"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

niedziela, 19 lipca 2009

„Przetrzymać tę miłość” - Ian McEwan

Ian McEwan „Przetrzymać tę miłość”
Mam mieszane uczucia, czy lekturę zaliczyć do udanych. Nie była zanadto wciągająca i nie czytałam jej z wypiekami na twarzy. Fabuła ciekawa, choć momentami niepotrzebnie urozmaicana. Narracja trochę nudnawa i bez polotu. Do plusów mogę chyba jedynie zaliczyć fakt, że po zakończeniu czytania uzmysłowiła mi, jak skomplikowana potrafi być natura ludzka. A w szczególności, kiedy jakiś element zaczyna szwankować. Kiedy urojenia i obsesje człowieka stają się zagrożeniem dla życia innej osoby.
W „Przetrzymać tę miłość” mamy taki przypadek – urojonej miłości, na dodatek miłości mężczyzny do mężczyzny, z podtekstem nie seksualnym, tylko religijnym. Religijny fanatyzm w połączeniu z urojoną miłością może być ciężkim przypadkiem chorobowym. I takim przypadkiem zajął się McEwan.

Książka jest jakby thrillerem, ale jak na thriller nie przeraża. Bo natrętny Jed Parry nawet kiedy prześladuje swoją ofiarę, nie wydaje się tak naprawdę groźny. A Joe Rose jest twardym i mocno stąpającym po ziemi facetem, który stara się mieć zawsze nerwy ze stali.

Mam wrażenie, że McEwanowi nie do końca udało się ukazać ludzi uwikłanych w relacje psychopatycznej, urojonej i natrętnej miłości. Brakowało mi zdecydowania, realności i wiarygodności. Ciekawiło mnie jednak, jak fabuła zostanie rozwinięta i zakończona.

Paranoiczna miłość Jeda stawała się momentami równie absurdalnie śmieszna, jak śmieszna i pozbawiona charyzmy wydawała mi się postać Joe. Postaciom McEwana zabrakło autentyczności. Uważam, że McEwan miał świetny pomysł na książkę, ale go zmarnował. Nie wykorzystał do końca, pomimo posiadanego warsztatu literackiego. A pomysł na książkę naprawdę był przedni. Choć może nie nowatorski.

Paranoiczne i urojone uczucia Jeda do Joe, w terminologii medycznej zwane syndromem de Clerambaulta, stają się przyczyną rożnych zmian w życiu tego drugiego. Powodują konflikt w związku Joe i Clarissy. Burzą uporządkowane życie dwojga kochających się ludzi. Są męczące i tak natrętne, że uniemożliwiają normalne funkcjonowanie. Można przewidzieć, jak taka historia może się zakończyć. Albo tragedią, albo...

W książce McEwana zakończenie nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest chyba uzmysłowienie ludziom, że w każdym zdrowym społeczeństwie, można znaleźć człowieka, którego psychika została uszkodzona właśnie przez społeczeństwo. Bo pewne dolegliwości, przypadłości i zniekształcenia ludzkiej psychiki są wytworem społeczeństwa. I podobno na takie nie ma lekarstwa. Pozostaje izolacja. Chorą tkankę się usuwa. By społeczeństwo mogło normalnie funkcjonować.

Na koniec powiem, że to moje drugie spotkanie z pisarstwem Iana McEwana. I choć ani „Betonowy ogród”, ani „Przetrzymać tę miłość”, nie zostaną przeze mnie zapamiętane, jako lektury wyjątkowe, to jednak nie zrażam się i chętnie sięgnę po inne książki tego brytyjskiego pisarza. Bo czyta się dobrze i po czytaniu w głowie pojawiają się refleksje i pytania. A to chyba dobrze.

PS. Okładka filmowa jest koszmarna. A polski tytuł kompletnie nietrafiony; po angielsku tytuł brzmi: „Enduring love”. Myślę, że można było użyć lepszego tłumaczenia.

10 komentarzy:

  1. mnie ta okładka odstrasza od książki, miałam trzy razy w ręce, może mam jakąś obsesję, ale zawsze znajduję coś ciekawszego... jestem wzrokowcem?

    OdpowiedzUsuń
  2. Książki McEwan'a mają to do siebie, że każda jest inna, nigdy nie wiesz co cię spotka "w środku" i to z jednej strony ma plusy bo nie nudzi się - ale z drugiej ciężko mi sięgać po każdą nasępną ksiązkę McEwana bo obawiam sie właśnie tego co tym razem wymyślił :-/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam jego twórczości, więc trudno mi coś powiedzieć na ten temat

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczne moze od tytulu. Rzeczywiscie jest on bardzo doslowny i troche niestety brzmi jak romansidlo pensjonarki :) Angielskie "Enduring love" nie ma takiej sentymentalnych skojarzen.

    Co do samej powiesci. Wedlug mnie McEwan ja przegotowal. Jest zbyt misternie, super precyzyjnie napisana, przemyslana i przekalkulowana jezeli chodzi o dobor slow i nastepowanie po sobie watkow. Ta jego obsesja z wejsciem w glowe czlowieka i oddaniem jego mysli w hyperrealistyczny sposob zabija naturalnosc, swobode prozy. Mysle, ze wlasnie o tym mowisz, kiedy piszesz, ze brakuje powiesci autentycznosci.

    "Enduring love" jest pierwsza i jedyna ksiazka, ktora podobala mi sie mnie od filmu, jaki powstal na jej podstawie.

    Niedawno czytalam wywiad z McEwanem w lokalnej prasie. Powiedzial, ze najbardziej w prozie interesuje go zblizenie do rzeczywistosci, akuratnosc i gra realistyczna iluzja. To z pewnoscia dobre podsumowanie. Szkdoa tylko, ze dziennikarz nie odchwycil watku i nie powiedzial, ze ta obsesja jego prozie szkodzi, zabijajac jej autentyzm.

    Ksiazke, ktora moglabym Ci polecic, jest "Chesil Beach", jego najnowsza powiesc. Pisana w podobny sposob do "Enduring", ale znacznie lepsza. W niej McIwan mistrzowsko oddal rozterki dopiero co poslubionej pary, malujac naprawde ciekawy psychologiczny portret.

    dziekuje za recenzje!

    OdpowiedzUsuń
  5. Margo, ja też jestem wzrokowcem.

    Moni, ja właśnie chcę następne jego książki, bo mają w sobie pewną nutę, która dobrze brzmi, choć całośc jest lekko zgrzytająca.

    Magamara,na film na podstawie tej książki nie mam ochoty,ale nie z powodu książki,a raczej aktorów grających w nim. Obu panów aktorów grających główne role nie dażę sympatią, nie są w moim typie mężczyzny; są tacy ludzie, którzy mi niczym nie zawinili, a ja irracjonalnie ich nie lubię. Nic na to nie poradzę.A "Na plaży Chesil" mam w planach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tytuł jednak intrygujący, nawet jeśli niezbyt dobrze przełożony. No cóż, czas nadrobić zaległości i zapoznać się z Ian`em McEwan`em ;)Tylko zawsze pojawia się pytanie od czego zacząć, żeby sie odrazu negatywnie nie sparzyć ;) pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie w ogole nie ciagnie do McEwana. Przeczytalam kiedys "Betonowy ogrod", ale w tej chwili kompletnie nie pamietam, o czym to bylo. Spotkalam sie kiedys z opinia, ze jego historie sa mdle i mimo ze sama nie moge powiedziec tego o jego ksiazkach (bo poza wspomniana zadnej nie czytalam), to jakos intuicyjnie mnie odrzuca od autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. A wiesz że chciałam ją kiedyś przeczytać?Mam takie mieszane uczucia to tego pisarza.
    "Na plaży Chesil" podobała mi się nawet natmiast przez "Betonowy ogród" nie przeszłam.

    Oczywiście jedynie bibliotekę biorę pod uwagę jeśli chodzi o tego pisarza bo dla mnie jest nierówny i..nieprzewidywalny.

    OdpowiedzUsuń
  9. a ja właśnie czytam jego "Pokutę" i podoba mi się mniej niż film, a to podobnie jak madzemarze, nieczęsto mi się zdarza. Właśnie trochę to takie mdlę, a poza tym nie lubię głównego bohatera. temat książki o której piszesz wydaje mi się na pewno ciekawy,ale chyba mnie do tego pisarza nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja pare lat temu mialam okres fascynacji McEwanem, przeczytalam wszystko co wydano do "Soboty", na ktorej po prostu z nudow odpadlam ;) "Enduring Love" (bo czytalam w oryginale, a polskiego tytulu nie lubie, rzeczywiscie brzmi zbyt romansidlowo) pochlonelam zafascynowana w trakcie podrozy kiedys, ale cos mi sie wydaje, ze teraz inaczej bym ja odebrala.. Smieszne, jak z ksiazek sie wyrasta, jedna z moich ulubionych ksiazek 'wszechczasow' byly "Black Dogs" McEwana wlasnie, ktore wlasnie skonczylam po raz kolejny czytac w ramach 'Kolorowego wyzwania' Padmy i tym razem byly moze nie zle, ale jakies takie 'ble'...

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.