"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

czwartek, 27 sierpnia 2009

„Król kier znów na wylocie” - Hanna Krall

Koszmar II wojny światowej piętnuje człowieka, który go przeżył i trzyma w swoich szponach jego pamięć. Byle o nim nie zapomnieć. Byle cierpieć przez resztę życia. Z poczuciem przetrwania. Z poczuciem bycia więźniem własnych wspomnień. To straszne, że zamiast się cieszyć życiem, rozpamiętuje się śmierć. Śmierć braci, sióstr, rodziców, sąsiadów, znajomych. To straszne, że wolność jest okupiona bagażem często nie do udźwignięcia.

Mam wrażenie, że o takiej osobie opowiada Hanna Krall w książce „Król kier znów na wylocie”. Ta mistrzyni reportażu wie o tym, że aby opowiedzieć o czyimś życiu, należy wybrać odpowiednią metodę działania – opowiadania. Nie trudno się domyślić, jakim tematem Hanna Krall jest zainteresowana. Nie trudno się domyślić, jaką metodę wybierze. Zawsze jest to reportaż, choć może przybierać różne formy.

Opowiadając o życiu Izoldy Regensberg, warszawskiej Żydówki, której udało się przeżyć wojnę, posługuje się stylem oszczędnym, pozbawionym literackich uniesień. Język jest prawie językiem potocznym. Zdania są krótkie. Rozdziały przypominają kadry lub sceny w jakimś współczesnym dramacie. Czyta się szybko. Treść dość prosta, historia jakich wiele. Ale między tym wszystkim jest to coś. Ten sposób, ta krallowa metoda, która czyni z „Króla kier...” książkę szczególną. Opowiedzieć historię Izoldy Regensberg nie jest wielką sztuką, ale zrobić to w sposób, w jaki zrobiła to pisarka, zasługuje na uwagę. Bo historia nie ma prostolinijnego toru, nie ma ciągłości chronologicznej, ale zasada przyczyny i skutku jest zachowana. Choć początkowo czytanie idzie bez większych emocji, im bliżej końca emocje są wyraźne, a sympatia do bohaterki zamienia się we współczucie. Bo Izolda Regensberg, vel Maria Pawlicka przeżyła wojnę, ale całe życie zmagała się z piętnem śmierci.

Od czasu do czasu czytam o II wojnie światowej, czytam o Holokauście, czytam wspomnienia żołnierzy. Zdarzyło mi się jakiś czas temu zobaczyć też bardzo ciekawy izraelski film dokumentalny pt. „Pizza w Auschwitz” zrealizowany podczas wizyty na Litwie i w Polsce Danniego Chanocha, który jako żydowskie dziecko ocalał z zagłady, pomimo pobytu w pięciu obozach koncentracyjnych. Odwiedza po latach miejsca, które pamięta z dzieciństwa, odwiedza obozy koncentracyjne. Nie robi tego jednak z własnej potrzeby, robi to dla swoich dorosłych już dzieci, które przez całe życie wysłuchiwały opowieści ojca, ale nie czuły tego, o czym ojciec im opowiadał. Zasada: zobaczyć na własne oczy, jest jedynym słusznym rozwiązaniem. Zmusza wręcz dzieci do wizyty w Auschwitz. I wtedy przeżycia ojca stają się przeżyciami dzieci. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Ale gdy widzi się miejsce tragiczne, w sercu zaczyna coś topnieć... Wtedy pojawia się prawdziwe współczucie, podziw i zrozumienie. I choć Danniego nie opuszcza czarny humor, a podczas podróży śpiewa się prześmiewczą piosenkę o Holokauście, film wcale nie jest śmieszny czy drwiący. Jest to relacja nieco kontrowersyjna, ale jak najbardziej prawdziwa i uczciwa.

6 komentarzy:

  1. uwielbiam i uwielbiałem reportaże Krall - ONA wie jakich i jak kredek używać:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja przepraszam, że zupełnie nie na temat, ale jaki fajny kolczyk widzę na zdjęciu:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chiaro, chwalę sie właśnie fajnymi kolczykami, które dostałam od miłej osoby. Link odyła do niej. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. tak, książka zostawia ślad w środku... przynajmniej u mnie :)

    buziaki Miła

    OdpowiedzUsuń
  5. Co jakis czas czytam o II wojnie swiatowej, po ktorej to lekturze musze sobie zrobic przynajmniej kilkumiesieczna przerwe. Mam czesto wrazenie, ze juz wszystko zostalo powiedziane, wszystkie historie sa znane, nic juz nowego nie da sie powiedziec. Moze tak jest, moze chodzi o to, by znane historie opowiadac w nowy sposob? Ciekawe, czy o holokauscie bedzie sie tyle mowilo, gdy pokolenie, ktore pamieta koszmar osobiscie, wymrze i zostana tylko spadkobiercy tragedii?

    OdpowiedzUsuń
  6. Chihiro, ja również nie mogę dotykać za często tego tematu. Mam nadzieję, że pamięć pozostanie żywa, ku przestrodze. My urodzone długo po wojnie o tym pamiętamy i z należytym szacunkiem traktujemu historię. Oby i nasze dzieci też tak odczuwały i pamiętały o tym koszmarze. To zależy od nas samych.

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.