Strasznie mi smutno. Jestem po lekturze „Domu Augusty” Majgull Axelsson. Bez emocji nie da się opowiedzieć o wrażeniach, jakie mi towarzyszyły podczas lektury. To ciekawość i współczucie, przekonanie o tragizmie czyhającym na ostatnich stronach i naiwnej wierze, że może jednak los będzie łaskawy. Ale los dla żadnej z bohaterek „Domu Augusty” łaskawy nie był.
Kobiety z rodu Augusty miały w genach cierpienie i ból, odosobnienie i nadwrażliwość. Geny Augusty okazały się przekleństwem. Augusta seniorka rodu, Alicja – jej wnuczka oraz praprawnuczka Augusty – Andżelika, to trzy kobiety, których losy poznajemy. Historia opowiedziana przez Axelsson rozciąga się prawie na cały XX wiek. Opowieści o tych trzech kobietach i ich rodzinach są przesiąknięte cierpieniem, owiane tajemnicami i dzięki ciekawej konstrukcji książki przeplatają się na zmianę. To przeplatanie się losów kobiet z rodu Augusty prowadzi do stworzenia swoistej sagi rodzinnej.
Choć, sama nie wiem czemu, ale pomimo wielu bohaterów powieści, mam wrażenie, że wszystkie przeżycia, bez względu na przestrzeń czasową, dotyczą jednej kobiety. Kobiety tragicznej. Kobiety przegranej. Kobiety, która zmarnowała sobie życia. Czy to losy Augusty, czy to losy Alicji, czy to losy bodajże najtragiczniejszej i najmłodszej przedstawicielki rodu, Andżeliki, łączy je ten sam dramat. Dramat samotności, dramat braku prawdziwej miłości. Życie ich jest zdeterminowane. Jakby nad potomkami Augusty wisiało fatum. Dlatego nie ma szans na żaden happy end.
Książka jest niesamowicie melancholijna, poetycka i przerażająco brutalna. Bo los dla bohaterów książki był brutalny. Bo kobiety brutalnie niszczyły się same. Bo życie wcale nie jest łatwe.
Pominę walory poznawcze tej powieści, dotyczące życia w Szwecji na przestrzeni XX wieku. Choć one tworzą specyficzny klimat, dość charakterystyczny dla pisarzy skandynawskich. Pominę historie o pozostałych członkach rodu Augusty. Choć każda z postaci pojawiająca się w opowieści, jest odrębnym tematem i polem do badań nad portretami tych ludzi. Myślę, że można by, opierając się na każdej postaci, stworzyć ciekawy zbiór ludzi o wcale nieróżniącym się charakterze. Ale pominąć nie mogę tego najważniejszego. Niesamowitej opowieści o kobietach, które pomimo chęci, nie potrafią podnieść się z pożerającego ich przygnębienia, otaczającej ich pustki i wszechobecnej samotności.
Kobieta wytrzyma wiele, z niejednej studni wylanych łez podźwignie się i będzie wypatrywać słońca. Ale kobiet takich na tym ziemskim padole jest niewiele. I to nie o nich pisze Majgull Axelsson. Taką książkę mogła stworzyć jedynie kobieta, która twardemu światu mężczyzn chce pokazać, że los kobiety w dużej mierze jest naznaczony i zdeterminowany także przez mężczyzn. Podziwiam pisarkę za to, że potrafiła to zrobić w tak przejmujący sposób. I życzyłabym sobie, aby po tą książkę sięgnęło paru twardzieli rządzących tym światem. Ale i tych, których mam wokół siebie.
Choć trudno mi uwierzyć, aby kiedykolwiek jakikolwiek mężczyzna zrozumiał naprawdę psychikę kobiety.
czytałam. smutna jak diabli. w sumie wszystkie ma podobne. najbardziej chyba podobała mi sie 'kwietniowa czarownica".
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ładnie napisałaś o swoich wrażeniach z lektury. Czasami mam wrażenie, obserwując losy znanych mi osób, że zły los, cierpienie w niektórych rodzinach się dziedziczy.
OdpowiedzUsuńMocna książka. Wydaje mi się, że Axelsson z książki na książkę jest coraz bardziej depresyjna; z każdym utworem jest mi coraz ciężej zanurzyć się w te opowieści. Ale z drugiej strony jest w niej coś tak genialnie prostego, mimo, iż to przecież misterna proza psychologiczna, że równocześnie nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z tą autorką. Przypomina mi trochę utwory Garbarka: takie chłodne, pozbawione zbędnych ozdobników, często jakby znajome... jak on to robi? jak ona to robi? :)
OdpowiedzUsuńNa listopad zostawiłam sobie najnowszą powieść M.A. I strasznie się cieszę i strasznie się boję.
I przy okazji: uwielbiam tę piosenkę Sii. A dawno jej nie słyszałam, dzięki za przypomnienie :)
OdpowiedzUsuńBardzo przejmująca książka. Bardzo piękna. Na mnie zrobiła nawet większe wrażenie niż Kwietniowa Czarownica.
OdpowiedzUsuńPlakalam okropnie podczas lektury i po niej. Naprawde nie wiem, czy kiedykolwiek czytalam smutniejsza ksiazke. Chociaz lubie takze niezbyt wesole powiesci, nie wiem, czy mama ochote siegac po kolejne dziela Axelsson, od jej rozpaczy trzeba odpoczywac...
OdpowiedzUsuńWydaje mi się być za ciężka jak dla mie.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś po nią sięgnę tymbardziej że swobodny w bibliotece jest do niej dostęp.
Ale obawiam się znaleźć jakieś wspólne elementy.
ta ksiazka pozostawia po sobie niesamowite wrazenie, szwecja, przemyslowy karjobraz, w tym wszytskim te kobiety, a augusta byla jak gruba sosna na nieurodzajnej ziemi, do tego ten realizm magiczny, nie czytalam nic innego M.A., ale nie moge sie doczekac kolejnej ksiazki
OdpowiedzUsuń