Są różne sposoby. Można się powiesić. Podciąć sobie żyły podczas gorącej kąpieli. Skoczyć z mostu w rwącą rzekę. Połknąć dużą ilość odpowiednich tabletek. Można też odkręcić gaz, uszczelnić drzwi i okna i oczekiwać na sen. Sylvia Plath ostatecznie, po wielu próbach, wybrała ten ostatni sposób. Esther Greenwood, bohaterka jej jedynej powieści, wybrała tabletki. Samobójstwo jest ostatecznością. Nie pochwalam ani nie potępiam osób o takich skłonnościach. Sama miałam w życiu takie chwile, kiedy było mi cholernie źle, ale nigdy nie zdecydowałabym się na takie zakończenie. Ucieczka nie jest żadnym rozwiązaniem. Praca nad sobą, odpowiedzialność za siebie, pokora wobec zastanego tu i teraz, to droga, którą powinno się iść.
Chyba w nienajlepszym momencie życia sięgnęłam po „Szklany klosz” Sylvii Plath, sama miewam stany depresyjne... Ale z drugiej strony, gdybym była w pełni szczęśliwa, nie zrozumiałabym tej książki. Nie odczytałabym właściwie tego dziwnego strumienia myśli, które Plath zamieniła w powieść. Niewątpliwie, by zrozumieć „Szklany klosz”, trzeba poznać historię życia samej autorki. Amerykańskiej poetki, pisarki, zaliczanej do grona tzw. poetów wyklętych. Kobiety niepogodzonej z życiem, które sama sobie w 1963 r. w końcu odebrała. Miała tylko 31 lat... Ja mam 33 i wydaje mi się, że doskonale rozumiem to, co czuła Esther Greenwood.
„Szklany klosz” to nie lektura dla poszukujących akcji, przygód, tempa. To książka, nad którą unosi się aura sennego, piekielnie upalnego letniego przedpołudnia, kiedy nikt nie ma ochoty wychodzić z chłodnych czterech ścian. Świat przedstawiony jest jakby za mgłą, gdzieś w dalszym planie smętnie się wyłania. Najważniejsza jest Esther Greenwood i jej myśli. Jej całkowicie naturalna niechęć do świata, pozbawiona sztucznych póz reakcja na otoczenie. Próba samobójcza poprzedzona rozważaniami, jaki sposób wybrać, by był skuteczny oraz pobyt w szpitalu psychiatrycznym. To bardzo ogólnikowe streszczenie „Szklanego klosza”. Ale akcja nie ma znaczenia. Znaczenie ma przesłanie.
Pomimo, że „Szklany klosz” Sylvii Plath został wydany w 1963 r. i odnosi się do realiów ówczesnych Stanów Zjednoczonych, to jest jak najbardziej aktualny w wymowie.
Jeśli czujesz się, jakbyś był pod szklanym kloszem, nie widzisz świata w jego naturalnych kolorach. Widzisz obraz rozmyty, pozbawiony ostrości. To wcale nie jest zły sen. To jest życie. Pytanie tylko, ile warte jest takie życie? Esther Greenwood chce się uwolnić spod tego klosza. Ale wcale nie jest to takie łatwe. Osoba mająca predyspozycje do chorób psychicznych, nadwrażliwa i nie zgadzająca się z rzeczywistością, ma cholernie trudną drogę do pokonania. Czasem wyjścia spod tego klosza nie ma...
Nie potrafię więcej napisać o tej książce. Zbyt mocno ją odczułam. Polecam ją szczególnie tym, którzy wadzą się z życiem, mają wrażenie, że tkwią w martwym punkcie i chcieliby się obudzić ze złego snu.
......................
Chcę podziękować Aeljot za fantastyczną zakładkę, jaką od niej dostałam. Piękny haft! Zdolna z niej kobieta. Ja mam dwie lewe ręce do takich robótek. A Chihiro obdarowała mnie płócienną torbą i płytą z muzyką Polly Scattergood. Przyznam, że „reklama” miasta na takich torbach bardzo mi się podoba. Kiedyś szukałam takich toreb/pamiątek z Bieszczadów. Ale nigdzie nie znalazłam. Widocznie nikt jeszcze nie wpadł na ten genialny pomysł. A Polly Scattergood ma wyjątkowy głos. Posłuchajcie sami.
Książka na dzień dzisiejszy nie dla mnie, ale nie skreślam jej, życie jest pełne niespodzianek, dlatego bardzo możliwe, że kiedyś po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńWidzę za to, że teraz czytasz "Kanalię"- czekam na wrażenia, ja też już jestem po lekturze "Niepełnych"- niedługo recenzja :)
Pozdrawiam gorąco!
p/s świetne upominki!
Przejmująca książka zupełnie jak jej cała twórczość. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę dawno temu i już od pewnego czasu myślę, że chętnie bym do niej wróciła, chociaż trochę się boję...
OdpowiedzUsuńSylvi uwielbiam, książkę kiedyś zakupię, na razie korzystam z uprzejmości kolegi, który mi użyczył, ale się bestia dopomina, nie będę taka oddam. piękne rzeczy! :) muzy słucham :) i już mi się podoba... buziole szczecińskie posyłam :)
OdpowiedzUsuńzawsze słucham Twoich podpowiedzi, uściski
OdpowiedzUsuńPrzerażająca ta wizja i jakże bliska! Nie wiem czy sięganie po takie książki w moim obecnym nastroju jest dobrym wyjściem,ale baardzo mnie zaintrygowała.
OdpowiedzUsuńCzytałam, odebrałam ją nieco inaczej, chyba nie sięgnęłabym po nią jeszcze raz...
OdpowiedzUsuńMnie się "Szklany klosz" podobał, nawet bardzo. Nie było w nim żadnej rzewności i tragizmu, tylko czysta niechęć do życia. Chociaż przerażająco czytać w jej biografii, jak zamknęła dzieci w wentylowanym pokoju, razem ze śniadaniem, zanim otruła się gazem. Przypomnienie, że taka śmierć jest naprawdę mało poetycka.
OdpowiedzUsuńNatomiast wiersze Sylvii Plath to inna kwestia, tych nie rozumiem (ale ogólnie z poezją jestem trochę na bakier) i nie umiem czytać. Trudno, najwyraźniej nie jestem docelowym odbiorcą.
Obłęd (od "błądzić"?)... To staroświeckie nieco słowo dobrze moim zdaniem opisuje stan kobiety, która zostawia swoje dzieci i wsadza głowę do piekarnika, by się zabić.
OdpowiedzUsuńTak, szaleńswo jest błądzeniem w labiryncie świata, w którym ludzie "zdrowi" są w stanie wybrać jakiś kierunek (nie ważne, że również iluzoryczny) i w tym kierunku podążać, (choć najczęściej jest to nic innego jak płynięciem z nurtem).
Tucha, mimo wszystko polecam „Szklany klosz”. „Kanalia” mnie wciągnęła. ;)
OdpowiedzUsuńKopacz, tak, to bardzo przejmująca lektura. Nie sądziłam, że tak mocno ją przeżyję…
Jjon, nie ma się czego bać. To książka o życiu!
Margo, z poezją S. Plath mam pewien kłopot. Nie bardzo do mnie przemawia. A muzyka, owszem, miła dla ucha.
Holden, Ty mnie zawstydzasz, zawsze.
Balianna, z tego, co zdarzyłam się zorientować, nosisz w sobie Nowe Życie. ;) Więc faktycznie wybieraj optymistyczne książki.
Agnes, a ciekawa jestem innych wrażeń, interpretacji…
Liritio, „czysta niechęć do życia” – trafnie to nazwałaś. A z wierszami S. P., mam tak samo, jak Ty. Choć ogólnie lubię poezję, kiedyś czytałam więcej, dziś mniej, ale to chyba wynik zmiany zainteresowań.
Logos Amicus, obłęd jest reakcją na życie, tak myślę. Reakcję wybraną przez podświadomość. Zgadam się, że „płynięcie z nurtem” może być wyborem, ale małowartościowym, jak dla mnie.
Najpierw: świetne prezenty. Aeljot jest fantastyczna, prawda? :-))Również torba od Chichiro czaruje. :) Płyty nie znam, ale wszystko przede mną jeszcze w tej materii. U Ciebie sporo inspiracji muzycznych znajduję co chwilę.
OdpowiedzUsuńKsiążkę czytałam kilka lat temu i nosiłam w sobie skrajne emocje. zdawałam sobie sprawę że jest ona powieścią mocno nasyconą odwołaniami do biografii autorki, ale irytowała mnie postać bohaterki, jej niedojrzałość emocjonalna. Może spoglądam na opisane w powieści przeżycia oczyma kogoś, kto nie doświadcza takich stanów i nie rozumie tak jaskółczej wrażliwości, jaką przejawiała bohaterka. Ale nie byłam w stanie jej współczuć, mimo że czytałam sporo o samej autorce, czytałam jej listy (grubaśny tom) do matki i brata, w których analizuje swoje stany psychiczne (te listy także mnie momentami drażniły)... pamiętam swoją bezsilność, złość i łzy, gdy skończyłam czytać. Książka mnie rozbiła. Nie chciałabym jej czytać po raz drugi.
Matyldo, moje wrażenia są tu; http://mcagnes.blogspot.com/2009/08/szklany-klosz-sylvia-plath.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Sylvia... jako że jestem zafascynowana poetami przeklętymi, już dawno mnie pociągała, ale jej czytanie zawsze, ale to zawsze wprowadza mnie na depresyjne ścieżki.
OdpowiedzUsuńA mnie "Szklany klosz" trochę rozczarował. Spodziewałam się czegoś bardziej przytłaczającego, głębszego. A czyta się to trochę jak powieść obyczajową. Ja nie czułam nic z tego bólu istnienia, który towarzyszy depresji, z pustki, niechęci, poczucia inności. Trochę zbyt płasko to wszystko było opisane. Myślę, że Sylvia Plath była przede wszystkim poetką, i to w tym była naprawdę świetna. A proza... no cóż. Ale książkę warto przeczytać, choćby po to żeby przybliżyć sobie jej postać. :)
OdpowiedzUsuńdo mnie przemawia :) i to jest piękne, że możemy tak się doświadczać :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i bardzo mi się ta książka podobała.
OdpowiedzUsuńto zadana lektura, ktorej nie odrobilam z premedytacja. raczej po nia na razie nie siegne. no chyba, ze poczuje/zrozumiem/dotrze do mnie, ze jestem szczesliwa i powinnam przestac ciagle tyle od tego zycia wymagac...:)
OdpowiedzUsuńJa czytalam te powiesc chybdwa lata temu i choc mam nastroje bliskie depresji, to dla mnie ona byla niekiedy wrecz komediowa. Autorka miala tragiczne zycie, a wlasciwie to jej podejscie do zycia bylo powodem dramatu. Natomiast bohaterka, mimo ze tez w depresji, coraz wiekszej, nie traci nigdy poczucia humoru. Tak to zapamietalam, bardziej utkwily mi w glowie momenty opisywane z komizmem niz tragizmem.
OdpowiedzUsuńCiesze sie bardzo, ze prezenty Ci sie podobaja :)
Sciskam mocno!
Jolanto, owszem, Aeljot ma dwie sprawne ręce i czyni z nich użytek. Zakładka w użyciu cały czas. Miło mi, że mogę muzycznie kogoś inspirować. Co do S. Plath, to poezja mnie nie kręci, a listów z zasady nie czytam. Nie lubię krótkich tematycznych tekstów, wolę zdecydowanie prozę konkretną.
OdpowiedzUsuńAgnes, przeczytałam, dzięki.
Joanno, mnie S. P. nie fascynuje, byłam ogromnie ciekawa "Szklanego klosza", stąd moja lektura.
Złośnico, chyba masz rację, że trochę ta powieść jest płaska, ale dochodzę do tego wniosku z perspektywy wielu dni po lekturze.
Margo, Ty masz łeb n karku, więc poezja wszelaka nie jest Ci straszna! ;)
Ulotny, dobrze robisz, jeśli wymagasz od życia, bez sensu jest rezygnować z pragnień, a jeśli czujesz się szczęśliwa, lub coś koło tego, to zazdroszczę i życzę Tobie, by ta faza trwała bardzo długo.
Chihiro, bardziej zaciekawiło mnie samo życie S. P. niż życie bohaterki jej książki. Tak jak napisałam Złośnicy, ochłonęłam po lekturze i teraz widzę, że ta powieść jest trochę asekurancka, ostrożna, bez pazura, a mogła być bardziej wstrząsająca.
Mnie książka poruszyła, chyba dlatego, że sama piszę i sama miewam stany depresyjne. Książka momentami aż boli.
OdpowiedzUsuńJa na podstawie Szklanego Klosza kilka lat temu przygotowywałam prezentacje maturalną i wtedy odebrałam tą ksiązkę zupełnie inaczej niż teraz. Wtedy podchodziłam do niej kilka razy i jak się z nią zmierzyłam to myślałam że zrozumiałam i odnalazłam to drugie dno. Kilka dni temu znowu po nią siegnęłam ale już jako kobieta i to kobieta która od ponad pół roku leczy się z depresji i stanów lękowych. Rozumiem doskonale bohaterkę, jej zniesmaczenie ludźmi, brak chęci by cokolwiek zrobić, poczucie tego że jest się kimś innym niż było, to poczucie straty tej osobowości jako się miało. Mimo tego że wiem jak skończyła sama Sylvia to jej powieść daje mi nadzieje. Ktoś kto nie jest chory nie zrozumie jak ważne i pełne nadziei są ostatnie słowa. Jak wielką daje siłe fakt wypastowania przez nią butów i ubrania czerwonego kostiumu, stawienia się przed komisją. Tak naprawde dla osoby chorej na depresje to wielka walka i długa droga, wydająca się nie realną w chwili leczenia. Także mi przeczytanie po kilku latach ponownie SZklanego Klosza dało nadzieje że ja kiedyś sama będę miała siłe też wyjść i to wyjść jako kobieta, nie w dresie byle jak ale jako właśnie taka kobieta w wypastowanych butach i czerwonym kostiumie.. Narazie długa droga ale czas pokaże
OdpowiedzUsuń