"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

wtorek, 9 września 2008

"Śmierć pustego człowieka" - Caroline Graham

Po przeczytaniu ostatniej strony z uśmiechem na ustach zamknęłam książkę i zabieram się do spisania swoich wrażeń. Póki są świeże, póki uśmiech na ustach się maluje. Nie sądziłam, że tyle frajdy sprawi mi dziś lektura kryminału. Choć powinnam się tego spodziewać, bo książkę, którą właśnie przeczytałam, otrzymałam jako prezent z dedykacją „miłej lektury”. Wypada mi zatem podziękować szanownemu darczyńcy, co niniejszym czynię.

Przeczytałam w końcu jeden z tak zwanych midsomerków, jak czule o serii mówią miłośnicy serialu i książek. I podzielam ich radości, bo rzeczywiście potrafią sprawić wiele przyjemności.
Serialu „MORDERSTWA W MIDSOMER” nie oglądałam. Mam nadzieję, że jeszcze będzie mi dane. Ale za to po lekturze „Śmierci pustego człowieka” Caroline Graham, mogę śmiało powiedzieć, że przepadłam z kretesem. Aż sama się sobie dziwię, ponieważ dotąd kryminały nie były raczej w kręgu mojego zainteresowania. Owszem, zdarzało się, że czytałam np. rewelacyjny jak dla mnie, cykl Marka Krajewskiego o Breslau i niestrudzonym Eberhardzie Mocku.

A tu proszę! Książkę Caroline Graham połykałam szybko i z wielką ciekawością. I nie znając wcześniej ani całego anturażu, a jedynie czytając o tym zamieszaniu i zainteresowaniu midsomerkami, poczułam się, jakbym całe środowisko Causton i wszystkie postaci pojawiające się na kartach książki, znała nie od dziś. To odczucie towarzyszyło mi podczas całej lektury „Śmierci pustego człowieka”. Skąd takie wrażenie? Myślę, że tajemnica się kryje w niezwykle umiejętnym i spokojnym prowadzeniu narracji, wręcz można poczuć jakby domową, swojską atmosferę. A także w ciekawie i z olbrzymim talentem kreowaniu poszczególnych bohaterów akcji. I mimo, że to – mógłby ktoś z lekceważeniem powiedzieć – tylko kryminał, to jednak walory tej książki są wielkie, a nastrój jest magnesem przyciągającym uwagę czytelnika.
Konstrukcja tego kryminału jest klasyczna. (Choć może wcale nie, bo może wpierw powinno być morderstwo? zacukałam się...) Zatem najpierw jest wprowadzenie w świat Causton, małego miasteczka, gdzie prawie wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą. Prezentowanie po kolei bohaterów zdarzeń, ich trafna charakterystyka, przy jednoczesnym pozostawieniu nie odkrytych do końca kart. Następnie akcja właściwa, czyli obowiązkowe morderstwo i związane z nim śledztwo. No i zakończenie: spowolnienie i wyciszenie, aby pożegnać się z hrabstwem Midsomer. Ta klamra spinająca właściwą treść jest niesamowicie dopracowana. A właściwa treść książki pozwala czytelnikowi posuwać się wraz z nadinspektorem Tomem Barnaby w jego śledztwie, niekoniecznie, jak to było w moim przypadku, usilnie domyślając się, zanim autorka nam to zdradzi, kto zabił i dlaczego. Ja tej potrzeby podczas lektury nie miałam zupełnie. Wręcz tak dobrze mi się czytało, że prowadzenie śledztwa i rozwiązanie zagadki wcale nie musiałoby się kończyć. To też walor tej książki, że nie jest przegadana, że nie pojawiają się zbędne wątki opóźniające finał. A treść jest na tyle ciekawa, że czyta się jednym tchem. Ja czułam atmosferę zdarzeń, gościłam w opisywanych domach, czułam zapach teatru i słyszałam dźwięki charakterystyczne dla teatralnych desek.

Bo teatr jest właściwym miejscem akcji „Śmierci pustego człowieka”. W miejscowym amatorskim teatrze Latimer ma być wystawiona sztuka pt. „Amadeusz”. Poznajemy poszczególnych mieszkańców Causton, którzy wcielają się w role ze sztuki. Poznajemy atmosferę i relacje panujące pomiędzy uczestnikami teatralnych zdarzeń. I przez pierwszych kilkadziesiąt stron książki nawet nie domyślamy się, że zdarzy się jakaś zbrodnia. Są próby przedstawienia, jest też codzienne życie aktorów. Ale podczas premiery sztuki dochodzi do oczekiwanego morderstwa. Muszę przyznać, że gdy na początkowych kartach książki pojawiło się narzędzie zbrodni, przeczuwałam, że będzie ono miało jakieś znaczenie. Jednakże moment samej zbrodni, a dokładniej mówiąc nieplanowanego samobójstwa, który oglądają widzowie zebrani na premierze, jest zaskakujący. A prowadzone przez nadinspektora Barnaby dochodzenie jest równie wciągające i jednocześnie momentami zabawne. Oczywiście zagadka zostanie rozwiązana, dla niektórych będzie zaskoczeniem, dla niektórych nie. Ja?, ja zaskoczona jednak nie byłam. Ale to nic.

Myślę, że powieści kryminalne mają w sobie coś szczególnego. Może zmęczona telewizją, mam dość serwowanych mi kryminalnych hitów, kultowych seriali o skazanych, gangsterach, komisarzach z trzynastego posterunku, czy równie przereklamowanych produkcji telewizyjnych, w których tak naprawdę nie dzieje się nic ciekawego. I z tego zmęczenia telewizją wolę usiąść w fotelu z nosem w książce. I niech to będzie także powieść kryminalna, bo jak się znów przekonałam, potrafię się dobrze bawić przy kryminałach. A szczególnie, jeśli jest to dobry kryminał.

Zauważam, że moje gusta czytelnicze się poszerzają. To chyba dobrze.

3 komentarze:

  1. A ja żadnego midsomerka nie czytałam, choć czytałam o nich... Chce przeczytać, a zebrać się nie mogę... A na półce z książkami teraz zalega wiele nieprzeczytanych...Ale obiecuję sobie, że jak już stosik zniknie to utworzę go z midsomerków ;) tym bardziej, że polecasz także Ty!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. pozdrawia miłośniczka kryminałów;) A Midsomerki nierówno mi się podobały, jedne bardziej, inne zaś mniej;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tej nie czytałam ale lubię panią Graham :)
    Bardzo podobała mi się jej inna pozycja :
    "Morderstwo w Madingley Grange "
    tutaj akurat nie ma Barnabego i Troya.
    Fragment:

    http://zbrodniawbibliotece.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=107&Itemid=19

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.