
  2. O! To coś dla mnie, będę wypatrywać. Brooklyn od dawna mnie fascynował.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Brooklyn kojarzył mi się zawsze ze Stachurą :D Od dziś będzie z Tobą :)

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.