Nie będę obiektywna. Państwo wybaczą. Ale choćbym chciała, nie uda mi się to. Książka Małgorzaty Południak „Czekając na Malinę” to nie tylko jej debiut wydawniczy. To nie tylko tomik wierszy fantastycznie przygotowany pod względem edytorskim i graficznym. To małe wydawnicze dzieło sztuki, wysmakowane, subtelne, dopieszczone.
Trzymam książkę w rękach i wiem, że mój o niej tekst będzie bardzo osobisty. Nie może być inaczej, wszak łączy mnie z autorką wierszy coś więcej. Nasza znajomość sięga chyba 2009 r., dokładnego miesiąca nie pamiętam. Nie pamiętam, czy ja na Małgosię trafiłam, czy Ona na mnie? Jakoś się zadziało, a potem potoczyło. Odważyłam się latem 2010 roku wsiąść w pociąg i pokonać trasę Rzeszów-Szczecin. Ech, mijają właśnie 2 lata.
Dziś powinnam odnieść się do Jej książki. Ten tomik poetycki ma klucz. Kluczem jest postać mężczyzny – Maliny, bohatera stworzonego przez Ingeborg Bachmann. Kiedyś trafiła w moje ręce jej powieść „Malina”. Napisałam o niej, będę nieskromna, chyba dobry tekst. To trudna powieść, do dziś mam ją w głowie. Potem Małgosia zaczęła pisać wiersze o Malinie. O facecie, który nas drażni, intryguje, fascynuje, którym gardzimy, którego pożądamy, któremu dajemy się uwieść, z którym pójdziemy w siną dal… Czytałam Jej wiersze na blogu i wyraźnie widziałam fascynację. Podziwiałam Jej umiejętność eksperymentowania w poezji. Ona potrafi wydobyć barwy z dźwięków i dźwięki z barw. Potrafi odwrócić rzeczywistość na lewą stronę. Nadrealnie tłumaczy szaroburą rzeczywistość. Sięga po środki wyrazu, które na pozór nie pasują do poezji. Tworzy hybrydowe konstrukcje słów, które nabierają zaskakujących znaczeń. To swoista maniera, której nikt nie jest w stanie Jej zabrać. Nikt nie jest w stanie Jej skopiować. Wiersze Małgosi przypominają kolaże pełne wyszukanych metafor, niespotykanych dziś figur stylistycznych. Można by je namalować i powstawałyby dzieła surrealistyczne, które tak kocham. Nadrealizm w poezji jest możliwy i Jej poezja jest na to dowodem. Pisząc o Malinie Małgosia burzy spokojne światy kobiecych marzeń, dając w zamian namiastkę tajemniczego pożądania, chwytającego za podbrzusze skurczu. Stworzyła Ona z Maliną związek, w którym porządek przyczynowo-skutkowy nie ma znaczenia. Znaczenie mają emocje, pojawiające się instynkty, kobieca, intymna fascynacja mężczyzną.
Mój stosunek do Jej wierszy zebranych w tomiku „Czekając na Malinę” jest, powtórzę się, bardzo osobisty. Tym bardziej, że jakimś chytrym sposobem, stałam się jego udziałem. Koleje losu mnie zadziwiają. Ciekawe, czy gdybym nie przeczytała kiedyś „Maliny” Ingeborg Bachmann, a Ona gdyby później nie przygarnęła Maliny pod swój poetycki dach, to czy dziś cieszyłabym się z Nią z Jej debiutu? Ciekawe, dlaczego padło wtedy na mnie, a dziś na Ciebie, Małgosiu?
Nie będę się zastanawiać, tak jak poetka, „ile w tym wszystkim jest prawdopodobieństwa”, bo i tak „nie ogarniam tego co nade mną”.
Wiersze Małgosi Południak nie dają się ogarnąć żadną definicją. Są odważne, drapieżne, poszukujące. Niekoniecznie łatwe i przyjemne, ale mające pewną nieokreśloną siłę przyciągania do siebie. Kto raz przeczyta jej wiersze i znajdzie punkt zaczepienia, temu ciężko będzie wybrnąć z jej świata. W tym świecie wszystko jest możliwe, z pewnością Malina strzepuje popiół z papierosa i głośno się śmieje, gdy piszę te słowa. On to wie, on powstał z kobiety i kobiet pragnie. Bez kobiet Malina skurczyłby się do granic widzialności. Dlatego jest on ostrożny. Dręczy, kiedy musi, a kiedy nie, łasi się do nóg jak pies. Małgosia nie raz doświadczała z nim obcowania, bo „Malina jest zbiorem ważnym lub długim”. Ale w wierszach objawia się nie tylko Malina. Objawia się sama autorka, która czuje ciężar życia i wszystkich absurdów, których nie da się uniknąć. Jej ironia jest ostra, dotyka czułych miejsc. Ale to nie boli. Boli głupota, zawiść ludzka, nienawiść i wszelkie fobie.
W dniu 2 sierpnia 2012 r. w Poznaniu w Kluboksięgarni Głośna miało miejsce spotkanie promujące książkę Małgorzaty Południak. Nie mogłam tam być. Choć w pewnym sensie byłam. Napisałam list do Małgosi i ten list został odczytany przez Cezarego Sikorskiego. Nie widziałam reakcji Małgosi, mogę jedynie sobie wyobrażać. Dziś pisząc te słowa wykorzystuję fragmenty z tamtego listu. Napisałam Jej m. in. również te słowa: „Cieszę się, że Malina zadomowił się w Twojej głowie. Ale uważaj, bo wiesz, że jego towarzystwo niekiedy wiąże się z problemami. Lepiej ich unikać i zawczasu wyganiać Malinę, choćby na spacer.”
Gratuluję..Wam obu ..zazdroszczę - POZYTYWNIE- inspiracja tak twórcza jest przepiękna!!! Cieszę się z SUKCESU Małgosi..Pozdrawiam serdecznie...A.
OdpowiedzUsuńZwyczajnie się wzruszyłam i miałam łzy w oczach. Joasiu, moja kochana czytelniczko - nie znajduję słów, które pozwoliłby mi wyrazić się na tyle gładko i celnie - dziękuję!
OdpowiedzUsuńmiała, potwierdzam i bardzo ciepło o Pani mówiła :) kiedy spytałam czy ma jednego idealnego czytelnika, powiedziała, że to właśnie Pani :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Magda Gałkowska
Interesująca recenzja. Pozdrawiam. KK
OdpowiedzUsuńPCHEŁKO, wszyscy się cieszymy z sukcesu Małgosi! A jak!
OdpowiedzUsuńMAŁGOSIU, to Ty mnie zawstydzasz!
MAGDO, (przejdę na Ty, dobrze?), no to kolejne zaskoczenie: ja i idealny czytelnik, fiu, fiu...
BIAŁA FABRYKO, (cóż za nick), ;))
Świetna recenzja. Żadna jednak nie zastąpi, nie odda tej książki.
OdpowiedzUsuń