"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

piątek, 3 sierpnia 2012

"Pamiętam cię" - Yrsa Sigurdardóttir

 „Kiedy ludzie umierają, nie rozliczywszy się z życia, utykają między światami. Nie przechodzą na następny stopień egzystencji, bo nadal są zbyt związani z tymi, których tu pozostawili, i chcą, aby sprawiedliwości stało się zadość albo żeby dokonano rozliczenia. Jeśli to nie następuje, zbłąkane duszyczki zaczynają zabiegać o to, by wszystko wyjaśnić. Nigdy jednak nie wiadomo, czy im się uda ani czy nawiążą kontakt z żywymi.”

Spodziewałam się kolejnego świetnego kryminału z Thorą Gudmundsdóttir. A dostałam powieść, przez którą co chwilę miałam gęsią skórkę. Pomimo upału za oknem. Tak, przyznaję się, że podczas lektury nowej powieści Yrsy Sigurdardóttir „Pamiętam cię” nie raz i nie dwa bałam się niesamowicie. Ja w ogóle jestem tchórzem i łatwo mnie przestraszyć. Wiele lat temu obejrzany „Blair Witch Project” zrobił swoje, panicznie boję się lasu w nocy oraz samotnych, opuszczonych domów. Nie ma szans, abym obejrzała jakiś horror sama w domu, tym bardziej wieczorem czy w nocy. A tu masz ci los. Wzięłam do czytania prawie że horror. Prawie że, ponieważ „Pamiętam cię” to w zasadzie świetnie napisana powieść łącząca elementy kryminału i horroru w lajtowym wydaniu.  A ja za wrażliwa jestem. Za bardzo wsiąkam w świat przedstawiony. Fabuła siedzi w moim mózgu i nie daje spokoju. Uwierzcie mi, że podczas lektury nowej Yrsy miałam niezłego pietra. Ona tak pisze, że ciarki po plecach przechodzą. I ja, nieznosząca się bać, spędziłam z książką kilkanaście godzin, bojąc się cholernie. Więc, jeśli nie chcecie się bać, to odpuśćcie sobie lekturę „Pamiętam cię”. Będziecie spokojniejsi, żadne trzaski podłogi ani nagłe otwarcie się drzwi, nie będą wam się źle kojarzyły. 

To, co Yrsa Sigurdardóttir robi z psychiką, mogę porównać tylko do filmów Alfreda Hitchcocka. Niezwykle starannie dobiera słowa, tworzy klimat i nastrój, aby jednym akapitem spowodować lekkie drżenie rąk i dreszcze przebiegające wzdłuż karku i kręgosłupa. Udowadnia swoją klasę i fakt, że naprawdę jest królową islandzkich kryminałów. 

Ileż na tej wyspie leżącej pomiędzy Europą a Ameryką Północną jest cudownych krajobrazów. Jeśli ktoś widział najnowsze dzieło Ridleya Scotta „Prometeusz”, to pewnie tak jak ja chciałby się znaleźć w okolicach wodospadu Dettifoss w Narodowym Parku Vatnajökull i na terenach wulkanu Hekla.

Jestem zauroczona Islandią. Jednakże nigdy w życiu nie chciałabym znaleźć się gdzieś w jakiejś dawno opuszczonej osadzie na północy kraju. Fiordy są piękne, ale i niebezpieczne.  A opuszczone domy skrywają swoje tajemnice, których lepiej nie poznawać.

W „Pamiętam cię” mamy dwa równolegle prowadzone wątki, które są ze sobą powiązane pewną tajemnicą. Troje młodych przyjaciół wyrusza ze stolicy Islandii na północny zachód do opuszczonej wioski  Hesteyri, aby wyremontować niedawno zakupiony dom. Zakładają, że w tydzień uda im się nieco odświeżyć dom, w którym planują urządzić pensjonat. Ten tydzień stanie się dla nich przekleństwem. W tym samym czasie w Reykjavíku dochodzi do zdemolowania przedszkola. Prowadząca śledztwo Dagny współpracuje z psychiatrą Freyrem, którego synek Benni zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach trzy lata temu. Te dwa wątki mają wspólny mianownik. Jaki? Jasne, że nic nie zdradzę, bo zepsułabym całą frajdę. 

„Pamiętam cię” trzyma w napięciu naprawdę mocno. Oba wątki splatają się w końcu i zagadki zostają rozwiązane. Ale ile przyjemności sprawiło mi powolne odkrywanie tajemnic, to wiem tylko ja.  Uwielbiam tak skrojone powieści. Fabuła wciągająca od pierwszej strony. Styl i język bez zarzutów.  Ciągłe uczucie niepokoju i strach, który czai się niemal na każdej stronie powieści.  I głębokie przesłanie! Jeśli przeszłość nie zostanie odpowiednio „zamknięta”, nie ma szans, aby teraźniejszość sprzyjała człowiekowi.  W naturze jest równowaga i aby mieć spokojne życie, należy wyrównać rachunki z przeszłości. Bo śmierć czai się na rogiem, na każdym kroku…

Yrsa Sigurdardóttir ma naturalny dar opowiadania, którego szczerze jej pozazdroszczę. I mieszka na Islandii, wyspie obfitującej w Aurora borealis. Jak ja jej tego zazdroszczę.

1 komentarz:

  1. właśnie jestem świeżo po przeczytaniu i przyznaje, że książka bardzo mi się podobała, lubię powieści z dreszczykiem :)

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.