100 lat temu nie było komputera, Internetu, maili, skypa, gadu-gadu i całej reszty dobrodziejstw, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Ba! Gdyby nagle te dobrodziejstwa zniknęły, ludzkość ogarnęłaby czarna rozpacz. Zapanowałaby era niewyobrażalnego chaosu. Po ulicach zamiast ludzi szwendałyby się zombie, bo tak wyobrażam sobie nagły wysyp istot będących na głodzie, istot uzależnionych od komputera i Internetu, istot z objawami nagłego odstawienia narkotyku.
100 lat temu świat był prostszy. Nie twierdzę, że piękniejszy i lepszy, ale prostszy. Komunikacja międzyludzka wymagała czasu i umiejętności artykułowania myśli. Dziś, w dobie Internetu, występują one w stanie szczątkowym, u niewielkiej liczby ziemskiej populacji. A przecież jeszcze nie tak dawno nie było nawet telefonii komórkowej. Żyliśmy, radziliśmy sobie, komunikowaliśmy się ze sobą.
100 lat temu żył Bronisław Malinowski i jego żona Elsie Masson. Nie znali komputera, nie korzystali z maili. Pisali do siebie listy. Zwykłe, pisane ręcznie na papierze listy! Niekiedy list wysłany przez Malinowskiego docierał do Elsie po 3-4 tygodniach, niekiedy list wysłany z Polski przez matkę Malinowskiego docierał do niego, przebywającego akurat na Wyspach Trobrianda, po roku. Niekiedy listy ze względów bezpieczeństwa musiały być cenzurowane.
Dziś nie wyobrażamy sobie, że moglibyśmy szybko nie otrzymać odpowiedzi. Kiedyś cierpliwość była mocniejszą stroną człowieka.
„Historia pewnego małżeństwa. Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson” pod redakcją Heleny Wayne (córki Malinowskiego) w tłumaczeniu Anny Zielińskiej-Elliott to książka, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Książka wypełniona listami i kilkoma fragmentami osobistych dzienników, jakie pisali do siebie Bronisław Malinowski i Elsie Masson, zdumiewa i wciąga na długie godziny. Podczas lektury towarzyszyło mi niezmiennie uczucie podglądacza, osoby nieuprawnionej do czytania osobistych i intymnych listów dwojga kochających się ludzi. Nie mogłam się opędzić od tego uczucia. Zapewne powodem tego stanu był fakt, że zaglądam komuś w jego prywatne sprawy, a czynić tego nie lubię. (Choć wiem, że dziś właśnie podglądactwo jest w cenie, na tym bazuje cała szatańska maszyneria telewizji i kolorowych gazetek.) Z drugiej jednak strony listy pisane przez obojga tworzyły niezwykle wyczerpujący portret ludzi, których połączyło silne uczucie. Ten portret okazał się na tyle fascynujący, że nie zwracałam uwagi na moje odczucia. A skoro córka państwa Malinowskich postanowiła upublicznić korespondencję swoich rodziców, to dlaczego ja się czuję nieswojo?!
Z listów obojga bije olbrzymia inteligencja. To nie są listy pisane na kolanie, na szybko, nieuważnie. W tych listach osoba pisząca, czy to Bronisław Malinowski, czy też Elsie Masson, skrupulatnie, szczerze i z ogromną dbałością przekazuje drugiej osobie wiadomości o swoim życiu, swojej pracy, zdrowiu, znajomych, ale również o kwestiach dotyczących spraw gospodarczych i politycznych. Tu powinnam dodać, że listy, które czytamy, są z lat 1916-1935, a więc z burzliwego okresu historycznego (m in. I wojna światowa, brak Polski na mapach świata!) Listy pisane były niemal z każdego miejsca, w którym akurat przebywali oboje małżonkowie. Przez Malinowskiego z wysp Melanezji, ze Stanów Zjednoczonych, gdzie wygłaszał cykl wykładów, z Afryki Południowej, gdzie prowadził badania terenowe, z Londynu, gdzie pracował. Elsie pisała z różnych zakątków Europy, z Włoch, z Austrii, z uzdrowisk i sanatoriów, które pod koniec życia, w związku z ciężką chorobą, stawały się jej domami.
Obszerność tego tomu listów wydaje się niewiarygodna. Tyle z nich ocalało, tak wiernie odzwierciedlają koleje losów dwojga kochających się ludzi. Niemal w każdym liście jedno zapewnia drugie o swojej miłości, przywiązaniu, tęsknocie. Wyraża zainteresowanie sprawami, które go omijają.
Szczególnie uderzył mnie fakt, że małżeństwo Elsie i Bronisława w dużej mierze polegało na rozłące, a listy stawały się łącznikiem, który nadawał temu małżeństwu sens trwania. Nie bałabym się nawet określić ich mianem małżeństwa korespondencyjnego. Tak mało przebywali ze sobą, tak często Bronisław wyjeżdżał, niekiedy na wielomiesięczne podróże, tak rzadko ich trzy córki: Józefa, Wanda i Helena, mogły nacieszyć się rodzicami.
Nazwisko Bronisława Malinowskiego jest znane w świecie naukowym. Chyba każdy wie, że był antropologiem, który prowadził badania terenowe na wyspach Melanezji.
„Stworzył on podstawy teorii funkcjonalistycznej oraz tzw. brytyjskiej antropologii społecznej. Wprowadził nowy styl pracy terenowej, którym było długotrwałe i głębokie zetknięcie z badaną społecznością. W okresie od czerwca 1915 do maja 1916 roku i od października 1917 do października 1918 roku prowadził badania na Wyspach Trobriandzkich, które zaowocowały wieloma pracami teoretycznymi, m.in. Argonauci Zachodniego Pacyfiku oraz Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji.”
Cytat z Wikipedii
Nie jestem specjalnie wielką znawczynią antropologii, ale podróże, szczególnie w miejsca, których zapewne nigdy w życiu nie zobaczę, interesują mnie bardzo. Zawsze podziwiałam naukowców i podróżników za ich pasje. Po lekturze „Historii pewnego małżeństwa…” do osób, które podziwiam dołącza Bronisław Malinowski.
Cytat z Wikipedii
Nie jestem specjalnie wielką znawczynią antropologii, ale podróże, szczególnie w miejsca, których zapewne nigdy w życiu nie zobaczę, interesują mnie bardzo. Zawsze podziwiałam naukowców i podróżników za ich pasje. Po lekturze „Historii pewnego małżeństwa…” do osób, które podziwiam dołącza Bronisław Malinowski.
Pełna podziwu jestem również dla uczucia, które połączyło Elsie i Bronisława Malinowskich.
Bardzo jestem ciekawa tej książki, bo po pierwsze to zbiór listów tych na papierze, a po drugie właśnie miłość i małżeństwo podczas rozłąki. Jak sobie z tym radzili? Listy w dobie e-malli to już rzeczywiście przeżytek, ludzie nie mają czasu na ich pisanie, a kiedyś wieczory były zarezerwowane właśnie dla ich tworzenia, dzielenia się tym co się doświadczyło z najbliższymi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Książka może momentami nużyć, ale sądzę, że jest warta poznania.
UsuńAntropologia interesuje mnie od zawsze. Napisałaś bardzo piękny tekst o przeszłości. Zgadzam się z nim i za nim tęsknię. Ale te czasy juz nie wrócą.
OdpowiedzUsuńCzy piękny ten mój tekst? :) Tak się ze mnie wylało... :)
Usuń