„Dlaczego ludzie muszą być tak samotni? Jaki to ma sens? Na tym świecie żyją miliony ludzi; każdy z nich tęskni, szuka spełnienia u innych, a jednak się izoluje. Dlaczego? Czy Ziemia powstała tylko po to, by pielęgnować ludzką samotność?”
Dlaczego czytając tą książkę czułam samotność bohaterów, ich wyjątkowość i wrażliwość? Dlaczego wobec takich książek nie pozostaję obojętna i w mojej głowie mnożą się pytania dotyczące mnie samej? Czy i ja gdzieś kiedyś nie utraciłam części siebie, skoro czuję niespełnienie? Czy przekroczyłam kiedyś magiczne drzwi, które otwierają się tylko jeden raz? Na pewno nie poderżnęłam gardła żadnemu psu. Na pewno nie wyszłam w piżamie w środku nocy, by zniknąć, „rozwiać się jak dym”. Ale pewności siebie nie mam…
Jest taki pisarz, który wywołuje w mojej duszy ten dziwny nastrój. To Haruki Murakami. A książką, która tym razem przez kilka dni mnie absorbowała, był „Sputnik Sweetheart”.
To niezwykła opowieść o samotności i o poszukiwaniu samego siebie. O mocy przyjaźni i potrzebie posiadania przyjaciela, który zrozumie telefony o godz. 4 nad ranem, czy też to, że mamy założone skarpetki nie do pary.
„Sputnik Sweetheart” opowiada o świecie, który jak najbardziej znamy. Jednakże charakterystyczną dla książek Murakamiego cechą jest to, że w jego prozie często przeplatają się dwa światy: ten realny i ten równoległy, świat zamieszkiwany przez duchy, magiczny i wykraczający po za możliwości racjonalnego wytłumaczenia. Ten drugi świat czasami nas niepokoi, czasami wydaje się krainą, jak ze snu. Ten drugi świat na pewno nas fascynuje. W „Sputniku Sweetheart” pojawia się ten świat, równie tajemniczy i zaskakujący.
Dwie bohaterki „Sputnika Sweetheart” Miu i Sumire przekraczają tę cienką granicę oddzielającą świat rzeczywisty od świata snu. Dla Miu to przeżycie będzie bolesnym doświadczeniem, które zaważy na jej dalszym życiu. Miu po drugiej stronie zgubi część siebie. Dla Sumire będzie to wyzwanie, któremu zechce stawić czoła. Sumire wyruszy na drugą stronę, by odnaleźć siebie.
Sen dla jednego człowieka może być zgubny, dla drugiego zbawienny…
Historię Miu i Sumire opowiada nam bezimienny narrator, młody nauczyciel, przyjaciel Sumire, zakochany w niej bez wzajemności. Opowiadając tę historię, opowiada o sobie, o swojej samotności. Wydaje mi się, że różni się od męskich bohaterów pozostałych książek Murakamiego, bo w „Sputniku Sweetheart” jego postać, choć jest narratorem, wydaje się drugoplanowa. Choć może to jednak on jest postacią pierwszoplanową? Pewności nie mam. Zdarzenia opowiadane przez niego stanowią treść właściwą, bo to od nich zależy, jak wygląda życie narratora. Gdyby nie Sumire, narrator nie byłby taki, jak jest. Gdyby ona nie znikła na jednej z greckich wysp, on nie poczułby, że coś w nim pękło… Ta zależność jest ważna i na pewno znacząca.
Murakami opowiada o przyjaźni, która jest najwspanialszym darem. Ale porusza też inną kwestię. Przyjaciele są jak sputniki, krążące po orbicie Ziemi.
„Samotne metalowe dusze w niewzruszonym mroku kosmosu spotykają się, mijają i rozstają, by nie zetknąć się już nigdy więcej. Nie pada między nimi ani jedno słowo. Nie muszą dotrzymywać żadnych obietnic.”
Dlaczego tak trudno ludziom ze sobą być? Dlaczego bez przyjaciół życie staje się nijakie? Dlaczego w samotności człowiek zaczyna zamykać się w sobie? Dlaczego w ogóle skazujemy się na życie w samotności?
czytałam już dawno temu. fantastyczna książka poruszająca w nas coś w środku, jakąś niewidzialną zapomnianą strunę, która po szarpnięciu, cichutko drga.
OdpowiedzUsuńpolecam jeszcze "Na południe od granicy, na zachód od słońca". jak dla mnie jest jeszcze lepsza.
Zacna, "Na południe od granicy, na zachód od słońca" czytałam w październiku 2009 r. ;)) (do poczytania w archiwum)
OdpowiedzUsuńto była druga z kolei książka Murakamiego jaką przeczytałam. Urzekła mnie, trafiła idealnie w pewien etap mojego życia, i poniekad nadal trafia. Piękna jest..
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam przyjemności. Spróbuję:)
OdpowiedzUsuńJak tu się pięknie zmienia :) o tak Ci lepiej :)
OdpowiedzUsuńOooo, jak tu inaczej, jak ładnie.
OdpowiedzUsuńCo do książki, zadałaś tyle pytań, tak pięknie napisałaś...
Ja chcę Murakamiego, no dobra, starczą mi Jego książki :)
Dużo pytań - to dobrze, jeśli pisarz zmusza do stawiania pytań. Czekam na Twoją recenzję książki "Prawdziwy świat".
OdpowiedzUsuńA skoro już tu jestem, to napiszę jeszcze, że Twój blog wygląda coraz piękniej xD
moja przygoda z murakamim zaczęła się od tej książki :)
OdpowiedzUsuńi trwa do dziś.
Nie jestem fanką jego prozy, ale zachęciłaś mnie do sięgnięcia po tą ksiażkę.
OdpowiedzUsuńpytania, ktore postawilas, nurtuja mnie wlasnie. sprobuje wiec z Murakamim.
OdpowiedzUsuńladne te mazniecia swiatlem z prawej:)
Tego jeszcze nie czytalam, ale na pewno nie omieszkam. Zacytuje Ci Yoko Tawade z "Fruwajacej duszy": "Nie da sie z gory przesadzic, czy dwoje ludzi pasuje do siebie charakterami, czy nie. Sprawy, ktore zblizaja ludzi, i te, ktore ich dziela, sa jak niezliczone gwiazdy rozsiane po wieczornym niebie, i tak jak gwiazdy lacza sie, tworzac konstelacje, tak przyjazn miedzy ludzmi poglebia sie wraz z uplywem czasu. Czy mozna zliczyc gwiazdy? A kiedy utrzymuje sie z kims bliskie stosunki, to tego, co z nim laczy, i tego, co dzieli, znajdzie sie tyle, co gwiazd na niebie. Charaktery bynajmniej nie musza do siebie pasowac".
OdpowiedzUsuńA w Londynie "garniturkowcy" (tak nazywam ludzi, ktorzy musza chodzic do pracy w garniturze) od jakiegos czasu celowo nosza skarpetki nie od pary, zreszta wielu mezczyzn nosi - najczesciej lekko przykrotkie spodnie, a spod nich widac nogi, jedna np. z rozowej skarpetce, druga - w zielonej :) Podoba mi sie to.
PS. Ladna nowa kreacja blogu, taka tokijska :)
Dziękuję Wam Wszystkim za uznanie dla nowego szablonu bloga.
OdpowiedzUsuńChihiro, cytat z "Fruwającej duszy" świetny! A Twoje określenie "tokijski" spodobało mi się :) , na pewno nie miałam takich zamiarów, intencji, ani wizji - stylizować "się" na japoński design, po prostu taki szablon uznałam za ciekawy, tak wyszło. :))
Widac w takim razie, ze "po drodze" Ci z japonskim wspolczesnym klimatem :) Te neony na czarnym tle przywodza na mysl fragment tokijskiej ulicy noca.
OdpowiedzUsuńKsiazke czytalam wieki temu, ale dokladnie pamietam opuszczenie jakie mi wtedy towarzyszylo i podobnie jak ty, zastanawialam sie co ze mna jest nie tak....Widac jest nas wiecej a Murakami potrafi jak nikt opisac te sytuacje.
OdpowiedzUsuńps. Coz za zmiana! Zywo i rzesko, bardzo ladnie zreszta:)
bardzo lubię tego autora! i to przeplatanie światów.
OdpowiedzUsuńJestem świeżo po lekturze tej książki. Mnie trochę rozczarowała, ale może to wina zbyt wysokich oczekiwań? Na pewno bardziej przypadło mi do gustu "Norwegian wood". Ciekawa recenzja;-)
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie: http://podlupakrytyka.blogspot.com/2014/09/sputnik-sweetheart-pod-lupa.html