"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

czwartek, 4 czerwca 2009

„Kieszonkowy atlas kobiet” - Sylwia Chutnik


Co można robić jadąc pociągiem? Można czytać książkę. Oczywiście, o ile w przedziale nie siedzą osoby podobne do tych, które towarzyszyły Adasiowi Miauczyńskiemu. Wtedy czytanie jest niemożliwe. Wtedy jedyną czynnością, o jakiej się marzy, jest ucieczka.
Wczoraj wybrałam się w podróż do Krakowa, spędziłam około 5 godzin w pociągu (licząc tam i z powrotem). Na szczęście osoby towarzyszące mi w przedziale były ciche i nie przypominały przekupek, nachalnych damulek i trajkoczących nastolatek. Miałam warunki sprzyjające lekturze. Dzięki temu udało mi się wczoraj przeczytać „Kieszonkowy atlas kobiet” Sylwii Chutnik.

Lektura mnie trochę przybiła, bo nie jest to nic wesołego, ani rozrywkowego. To książka o dramatach kobiet. Dramatach codziennych, które dzieją się w każdym bloku, na każdym osiedlu, w każdym mieście.

Bohaterki „Kieszonkowego atlasu kobiet” to mieszkanki kamienicy przy ulicy Opaczewskiej na warszawskiej Ochocie. Są Warszawiankami w każdym calu. Z krwi i kości. Żyją wspomnieniem wojny. Mają naturę warszawskiego cwaniaczka pijącego tanie wino. Mają wyobraźnię pełną pomysłów. Lepiej nie wchodzić im w drogę, bo mogą zabić wzrokiem, jak bazyliszek. Są zależne i podporządkowane mężczyznom, ojcom, mężom. Są przypisane do roli gospodyni domowej, bez prawa do własnego szczęścia. Ciągła walka z własnym losem jest dla nich tragiczna w skutkach. Żyją w samotności i umierają zepchnięte przez społeczeństwo w piwnicach, giną w falach Wisły, skaczą z okna.

Czarna Mańka, kobieta odrzucona przez rodzinę, staczająca się na dno, ludzka wywłoka, zapijaczona i brudna, budząca ogólne obrzydzenie. Wożąca w wózku dziecko, które poroniła; maleńkiego strupa, niewidocznego dla przechodniów. Wariatka, dla której wyimaginowana córka i opieką nad nią, stała się najważniejszym celem w życiu.

Pani Maria Wachelberska, łączniczka w Powstaniu Warszawskim, samotna staruszka, której olbrzymi kłopot sprawiają codzienne wyjścia po zakupy. Żyjąca wspomnieniami, bojąca się, że ktoś odkryje prawdę o jej pochodzeniu i jej życiu.

Paniopan Marian, niegroźny osobnik, kobieta w ciele mężczyzny, ale tylko wewnętrznie. Żaden homo. Człowiek o ciepłym usposobieniu, uczynny, skory do pomocy, wyszywający wieczorami makatki i trzymający w szafie własnoręcznie uszytą suknię ślubną.

Jedenastoletnia Marysia Kozak. Mała dziewczynka o morderczym wzroku. W dzień grzeczna, modląca się do Maryji Panny, a w nocy mały potwór, wandal. Niszcząca piwnice, zatykająca rury wydechowe w samochodach, podpalaczka miejscowego bazaru.

Oprócz tych osób Sylwia Chutnik świetnie sportretowała wiele innych kobiet. Bezimiennych, wykonujących szarą, brudną robotę: m. in. handlary z bazaru, urzędniczki, pielęgniarki, bufetowe. Polskie Matki i Gospodynie. Wszechstronne i wielofunkcyjne, jak robot kuchenny.

„Polskich kobiet nie przyniósł przecież bocian, tylko znaleziono je w siatce. Reklamówce, torbie, woreczku. Noszą te swoje jakby-łożyska ze sobą od urodzin do śmierci.”

„A Polska Matka, wiadomo, nie umiera ot tak sobie, tylko wstępuje do nieba. Normalnie bez biletu, na cwaniaka, siada na odkurzacz okrakiem i pędzi na samą górę. Tam przybija piątkę z Maryją i leci zmywać naczynia po ostatniej wieczerzy.”

Kiedy coś zaczyna szwankować w psychice kobiety, pojawiają się takie myśli:
„Ktoś za mnie rodzi moje dzieci, ktoś za mnie żyje i kocha. Ach, targnąć się w szale, w rozpaczy rzucić się z okna. Zabić się.”

Sens życia jest zaliczony, jak się ma ciepły dom, dobrego i niepijącego męża, a także pełną lodówkę. Ale co wtedy, kiedy kobiecie to nie wystarcza? Kiedy czuje, że coś ją omija? Kiedy staje się smutna i zgorzkniała? Wtedy rodzi się jej prywatny dramat. Dramat egzystencjalnej pustki, szarej rzeczywistości chleba powszechnego. Cicho odgrywany każdego dnia, zgodnie z tradycją podzielony na akty i sceny. Zakończenie jest tragiczne.

Sylwii Chutnik udało się ukryć pod warstwą humoru gorzką prawdę o życiu polskiej kobiety.
Lekkim stylem, w którym słychać język ulicy, potrafiła stworzyć książkę o tym, co ważne i zasługujące na zastanowienie. Książka jest mocna i prowokacyjna. Kobieca, jak brazylijskie tasiemce. Krwawa, jak filmy Quentina Tarantino. Ja jestem pod wrażeniem jej literackiego debiutu.

dopisek:
Jeśli macie ochotę zobaczyć fragment sztuki teatralnej na podstawie tej książki, to zajrzyjcie tu.

11 komentarzy:

  1. Matylda była w Krakowie i się nie przyznała do tego. Bardzo, bardzo nie ładnie moja droga ;-)
    Ale mam nadzieję, że wypad się udał :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak Zosiu, byłam wczoraj w Krakowie. Celu nie zdradzę ;)) Wypad udany i owocny, jakkolwiek to rozumieć ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka jak na razie jeszcze leży na półce i czeka na "ten moment". Kwestia czasu. A Sylwię poznałem kiedyś... Jeszcze jako anarcho-feministka współwydawała art-zine'a "Bruchamarucha" i miała kolorowe włosy. Ciekawe czy mnie jeszcze pamięta? Mało kto wie, że Sylwia miała ksywę Derwisz...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie mogę czytać takich książek, bo za bardzo do mnie obrazowo przemawiają. Potem chodzę i myślę i dziekuję, że mam takie życie a nie te z książki.Ciekawa recenzja:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,na mnie nadal mówią Derwisz i nadal robie ziny:))
    pozdrawiam Sylwia Chutnik

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeżeli wyżej podpisana to faktycznie Sylwia Chutnik... uwierzę jeśli poda imiona swoich koleżanek, z którymi współtworzyła właśnie zine'a "Bruchamarucha".

    OdpowiedzUsuń
  7. Murach, potwierdzam Ci, że to sama Sylwia Chutnik. Co mnie niezmiernie cieszy, że do mnie zajrzała. (Skromna jestem, haha)Jak byłam na blogu http://altaskobiet.blog.onet.pl/ zostawiłam jej wiadomość i zaprosiłam do siebie. W odpowiedzi dostałam emaila, że ten komentarz na moim blogu, to od niej.

    OdpowiedzUsuń
  8. ja się do dramatów nie nadaje, od razu płaczę buuu

    OdpowiedzUsuń
  9. Swietny jezyk! Ciesze sie, ze przytoczylas cytaty. Chetnie siegne po ta ksiazke. Moze jak nastepnym razem wybiore sie do Polski.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Chutnikowa to kolejna lektura ciężkiego kalibru.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. :)) Książkę uważam za świetną, co pisałam już setki razy i napiszę jeszcze nie raz. Zdarty lukier zdarty aż d krwi i do żywego mięsa. Rozumiem obawy przed tą książką, o pewnych rzeczach wszak lepiej mysleć stereotypowo...

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.