"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

wtorek, 1 czerwca 2010

„Dzieci ze schowka” - Ryu Murakami

„Dzieci ze schowka” Ryu Murakamiego nie należą do łatwych książek. Nie chodzi mi o warstwę językową, ale o treść. Są jak podłożony celowo pod nogi czytelnika ładunek wybuchowy. I albo w odpowiednim momencie uciekniesz, unikając wybuchu. Albo dasz się ponieść tej destrukcyjnej fali, która rozerwie twoje serce, głowę, ciało. I będziesz czuł wstręt, będziesz się brzydził, będziesz odczuwał przesyt. Ale jednocześnie będziesz już uzależniony od tych surrealistycznych wizji.
Bo „Dzieci ze schowka” to drastyczna wizja poszukiwania tożsamości. Ryu Murakami zabiera nas w świat, w którym wszędzie czające się zło nieodwracalnie i absurdalnie mnoży się. Zgodnie z zasadą domino, jak pchniesz jeden klocek, upadną następne.

A wszystko zaczęło się od tego, że dwie matki porzuciły noworodki w skrytkach dworcowych. Dzieci przeżyły, trafiły do sierocińca, potem do rodziny zastępczej. A potem wkroczyły w dorosłość, sięgając po najbrudniejsze i najmroczniejsze doświadczenia.
Kiku i Hashi – to o nich jest opowieść. O ich poszukiwaniach szczęścia, pragnieniach bycia potrzebnymi. O ich nieczystej, nienormalnej, wyuzdanej, schizofrenicznej młodości, pełnej fantazji i potworów. O bijącym gdzieś w oddali sercu matki, którego dźwięk koi zmysły i zbolałą duszę. Ten dźwięk, będzie ich prześladował. Ten dźwięk jest wszystkiemu winny.

Kiku spotka Anemonę, posiadaczkę krokodyla, piękną młodą modelką, z którą się zwiąże. Hashi zostanie piosenkarzem, ożeni się ze starszą od siebie kobietą, swoją menedżerką. Kiku zabije kogoś i będzie chciał zniszczyć całe miasto. Hashi będzie chciał zabić, postrada zmysły. Kiku trafi do więzienia. Hashi do szpitala psychiatrycznego.

Pisząc te słowa, cały czas mam przed oczyma wyobraźni świat, jaki stworzył Ryu Murakami. I ten świat mnie przeraża. Jest mroczny, pesymistyczny, bez jakiejkolwiek nadziei na lepsze jutro. Człowiek w tym świecie jest samotny, a jego krzyk rozpaczy niewiele daje. Wydaje się nawet, że jedyną deską ratunku dla człowieka, jest zniszczenie świata i na nowo go stworzenie. Bo to, co znane, co zastane na ziemi, jest już skażone złem, pustką, tęsknotą, lękiem, bólem. Sensem okazuje się autodestrukcja. To straszne, brutalne i absolutnie nie do zaakceptowania.

„(…) nic się nie zmieniło od czasu, kiedy wydaliśmy z siebie krzyk w schowkach, gigantyczne schowki, mieszkamy w gigantycznych schowkach, w których przygotowano nam baseny, ogrody botaniczne, małe zwierzęta do zabawy, nagich ludzi i orkiestry, muzea, ekrany i szpitale psychiatryczne, kiedy zdzieramy jedną po drugiej zasłony i podążamy dalej za pragnieniami, natykamy się na ścianę, wspinamy się po niej, usiłujemy lecieć, uśmiechnięte typy na szczycie ściany kopią nas i zrzucają w dół, mdlejemy, a kiedy budzimy się, jesteśmy w więzieniu albo w szpitalu psychiatrycznym, ściana jest dobrze schowana, ściana jest po drugiej stronie ślicznych małych psów o długiej sierści, roślin ozdobnych, wody w basenie, rybek akwariowych, ekranów, obrazów na wystawach, miękkiej skóry nagich kobiet, tam też kryją się strażnicy i wznosi się wieża obserwacyjna, taka wysoka, że aż przyprawia o zawrót głowy, a kiedy mgła koloru ołowiu rozstąpi się na chwilę i odkryjemy ścianę i wieżę obserwacyjną, choćbyśmy oburzali się czy bali, nic nie możemy poradzić, a jeśli zrobimy coś kierowani gniewem czy strachem nie do zniesienia, czeka nas szpital psychiatryczny, więzienie i pudełko z ołowianej blachy. Sposób jest jeden – rozbić w proch wszystko, co jest w zasięgu wzroku, cofnąć do początku, obrócić w gruzy.”

Czytając innego znanego Murakamiego – Haruki, wkraczałam w świat Japonii pełnej magii, w świat, w którym dusza otrzymywała olbrzymi zastrzyk pozytywnych emocji. Byłam kołysana tymi emocjami. Było mi dobrze i pragnęłam więcej.
Czytając Ryu Murakamiego widzę tą samą Japonię, tylko z innej strony. Wiadomo, każdy medal ma dwie strony. I Ryu to wysłannik tej mroczniejszej strony. Mamy w książce opuszczoną fabrykę, zamkniętą skażoną część miasta, w której życie toczy się w nocy, mamy wyuzdane fantazje seksualne, mamy martwe noworodki i broń chemiczną, która wywołuje w ludziach agresję. To obraz tej drugiej Japonii.
J a nie mogłam się oderwać od tej przygnębiającej lektury. Zostałam zarażona tym dziwnym impulsem, który pojawił się w momencie wybuchu, już podczas lektury pierwszych stron „Dzieci ze schowka”.

Chyba naprawdę coś w tym jest, że Japończycy mówiąc o świecie, muszą dotykać samego dna ludzkiej duszy, jakby to właśnie na tym dnie duszy działo się życie, a świat na zewnątrz, był tylko snem. Czy wynika to ze specyficznego postrzegania świata przez artystów pochodzących z Kraju Kwitnącej Wiśni? Czuję, że ich mentalność, ich odwaga wyrażania siebie, ich niechęć do konsumpcjonizmu, komercji, konserwatyzmu i wszystkich systemów ograniczających wolną wolę człowieka, są mi bardzo bliskie.

Obraz Japonii, jaki wyłania się z książki Ryu Murakamiego mnie fascynuje. Zło i mroczna strona ludzkiej duszy jest równie ciekawa, jak ta jaśniejsza. Japonia Ryu Murakamiego przypomina Japonię, jaką opisuje Natsuo Kirino w „Ostatecznym wyjściu” i w „Grotesce”, ale różni się dodatkami. Bo Ryu Murakami stworzył świat schizofreniczny. Życiem jego bohaterów kieruje niewidzialna siła. A bohaterowie Natsuo Kirino działają sami, biorą los w swoje ręce.

„Dzieci ze schowka” robią mocne wrażenie. Wyobraźnia pracuje na maksymalnych obrotach. Ja takie obroty kocham. Bo nie ma tu nudnych historyjek o życiu na zakręcie. Jest okrutna historia o zagubieniu, o dojrzewaniu, o poszukiwaniach własnego ja. O ciężarze, jaki od chwili narodzin, jesteśmy zmuszeni nieść przez całe życie. Jest przestroga, nauczka, wskazówka. Ale tak naprawdę nadziei nie ma. I tak dążymy, jako ludzkość, do samodestrukcji.

Chcę Was przestrzec. Nie czytajcie tego. Zostawcie tą książkę tylko mi. Po co się będziecie narażać na te wstrząsy, na to obrzydzenie? To są moje klimaty, ale czy Wasze?

Aha. Są takie dni, kiedy sama chętnie wyruszyłabym na poszukiwania datury... Zrobiłabym wtedy niezłe zamieszanie na tej Ziemi.


(Okładka wersji angielskiej "Coin Locker Babies" zdecydowanie bardziej mi się podoba)

17 komentarzy:

  1. Dwie drobne uwagi z mojej strony, jeśli pozwolisz:

    "Czytając innego znanego Murakamiego – Haruki, wkraczałam w świat Japonii pełnej magii, w świat, w którym dusza otrzymywała olbrzymi zastrzyk pozytywnych emocji. Byłam kołysana tymi emocjami. Było mi dobrze i pragnęłam więcej." --> Haruki Murakami wcale aż tak pozytywnych emocji nie przedstawia. Nie wiem, na podstawie jakiej/jakich jego książek to piszesz ; )

    "Czuję, że ich mentalność, ich odwaga wyrażania siebie, ich niechęć do konsumpcjonizmu, komercji, konserwatyzmu i wszystkich systemów ograniczających wolną wolę człowieka, są mi bardzo bliskie." --> trochę idealistyczne podejście. Niewielu twórców w Japonii tak naprawdę przeciwstawia się komercji itp. Większość poddaje się panującym modom, trendom. Współczesna Japonia to w dużej mierze kraj popkulturowy. Mniej wyrafinowanej sztuki (ona jest tylko dla nielicznych, wysublimowanych odbiorców, a tych jest coraz mniej...).

    Zainteresowałaś mnie tą książką - dziękuję za recenzję xD
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Owarinaiyume,
    Haruki Murakamiego czytałam (do odnalezienia w moim blogu): "Tańcz, tańcz, tańcz", "Kafka nad morzem", "Po zmierzchu", "Norwegian Wood", "Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland", "Na południe od granicy, na zachód od słońca", jak również kilka opowiadań z dwóch jego tomów wydanych w PL - i mimo wszystko jego proza oddziaływuje na mnie bardzo pozytywnie, nawet jak zmusza mnie do przemyśleń, do głębokich refleksji, nawet jak mnie trochę dołuje, w ostatecznym rozrachunku jest dla mnie pewnego rodzaju lekiem na moje duchowe rozterki.
    Fakt, Japonia jest krajem popkulturowym. A pisząc o mentalności, niechęci myślałam o artystach/pisarzach, których wymieniam, bo w ich twórczości wyczuwam te sprawy, które są i mi bliskie.
    A tak w ogóle, to miło, że się odezwałaś. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawiązując do tematu polecam

    http://www.myspace.com/daturah

    osobiście posiadam album , służe pomocą gdyby coś :)

    A poza tym, świetna recenzja, bardzo dziękuję.. szukam koniecznie, bo świat u Kirino mnie zafascynował. Właśnie taki mroczny... tu jest ciemniej.. fascynuje

    OdpowiedzUsuń
  4. O, ja też lubię takie książki, a cytatem przekonałaś mnie zupełnie. Będę mieć na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
  5. też nie mogłem oderwać się od tej książki,nawet po skończeniu.
    świetna recenzja:)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Matylda_ab

    Jeśli proza Harukiego Murakamiego na Ciebie tak wpływa, to ja nie mogę przecież tego zanegować - trochę mnie to tylko zaskoczyło. We mnie proza Murakamiego (Harukiego) wzbudza ambiwalentne odczucia ; )

    Odnośnie autorów przeciw komercji (jeśli pozwolisz na taki skrót myślowy z mojej strony): Haruki Murakami odczytywany jest jako komercyjny pisarz, mimo iż wprost kpi z popkultury. Pozostałych dwojga pisarzy nie czytałam, więc na ich temat się nie będę wypowiadać - jakkolwiek Natsuo Kirino dryfuje ku kryminalnym historiom, a kryminalne "opowieści" odczytywane bywają jako popkulturowe - chociaż Tobie nie chodzi zapewne o "kryminalność" historii. Dla mnie jedną z ciekawszych japońskich, niekomercyjnych pisarek jest Hiromi Kawakami. W tym roku wydano w Polsce jej trzy opowiadania ("Nadepnęłam na węża"), z tego samego wydawnictwa, co Yoko Tawadę, którą - jak już zauważyłam - czytałaś. Ja zdecydowanie jednak wolę "klasyczną" japońską literaturę ; )


    "Chyba naprawdę coś w tym jest, że Japończycy mówiąc o świecie, muszą dotykać samego dna ludzkiej duszy, jakby to właśnie na tym dnie duszy działo się życie, a świat na zewnątrz, był tylko snem. Czy wynika to ze specyficznego postrzegania świata przez artystów pochodzących z Kraju Kwitnącej Wiśni?" --> Japończycy, jak wiesz zapewne, na zewnątrz nie okazują emocji, nikomu nie mówią o tym, co czują, raczej kumulują w sobie wszelkie emocje. Na zewnątrz zachowują się bez zarzutu - piękny uśmiech, idealne ubranie, modne dodatki (np. najnowszy model telefonu), ale w środku są bardzo samotni, zagubieni, zniszczeni przez społeczną presję. Sądzę, że dlatego "życie na zewnątrz" to taka oniryczna kraina, mrzonka, ułuda, fikcja. Stąd też zapewne najbardziej przemawia do Ciebie (i, powiem szczerze, do mnie też) ta "prawdziwa" Japonia, czyli w skrytości serca, w głębi duszy każdego Japończyka, a nie to, co serwują japońskie dramy.

    Wybacz, że się tak rozpisałam xD'''
    Na dniach poczytam więcej Twoich recenzji^^'
    Życzę dobrej nocy.

    OdpowiedzUsuń
  7. owarinaiyume
    Warto poczytać. Matylda potrafi pisać tak, że dotyka każdego kosmyka duszy, tak jak ta recenzja.
    Matylda, chylę czoła. Piękna recenzja. Początkowo myślałam, że ten autor to jakiś krewniak Harukiego, ale chyba jednak nie [?]. Będę szukać tej książki. Na razie wrzucam na listę oczekujących. Dobrej nocy. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. I jak ja teraz zabiorę te wszystkie książki w podróż?
    No dobrze, zachęciłaś mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. no to zostawiam tylko Tobie:))) Dobrego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja tak z innej nieco strony - cytowanego przez Ciebie kawałka "Dzieci ze schowka" nie chciałabym przekładać na, dajmy na to, niemiecki, strasznie długa konstrukcja zdania^^' Czy cała książka pisana jest takimi właśnie zdaniami, tak wielokrotnie złożonymi, czy może to zaledwie jeden z nielicznych przypadków?

    Z Ryu Murakamim nie miałam przyjemności się spotkać, wypatrzyłam go już jednakże w miejskiej bibliotece;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mary, książka Ci się spodoba, mogę się założyć. ;)

    Aerien, fajnie, że przekonałam Cię,

    Hangai, bo książka jest świetna, z pazurem, dlatego nie mogliśmy się od niej oderwać! :)

    Owarinaiyume, książki Natsuo Kirino wcale nie są typowymi kryminałami i nie powinno się chyba w ogóle używać tego określenia w mówieniu o nich. A "Nadepnęłam na węża" mam na półce! ;)

    Jolanto, nie zawstydzaj mnie. A nazwisko Murakami w Japonii jest podobno tak popularne, jak nasz Malinowski, czy Kowalski. A ci dwaj nie są rodziną.

    Margo, zamiast książek, weź mnie, opowiem Ci je! ;)

    Holden, dzięki! ;)

    Litera, ten fragment jest specyficzny, bo to taki strumień myśli jednego z bohaterów. Styl książki jest o wiele bardziej przystępny i prosty. A takie długaśne zdania są wyjątkami. Także, niech Cie nie zraża książka.

    OdpowiedzUsuń
  12. No dobrze, pomyślę, gdzie mogę Cię zabrać :) i to jest myśl!

    OdpowiedzUsuń
  13. Matylda, nie zawstydzam. Po prostu lubię czytać pięknie, mądrze napisane teksty. I uważam, że taką ponadprzeciętność trzeba promować w świecie, w którym króluje przeciętność i gdzie się ją promuje. Ucieszyłam się, znajdując Twoje recenzje na YesBooku; zdenerwowałam się, widząc, że ktoś ocenił je z premedytacją tak, że scyzoryk się w kieszeni otwiera. Ludzie są zawistni. Chcę napisać mejla do administratorów serwisu o swoich spostrzeżeniach. Bo dotyczą one nie tylko Twoich tekstów. Nie mogę się z taką praktyką pogodzić. Ktoś wykorzystuje anonimowość i funkcję "Oceń recenzję" do nieuczciwego podbijania rankingu. :-(

    OdpowiedzUsuń
  14. Jolu, za namową Margo zarejestrowałam się na YesBooku. To jej wina. ;) A ocenami i rankingiem nie przejmuję się, nigdy nie należałam do osób walczących o pierwsze miejsce. Ale miło mi, że i w Tobie mam mam sprzymierzeńca. ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Niedawno natknęłam się na to nazwisko i cały czas mnie nurtuje: czy Ryu jest krewwnym Harukiego Murakami?

    OdpowiedzUsuń
  16. Judytto, powyżej odpowiedziałam Jolancie, że oni nie są krewnymi.

    OdpowiedzUsuń
  17. We mnie też masz Asiu, a admini, raczej nie ingerują w takie sprawy, chociaż napisać zawsze warto!

    Buziole dziewczyny, przecież wiecie, że jesteście moimi sprężynkami :)

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.