"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

poniedziałek, 26 marca 2012

"Podróż na dźwiękach szamańskiego bębna" - Ailo Gaup

Gwiazdy najlepiej obserwuje się w Bieszczadach. Nie zapomnę widoku rozgwieżdżonego nieba, tej niezliczonej ilości gwiazd, które miałam możliwość oglądać wiele lat temu na campingu w Wetlince Górnej, tuż u podnóża Połoniny Wetlińskiej. Miliardy gwiazd nade mną przyprawiały mnie o zawrót głowy. To był przepiękny widok, ciemność, żadnych świateł dookoła, tylko gwieździste niebo. Myślę, że rzadko dziś ludzie patrzą w niebo. Rzadko podziwiają gwiazdy. A jeszcze rzadziej zastanawiają się nad ogromem wszechświata. Ja jestem tym zafascynowana, patrzę z podziwem i jednocześnie przerażeniem. Czuję się zaledwie pyłkiem, nic nieznaczącą istotą. Wobec faktu, że tylko w naszej galaktyce istnieje szacunkowo od 200 do 400 miliardów gwiazd, czuję się bezsilna. A przecież oprócz naszej galaktyki – Drogi Mlecznej – we wszechświecie istnieje prawdopodobnie około 150 miliardów galaktyk! Kim jestem wobec wszechświata? Nikim. Niczym. Jestem maleńkim ludzikiem zastanawiającym się nad sensem istnienia. Aż tyle i tyko tyle.
Jeśli wierzyć, że w przyrodzie nic nie ginie a materia zmienia stan skupienia, to energia – duch/dusza – również istnieje, tylko człowiek nie ma możliwości przekonania się, jak ten proces wygląda. Może to i dobrze, że to, co ma nadejść, jest nieznane. Może na takich, jak ja, czeka przestrzeń wszechświata? Nie wierzę w chrześcijańskie piekło i niebo, nie wierzę w chrześcijańskiego boga. Nie wierzę w żadnego boga. Wierzę, że wszechświat na mnie czeka, nieważne, czy moja świadomość będzie istniała.

Dlaczego o tym mówię, narażając się zapewne na liczne kpiny? Bo sporo rozmyślam o możliwościach wszechświata, o czasie i przestrzeni, istnieniu energii. Moje ostatnie lektury i obserwowanie nocnego nieba to wyraz moich tęsknot. Jedni mogą to nazwać melancholią, inni depresją, a ja się ogromnie cieszę z tych przeżyć. Kosmos przytłacza swym rozmiarem, ale ten ciężar jest słodkim ciężarem. Pięknym i fascynującym.
I zamiast pisać tu o książce, która przez ostatnie wieczory zajmowała mnie, piszę o tej fascynacji. Kto mnie zrozumie?

A przeczytałam właśnie ciekawą lekturę norweskiego pisarza o saamskim pochodzeniu – Ailo Gaupa „Podróż na dźwiękach szamańskiego bębna”. Saamowie zamieszkują północną Skandynawię, znani są nam pod inną nazwą – Lapończycy. Ailo Gaup odniósł się w swej książce do tradycyjnych wierzeń Saamów i do ich mitologii. Wraz z bohaterem, szukającym tytułowego szamańskiego bębna, przeniósł czytelnika w odległe pustkowia, gdzie wśród skał można znaleźć szczeliny między światami. Mitologia zdeterminowała fabułę, ponieważ wędrówka Jona do krainy dzieciństwa zamienia się w wędrówkę po terenach zamieszkiwanych przez zwierzęta-duchy, potrafiące przemawiać rośliny, joikujące boginie. Towarzyszymy tej niezwykłej wędrówce, momentami zastanawiając się, czy jesteśmy jeszcze w świecie, który znamy. Prosta fabuła została urozmaicona mitologicznymi odniesieniami, wśród których dominują kontakty człowieka z naturą. Natura jest tu ożywiona, tak jak ożywiona jest tradycja, która dla rodowitych mieszkańców Saami stanowi ważny łącznik między teraźniejszością a przeszłością. Szamański bęben to przedmiot pożądania dla Jona, śni mu się, wzywa go i prowadzi ku sobie. Jednakże bęben to tylko pewien symbol, bo Jon tak naprawdę poszukuje swoich korzeni, swojej tożsamości. I właśnie to poszukiwanie jest dla mnie tym ciekawsze, im bardziej Jon dotyka tego drugiego świata. Nie tylko w kulturze saamskiej szamani wprowadzają się w trans, aby rozmawiać z duchami, albo by uzdrawiać chorych. Jest to charakterystyczne dla wielu kultur. Szamani potrafią uzdrawiać ciała i dusze. Tradycyjne wierzenia wiążą ludzi, pozwalają trzymać się swoich korzeni, pozwalają pamiętać o przodkach i wiedzy, która od nich pochodzi. Nie można odrzucać duchowego dziedzictwa przodków. „Naród bez przeszłości jest narodem bez przyszłości.”

„Obok dnia dzisiejszego, współczesności, istniało coś, co ona nazywał mitologicznym czasem teraźniejszym, czasem, w którym wszystko działo się po raz pierwszy, jak w momencie stworzenia. Mieli to w sobie przez cały czas, krajobraz, który, aby się ukazać, potrzebuje światła, albo sen, w którym można się przebudzić. Wielu sądzi, że tradycja umarła. Lecz ona jest częścią życia i oni do niej dotrą. Wiedza jest niezależna od ludzi. Stanowi ich, koduje, wyciska na nich swe piętno, formuje.”

Świat chrześcijański usiłował zniszczyć te wierzenia – według mnie było to podłością – w najlepszym razie tradycyjne wierzenia zostały zaadoptowane i funkcjonują w nieco zmienionej formie. Na szczęście dziś kultywuje się tradycje przodków, pielęgnuje dziedzictwo narodowe wielu kultur na świecie. Saamowie dbają o swój folklor, w którym praktyki szamańskie są wciąż żywe. Dzięki takim wykonawcom jak Mari Boine można posłuchać tradycyjnego joikowania.

„Podróż na dźwiękach szamańskiego bębna” to lektura dla poszukujących czytelników. Brak tu tkliwych historyjek, brak słodzenia, jest magiczny świat, nie zawsze zrozumiałych wizji i symboli.



4 komentarze:

  1. co do Bieszczad pełna zgoda:-) aczkolwiek ja pamietam gwiazdy z okolic Połoniny Caryńskiej. Natomiast odnośnie lektury mam odmienne zdanie. Dla mnie ta książka fajnie się zaczęła miała pomysł a potem to już była naciągana strasznie. Spodziewałam się po niej niesamowitych klimatów magii i nie wiem czego jeszcze a poczułam jak ktoś wodzi za nos moją naiwność.
    Uwielbiam jednak, kiedy ktoś ma odmienne zdanie od mojego, bo to pozwala spojrzeć na lekturę inaczej

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się nie zaliczam do poszukujących czytelników, ale książka mnie zainteresowała - lubię przeczytać czasem o alternatywnych sposobach na życie/wiarę. Żeby wiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo dobrze Cię rozumiem, ostatnio również nad wieloma rzeczami się zastanawiam, wiara to cos co pewnym ludziom ułatwia życie, pomaga. Ja wolę sobie utrudniać.
    Książki jeszcze nie czytałam, chociaż mam ją na półce, dzięki że o niej napisałas, bo to ponoć mistyczna opowiesć.
    a Mari Boine uwielbiam... szkoda że jej płyty są takie drogie, ale kiedys na pewno sobie jakąs kupię, póki co słucham na YT i zachwycam się.. podobnie jak innymi skandynawskimi zespołami.

    Bieszczady... w ogóle w górach człowiek przybliża się bardziej do tego ogromu wszechswiata. Jedni mówią że do Boga, inni że po prostu tam czuć że jestesmy tylko pyłem.
    I jak było u Palahniuka 'roztanczonym pyłem tego swiata' nawet jesli malutkim i nic nie znaczacym.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zachwyciłam się tą książką jakiś czas temu, a cały czas gdzieś mi się tam snuje po głowie ;-)
    Przy okazji takich lektur bardzo żałuję, że nasza kultura jest tak oderwana od tradycji, ludowości, wierzeń (i nie mam na myśli tych pogańskich ;-)) i wiedzy. Jesteśmy niestety takim dziwnym narodem, który bardziej ceni to co obce, niż to co rodzimy :-/

    Muszę konieczni do niej wrócić :)

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.