"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

sobota, 23 maja 2009

"Wojna polsko-ruska"


„Wojna polsko-ruska”. Hit czy kit? Dla mnie absolutny hit. Pod względem warsztatowym, merytorycznym i kulturowym. Książkę czytałam kilka lat temu, dałam radę i nie żałuję, wspominam ją bardzo dobrze, choć zdaję sobie sprawę, że dla wielu może być nie do przełknięcia. Bo język Masłowskiej, to jakby wrzucić do maszynki do mielenia poprawną polszczyznę i długo mielić, aż z drugiej strony pokażą się wybełtane, klejące i niezbyt apetycznie wyglądające kluski, z których potem robi się ciężkostrawny kotlet. Ale w tym kotlecie oprócz flaków jest treść właściwa, która ma wartości odżywcze.

Wczoraj byłam w kinie na ekranizacji powieści Doroty Masłowskiej. Jestem wielce zadowolona, że są tacy ludzie, jak Xawery Żuławski, którym się chce robić kino niebanalne, odważne i czerpiące z niedocenianej, młodej polskiej literatury. Osobom, które nie przebrnęły przez prozę Doroty Masłowskiej, film pozwoli zrozumieć i poda na tacy fabułę wymyśloną przez pisarkę. Osobom, którym się wydaje, że pod tą fabułą nie kryje się nic wartościowego, żadne mądrości, ani żadne głębsze przemyślenia, powiem: mylicie się. Perypetie Silnego, którego zagrał Borys Szyc, są doskonałym obrazem upadku i degrengolady moralnej wielu młodych ludzi. A jego relacje z kobietami to nic innego, jak poszukiwanie prawdziwej miłości, tylko, że w wydaniu dresiarskim. Zresztą trzeba oddać honor Szycowi, bo zagrał rewelacyjnie. Jak do tej pory nie ceniłam go jako aktora, ale od wczorajszego wieczoru zmieniam zdanie. Szyc przeszedł sam siebie. Honor trzeba oddać wszystkim pozostałym aktorom. Mój mąż powiedział, że stworzyli obraz, którego sam Witkacy nie powstydziłby się. I choć proza Masłowskiej i filmowa koncepcja Żuławskiego odbiega od teorii czystej formy, Witkacy biłby brawo.

Kogo nie przeraża soczysty język i absolutnie obłędny wzrok Borysa Szyca, może wybrać się do kina. Ale kogo przeraża psychodeliczna formuła filmu i boi się, że będzie zgorszony, to lepiej niech zrezygnuje. Ten film, tak jak i książka, jest dla ludzi, którzy nie boją się fantasmagorycznych snów. I wiedzą, że pod pokrywką snu znajduje się prawda o nas samych.

13 komentarzy:

  1. Książki nie przeczytałam, bo właśnie ten język nie pozwolił mi się przebić i zrozumieć. Ale może jeszcze nie dorosłam do prozy Masłowskiej. Teraz chcę zobaczyć film i póżniej już z trochę rozjaśnioną wizją fabuły, jeszcze raz przeczytać książkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam "Wojnę..." i wciąż nie rozumiem fenomenu tej książki. Nie mogę się do niej przekonać, no nie mogę i już. Wg mnie siła Masłowskiej nie tkwi w jej warsztacie ani w tym, co wielu ludzi określa zabawą językiem, ale w odwadze wysłania takiej książki do wydawnictwa. Nikt wcześniej się na to nie odważył, nikt nie miał takiego tupetu. Ruszyła machina promocyjna i książka została okrzyknięta arcydziełem. I za to, moim zdaniem, należy się Masłowskiej podziw, a nie za to, jak pisze.
    A film bym obejrzała, ale na dvd ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piszesz, że literatura jest niedoceniana...

    Bujda na resorach !

    Masłowska z dnia na dzień stała się gwiazdą a recenzenci o mało się nie udławili z zachwytu !

    Masłowska ma swój style, ale przesada , żeby się tak nim zachwycać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze nie czytalam powiesci, ale "Miedzy nami dobrze jest" tak mnie urzekla, ze i po te pozycje siegne. A film z checia takze obejrze, zwlaszcza, ze tak polecasz. Bo dla mnie nie ma ksiazek i filmow nie do brzebrnienia, musza tylko trafic w odpowiedni nastroj.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wczoraj ktoś mi powiedział, że film na kanwie książki jest już w kinach. Dzisiaj czytam Twoją notkę i zastanawiam się, co przyciąga do takich filmów/takich książek. Po lekturze miałem mieszane uczucia. A z ekranizacji chyba wolę się wybrać na "Hańbę" :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla mnie to zdecydowany hit. I tak chyba jest, że i film i książka wywołuje skrajne reakcje. o przeczytaniu 'Wojny' albo 'Pawia królowej' myslalam juz od jakiegos czasu, a teraz po obejrzeniu filmu, po prostu nie moge nie przeczytac masłowskiej.

    OdpowiedzUsuń
  7. nie mam zupełnej chęci ani na książkę ani na film ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubię Szyca

    Masłowskiej nie rozumiem, nie moje klimaty

    a Tobie duży buziak

    OdpowiedzUsuń
  9. przyznam, że "Wojnę..." czytałam jednym tchem. fakt na początku trochę mnie męczył ten język, ale łatwo wpadłam w dresiarski rytm :)
    obejrzę film na pewno, choć chyba nie w kinie niestety... czytam sobie komentarze i widzę, że Masłowskiej nikt nie lubi (co każdemu wolno przecież, kwestia gustu) i nie docenia... uważam, że Masłowska ma ogromną zdolność przyswajania potocznego języka i wydobycia z niego swego rodzaju poezji... (tak wiem, teraz to mi się pewnie oberwie :D) wyłapuje z niego te smaczki wszystkie, które każdy z nas zauważa czasem gdzieś jadąc autobusem i słysząc mimo woli strzępki rozmów... a potem składa to w pełną ironii opowieść... hm. jak dla mnie jest genialna. przykro mi :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Tez się zabierałam do książki kilka razy i nic z tego nie wyszło. Na film nawet miałabym ochotę.....

    OdpowiedzUsuń
  11. Moim zdaniem film do kitu! Najgorszy jaki widziałam w życiu. Każda scena o czymś innym, w ogóle beznadziejna fabuła. Nudziłam się i ledwo wytrzymałam do końca. Same wulgaryzmy i zboczone scenki oraz goły tyłek Szyca - nie śmieszne tylko żałosne. Efekty specjalne - może niezłe, ale w ogóle nie pasowały mi do takiego filmu. Ani śmieszny, ani wzruszający, ani ciekawy. Jak dla mnie szkoda czasu i pieniędzy. Totalne dno.

    OdpowiedzUsuń
  12. Byłam wczoraj na filmie i wyszłam z kina zniesmaczona, poirytowana i ogólnie zdegustowana. Taki język i tak przedstawiony, bądź co bądź, prawdziwy obraz części młodzieży nie odpowiada moim gustom i mojemu poczuciu dobrego smaku.Zaznaczam, że wydaje mi się, iż jestem wprawnym czytelnikiem (czytam co najmniej 1 książkę na miesiąc) i czytam bardzo różną literaturę. Przy czym jest tam bardzo mało literatury tzw. typowo kobiecej, w ogóle nie czytam "Harlekina" :-) Co za tym idzie jestem przyzwyczajona do różnorodnej tematyki ale ten film absolutnie nie przypadł mi do gustu. A "geniuszu" Masłowskiej w ogóle nie zauważam. Bo czym się tutaj zachwycać? Zdaję sobie sprawę, że takim właśnie językiem posługuje się na co dzień część młodzieży bo słyszę to wokół, ale taki sposób przedstawienia tego problemu nie odpowiada mi. Jedyne co muszę przyznać to fakt, że Szyc zagrał świetnie swoją rolę i podobnie jak ktoś z moich poprzedników dopiero po tym filmie doceniłam jego aktorstwo. Ale to wszytko co mogę powiedzieć dobrego o tym filmie. Zaznaczam, że nie jestem słuchaczką Radia Maryja i jestem mamą 15-to letniego chłopaka, więc na co dzień mam do czynienia z młodszą młodzieżą. Ale dla mnie ten film to kit i Masłowska z jej "oryginalnością" jest kiczowata. Jeżeli niewybredne słownictwo i prymitywny język wystarczą żeby książka została okrzyknięta arcydziełem, to ja nie się buntuję przeciw takim wzorcom.

    OdpowiedzUsuń
  13. Książki nie byłam w stanie przeczytać, ale moze dlatego ze wzięłam sie za nią w Empiku pomiędzy regałami. Ale tak film to prawdziwy diamencik w polskiej kinematografii. Mnie bardzo sie podobal, choc pół sali wyszło w trakcie projekcji. Ale ja byłam zachwycono. Rewelacja, rewelacja, rewelacja

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.