"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

piątek, 24 czerwca 2011

"Rzeczy pierwsze" - Hubert Klimko-Dobrzaniecki

Ile treści i emocji można zmieścić na 100 stronach? Uwierzcie mi, że sporo. I wcale treść nie jest banalna. I wcale emocje nie są zawężone do dwóch najpowszechniejszych przeciwieństw. Na 100 stronach można opowiedzieć o życiu w sposób subtelny, błyskotliwy, intrygujący a nawet zabawny! Taka książka wyszła spod pióra Huberta Klimko-Dobrzanieckiego i nosi tytuł „Rzeczy pierwsze”. Choć, jeśli wierzyć samemu autorowi, który w Słowie od Autora wspomniał nieco z przekorą, że napisał krótką powieść autobiograficzną, właściwsze byłoby stwierdzenie, że taką książkę Hubert Klimko-Dobrzaniecki wystukał na maszynie do pisania marki Victory.

We wspomnianym Słowie od Autora pisarz tłumaczy się, że chciał w swojej książce opowiedzieć „prawdę, całą prawdę i tylko prawdę” i ja pozwolę sobie powiedzieć, że wierzę w każdą jego opowieść. I tą o Bielawie, w której mieszkał w dzieciństwie. I tą o podróży autostopem do Wielkiej Brytanii. I tą o znajomości z Japończykiem Hiroshim, po którym na pamiątkę została mu butelka wypełniona nadmorskim piaskiem. Wierzę też w pewien niecny plan wprowadzony w życie we wrocławskich Empikach. Wierzę również w działanie mantry: Wiktoria-Kawekiu-Lunalilo-Kalaninuiahilapalapa-Kaiulani-Cleghorn zaleconej przez wiedeńskiego psychoanalityka. Podejrzewam, że autor pisząc tą powieść pomyślał, że nikt mu i tak nie uwierzy, że jest to prawdziwa autobiografia. Podejrzewam chytrą zagrywkę, by nieco podkolorować pewne fakty, wtedy to na 100% nikt nie uwierzy. Zabawił się Hubert Klimko-Dobrzaniecki z czytelnikiem w kotka i myszkę. Gońcie za prawdą, może ją złapiecie. Tak czy siak, „Rzeczy pierwsze” są w swojej prostocie doskonałe! Nawet, jeśli prawda jest nieco inna. Ale przecież wiadomo, że prawda to pojęcie względne, lub jak inni mawiają, zależy od punktu siedzenia.

Ja się przednio ubawiłam czytając „Rzeczy pierwsze”. Autor ma niesamowity dar zjednywania sobie czytelnika. Co zresztą zauważyłam już podczas lektury „Bornholm-Bornholm”. Jego proza jest, że tak powiem, naturalnie energetyzująca. Pobudzająca. Intensywna. W „Rzeczach pierwszych” widać, że autor/bohater to człowiek ciekawy świata, ludzi, przeżyć. Coś go gna z miejsca na miejsce. Nie boi się zmian. Ta otwartość i zaufanie, a nawet olbrzymia doza pokory wobec życia, to cechy uderzające czytelnika. Zastanawiałam się, skąd ta zachłanność nowych przeżyć? Kiedyś ludzie drogi mieli łatwiejsze życie. Dziś sprawy się nieco pokomplikowały, żeby żyć trzeba pracować, żeby pracować trzeba mieć rzędy numerków w postaci kont bankowych, Peseli, NIP-ów… Ale tak właśnie określiłabym autora/bohatera „Rzeczy pierwszych”, jako człowieka drogi. (Dopiero po napisaniu tych słów zerknęłam do spisu treści i uprzytomniłam sobie, że przecież jeden z rozdziałów nosi tytuł „Droga”!)

Nie nazwę humoru autora absurdalnym. To nadużycie. Humor Huberta Klimko-Dobrzanieckiego jest idealny, lekko ironiczny, trochę gorzki, ale z pewnością wysmakowany i bez złośliwego jadu. No i ta radość życia, którą w „Rzeczach pierwszych” udało mu się opisać, jest naprawdę optymistyczna, pomimo, że nie zawsze życie jest łatwe.

Książkę oczywiście polecam najgoręcej! Również znakomity wywiad z 2009 r. zamieszczony w „Dużym formacie” należy przeczytać!


8 komentarzy:

  1. "Bronholm. Bornholm" już mam, czeka sobie grzecznie na półce na swoja kolej. Jeśli tylko mi się spodoba z wielką chęcią sięgnę i po tą książkę. Wydaje się być ciekawa:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się kiedyś trochę zraziłem do tego autora po mini-powieści "Raz. Dwa. Trzy". Nie, żeby była jakaś zła, ale niczym szczególnie mnie nie ujęła i raczej denerwowała. Ale po Twojej entuzjastycznej recenzji "Rzeczy pierwszych" (nie jedynej tego typu, jaką czytałem), kto wie - może się skuszę?

    OdpowiedzUsuń
  3. "Bornholm, Bornholm" przypadł mi do gustu, dlatego z przyjemnością sięgnę po kolejne książki tego pisarza:). Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja właśnie dzisiaj idę do księgarni stracić trochę pieniędzy. Mam już kandydata na półkę:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja również zaraz wybieram się do ksiegarnii

    OdpowiedzUsuń
  6. Skończyłam czytać w czwartek i mam podobne wrażenia. Ubawiłam się setnie;) Z jednej strony lekkie pióro, ale też oryginalne metafory.
    A dzisiaj idę do biblioteki po "Bornholm";)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja już przypatruję się tej i poprzedniej pizycji od dłuższego czasu i mam nadzieję, że dorwę książki ;) bo recenzja bardzo zachęcająca./Ramona

    OdpowiedzUsuń
  8. No tak, Bornholm jest gut, to reszta też będzie... a ostatnio podkolorowane autobiografie na fali... niektóre wręcz na fali skandalu - vide Houellebecq.

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.