„W ciemność” Cormaca McCarthy’ego dosłownie połknęłam podczas dzisiejszego leniuchowania w słonecznych i zielonych okolicznościach, tzn. na łonie natury. Co ciekawe, dość dziwnie czyta się w piękny słoneczny letni dzień powieść, której nie tylko tytuł, ale i absolutnie cała treść spowita jest ponurą ciemnością, odpychającą, niewdzięczną ciemnością. Wolałabym chyba sięgnąć po taką pozycję w jakiś ponury jesienny wieczór, aczkolwiek wcale nie żałuję, że ją właśnie przeczytałam. Mam chwilowo mroczny nastrój, dlatego też wolę zdecydowanie sięgać po mroczne powieści, niźli jakieś sentymentalne bzdury.
Cormaca McCarthy’ego cenię sobie bardzo. Jego proza jest mi ogromnie bliska. Odnajduję się w jego estetyce grozy, żałosności, nędzy życia. Z ciekawością przypatruję się brutalnemu losowi i wszelkim odpychającym elementom towarzyszącym ludzkiemu życiu, bo właśnie takie treści są charakterystyczne dla jego powieści.
„W ciemność” przenosi czytelnika na odludzie, leśne pustkowia i drogi prowadzące do małych amerykańskich miasteczek. Gdzieś, gdzie nietrudno spotkać typy o paskudnym usposobieniu, albo dziwaków, których lepiej omijać z daleka. To opowieść o rodzeństwie, o ucieczce, o poszukiwaniu. Okrutnie pesymistyczna to opowieść. Przygnębiająca i jednocześnie wielce realistyczna. Obraz wędrującego w różnych kierunkach rodzeństwa, dziewiętnastoletniej Rinthy i jej niewiele starszego brata Culla, to obraz ludzi, którzy swój marny żywot oddali na pastwę niewdzięcznego i niesprawiedliwego losu. Jakby mało im było nędzy życia, bez świadomości, że zmierzają ku zatraceniu, każde z nich rusza w trudną i pełną boleści drogę. Ona w poszukiwaniu dopiero co urodzonego synka, którego nawet nie zdążyła zobaczyć, ani nakarmić. On w poszukiwaniu siostry. Każe z nich odbędzie podróż, na jaką zasłużyło. Albo, jaką los im ześle. I wierzcie mi, że nie chcielibyście nigdy odbyć takiej podróży, odczuwać jak żołądek z głodu się kurczy, wpaść w ręce prawdziwych łotrów, a może i gorszych potworów. Ale, żeby nie było, że nic dobrego ich po drodze nie spotkało, muszę wspomnieć, że jednak zdarzały się takie chwile, kiedy jakiś dobry człowiek ugościł ich na noc, albo pozwolił zaspokoić pragnienie wodą ze studni.
W tej prawie turpistycznej naturze świata McCarthy’ego znajduje się element, które budzi olbrzymie emocje, który niepokoi, nie pozwala oderwać od siebie uwagi. Czy to magnetyczna treść? A może doskonała plastyczność utworu uruchamiająca natężoną pracę wyobraźni? Każdy odczuwa to inaczej. To wyjątkowe przyciąganie prozy Cormaca McCarthy’ego, która zmusza do zastanowienia się nad marnością ludzkiego życia. Nad ograniczonymi możliwościami zmiany, nad niesłychanie szyderczym chichotem losu kpiącego z wszelakich prób wyzwolenia się spod jarzma niedoli. Ludzkie życie jest nic nie warte, tego oczywiście Cormac McCarthy nie mówi, daleko mu do tak odważnego stanowiska. Ale właśnie o tej marności życia pisze on w sposób wyjątkowy. Jego styl jest odarty z kwiecistych epitetów, nie ma tu żadnych elementów upiększających prozę. Pisze prosto, używając miejscowej gwary, nie dba o szczegóły, jego język bywa szorstki i wręcz toporny.
Ja mam słabość do takiej prozy. Uwielbiam mroczne nastroje. Ale wymagam czegoś więcej, niż tylko zwykłej grozy i strachu. Doceniam treść, która mnie chwyta za duszę i szarpie mną. Cormac McCarthy właśnie tak pisze.
...
Aha. Książkę pożyczyłam w bibliotece i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam naklejoną na okładce zaskakującą informację; jak to bywa w zwyczajach bibliotecznych trzeba zakwalifikować tytuł do jakiegoś gatunku. Na naklejce widnieje napis „horror”. Ludzie, ręce mi opadają. Jaki to horror? Drogie Panie Bibliotekarki z Filii Nr 9 WiMBP w moim mieście! To, że książka została porównana do gotyckiego horroru, nie wystarcza, aby ją zakwalifikować do horroru. Na okładce czytamy m.in. takie słowa: „Amerykańskie miasteczka wypełnione postaciami jak z gotyckiego horroru; niebezpieczne, ale i urzekające swym pięknem pustkowia.” Chyba jakaś nadgorliwa Pani mocno się zagalopowała.
Owszem, jest to mroczna powieść, pesymistyczna, sporo akcji dzieje się w ciemnościach. Jednakże „W ciemność” nie jest żadnym horrorem!
Cormaca McCarthy’ego cenię sobie bardzo. Jego proza jest mi ogromnie bliska. Odnajduję się w jego estetyce grozy, żałosności, nędzy życia. Z ciekawością przypatruję się brutalnemu losowi i wszelkim odpychającym elementom towarzyszącym ludzkiemu życiu, bo właśnie takie treści są charakterystyczne dla jego powieści.
„W ciemność” przenosi czytelnika na odludzie, leśne pustkowia i drogi prowadzące do małych amerykańskich miasteczek. Gdzieś, gdzie nietrudno spotkać typy o paskudnym usposobieniu, albo dziwaków, których lepiej omijać z daleka. To opowieść o rodzeństwie, o ucieczce, o poszukiwaniu. Okrutnie pesymistyczna to opowieść. Przygnębiająca i jednocześnie wielce realistyczna. Obraz wędrującego w różnych kierunkach rodzeństwa, dziewiętnastoletniej Rinthy i jej niewiele starszego brata Culla, to obraz ludzi, którzy swój marny żywot oddali na pastwę niewdzięcznego i niesprawiedliwego losu. Jakby mało im było nędzy życia, bez świadomości, że zmierzają ku zatraceniu, każde z nich rusza w trudną i pełną boleści drogę. Ona w poszukiwaniu dopiero co urodzonego synka, którego nawet nie zdążyła zobaczyć, ani nakarmić. On w poszukiwaniu siostry. Każe z nich odbędzie podróż, na jaką zasłużyło. Albo, jaką los im ześle. I wierzcie mi, że nie chcielibyście nigdy odbyć takiej podróży, odczuwać jak żołądek z głodu się kurczy, wpaść w ręce prawdziwych łotrów, a może i gorszych potworów. Ale, żeby nie było, że nic dobrego ich po drodze nie spotkało, muszę wspomnieć, że jednak zdarzały się takie chwile, kiedy jakiś dobry człowiek ugościł ich na noc, albo pozwolił zaspokoić pragnienie wodą ze studni.
W tej prawie turpistycznej naturze świata McCarthy’ego znajduje się element, które budzi olbrzymie emocje, który niepokoi, nie pozwala oderwać od siebie uwagi. Czy to magnetyczna treść? A może doskonała plastyczność utworu uruchamiająca natężoną pracę wyobraźni? Każdy odczuwa to inaczej. To wyjątkowe przyciąganie prozy Cormaca McCarthy’ego, która zmusza do zastanowienia się nad marnością ludzkiego życia. Nad ograniczonymi możliwościami zmiany, nad niesłychanie szyderczym chichotem losu kpiącego z wszelakich prób wyzwolenia się spod jarzma niedoli. Ludzkie życie jest nic nie warte, tego oczywiście Cormac McCarthy nie mówi, daleko mu do tak odważnego stanowiska. Ale właśnie o tej marności życia pisze on w sposób wyjątkowy. Jego styl jest odarty z kwiecistych epitetów, nie ma tu żadnych elementów upiększających prozę. Pisze prosto, używając miejscowej gwary, nie dba o szczegóły, jego język bywa szorstki i wręcz toporny.
Ja mam słabość do takiej prozy. Uwielbiam mroczne nastroje. Ale wymagam czegoś więcej, niż tylko zwykłej grozy i strachu. Doceniam treść, która mnie chwyta za duszę i szarpie mną. Cormac McCarthy właśnie tak pisze.
...
Aha. Książkę pożyczyłam w bibliotece i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam naklejoną na okładce zaskakującą informację; jak to bywa w zwyczajach bibliotecznych trzeba zakwalifikować tytuł do jakiegoś gatunku. Na naklejce widnieje napis „horror”. Ludzie, ręce mi opadają. Jaki to horror? Drogie Panie Bibliotekarki z Filii Nr 9 WiMBP w moim mieście! To, że książka została porównana do gotyckiego horroru, nie wystarcza, aby ją zakwalifikować do horroru. Na okładce czytamy m.in. takie słowa: „Amerykańskie miasteczka wypełnione postaciami jak z gotyckiego horroru; niebezpieczne, ale i urzekające swym pięknem pustkowia.” Chyba jakaś nadgorliwa Pani mocno się zagalopowała.
Owszem, jest to mroczna powieść, pesymistyczna, sporo akcji dzieje się w ciemnościach. Jednakże „W ciemność” nie jest żadnym horrorem!
Czytałam "Drogę" i zmęczyła mnie. Szli i szli i szli :( Recenzja zachęcająca więc skuszę się :)/Ramona
OdpowiedzUsuńKsiążka rzeczywiście ma coś w sobie, dosłownie "połknęłam" ją w pociągu, zupełnie zapominając, co się dzieje w świecie "na zewnątrz". No i ciągle czekałam z napięciem, co tez strasznego się wydarzy, bo trzeba powiedzieć, że McCarthy potrafi budować napięcie. Mam tylko jedno małe zastrzeżenie - trochę denerwował mnie język, którego używają bohaterowie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Klasyczny Cormac. Ja też go uwielbiam - przeczytałem już wszystko, co napisał, oprócz "Suttree" (to wyjdzie u nas na jesieni). A recenzja świetna. Dzięki!
OdpowiedzUsuńU nas w bibliotece długo McCarthy'ego nie było, aż w tym roku przyszło wszystko, co jest obecnie dostępne w hurtowniach. Nie czytałam jeszcze żadnej z jego książek, bo ciężko je zastać na półkach. Znika z półki niczym Nora Roberts. ;) Z tą różnicą, że pani Roberts nie mam zamiaru czytać.
OdpowiedzUsuńJa bym nie wpadła na to, żeby zaklasyfikować McCarthego do horrorów, natomiast wiem, że przy dużej ilości nowości przychodzących do biblioteki czasem popełnia się zaskakujące byki. Zazwyczaj wychwytujemy je same, bo czytelnicy nawet jeśli je zauważą to nie zwracają nam uwagi. :(
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDla mnie ten autor należy do ulubionych. I to się nie zmieni.
OdpowiedzUsuńW grudniu czytałam ,,Drogę,,.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie mnie urzekła.
Widzę, że motyw wędrówki jest nieodłącznym elementem prozy tego autora:)
Zamówiłam już tą pozycję na allegro i cieszę się na samą myśl, że już niedługo do mnie trafi:)
Co do ostatniego komentarza. No tak, dla Cormaca motyw wędrówki jest tożsamym z motywem życia (w różnych jego obliczach) -ot, niezdrowa pisarska fascynacja - wcale nie taka powszechna.
OdpowiedzUsuńMatyldo! Ostatni akapit słusznie zwrócił Twoją uwagę, że Cormaca trudno skategoryzować w jednym gatunku. Jakby nie patrzeć, to jednak miejscami nie boi się czerpać stylistycznie z gatunkowej powieści grozy (ale nie horroru?!). Choć to też jest mocno dyskusyjne, może pozostawym to literturoznawcom ;-)
Forma na wskroś amerykańska, plastyczna. Kwiecistość pozostawia więcej manewru Twojej wyobraźni, no i ten wszędzie pałętający się uniwersalizm - dla jednych wada, dla drugich z kolei najbardziej wyrazisty akcent "cormackowskiej litertury".
Hej, informuję, że zostałaś nominowana do nagrody One lovely blog award:) Szczegółu na moim blogu.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie po odbior Lovely Blog Award. ;)
OdpowiedzUsuńPanowie: Dr Kohoutek i Snoopy, bardzo Wam dziękuję za wyróżnienie. Ale nie mam ani nastroju, ani ochoty na uzewnętrznianie się. Kiedyś byłam odważniejsza, pisałam o sobie. Teraz jest inny czas. Czas zamykania się w sobie...
OdpowiedzUsuńCormac McCarthy to jeden z moich ulubionych pisarzy, ma niepowtarzalny styl.
OdpowiedzUsuń"W ciemność" czytałem kilka miesięcy temu i jak zawsze przy lekturze książek tego autora, było do dla mnie przeżycie. Niezwykła wrogość świata i bestialstwo ludzi. Skondensowane zło. Świat, w jakim nikt z nas nie chciałby się znaleźć.
Nie potrafię do końca rozgryźć McCarthyego i wciąż zastanawiam się, co chce właściwie powiedzieć przez tę poetykę okrucieństwa. Jednak kiedy go czytam, nie mam wątpliwości, że jest to wielka literatura.
Cormac McCarthy - mój ulubiony pisarz. Trudne, mroczne, bezwzględne i okrutne opowieści. Ale jak zapisane :-)
OdpowiedzUsuńA "Droga" jest najlepszą książką, jaką w życiu przeczytałam. I wcale nie jest o drodze ;-)
Wrzucam do schowka, recenzja mnie zaintrygowała, a sam autor nie jest mi obcy. Dziękuję.
OdpowiedzUsuń