"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

środa, 15 sierpnia 2012

"Łzy w deszczu" - Rosa Montero


Nie chciałam, aby ta książka się skończyła. Tak mnie wciągnęła, że byłam gotowa czytać następne 400 stron. Kto powiedział, że każda historia musi mieć swój koniec? Ja się z tym nie zgadzam. Zawsze jest jakiś ciąg dalszy.
Nie chciałam opuszczać Madrytu roku 2109, w którym obok ludzi żyją replikanci (androidy) i przybysze z odległych planet, niesprawiedliwie zwani potworami.  Świat stworzony przez Rosę Montero w powieści „Łzy w deszczu” zafascynował mnie ogromnie. Poczułam się częścią tego fantastycznego świata, pełnego nowoczesnych technologii. Zapewne sympatia do tej książki wynika z moich tęsknot i pragnień poznania natury wszechświata. Intryguje mnie ogrom kosmosu z miliardami galaktyk. Fascynuje mnie jego przestrzeń, możliwości i tajemnice. Być może, że za 100 lat postęp technologiczny umożliwi ludziom podróżowanie po za nasz Układ Słoneczny, w inne rejony naszej Drogi Mlecznej, a może i poza nią. Za 100 lat mnie już nie będzie. Nikt z nas nie wie, jak będzie wyglądał nasz świat. Być może, że faktycznie androidy będą żyły wśród ludzi. Być może teleportacja będzie możliwa. Być może pamięć będzie można wszczepiać, albo wymazywać niemiłe wspomnienia. Być może nasze domy będą w pełni zautomatyzowane, a otaczająca nas elektronika będzie reagowała na nasz głos.

Moja fascynacja wszechświatem objawia się również tym, że coraz śmielej sięgam po fantastykę. Muszę nadrobić zaległości i obejrzeć kilka filmów. Muszę sięgnąć po kilka książek.
„Łzy w deszczu” hiszpańskiej pisarki Rosy Montero to znakomity kąsek dla takich, jak ja. Nie dość, że jest to powieść science fiction, to dodatkowo znajduję tu elementy utopii, których nie powstydziliby się Zamiatin i Orwell.

Tytuł książki nawiązuje do znakomitego filmu Ridleya Scotta „Łowca androidów” (mającego już 30 lat!) i poprzez symbolikę dotyka ważnych treści.  Czy w strugach ulewnego deszczu można dostrzec łzy spływające po policzku kogoś nieszczęśliwego? Łzy znikają w czasie bez śladu. Tak samo znikają ludzie, umierają i w perspektywie wieczności wszechświata są jak łzy, niewidoczne w deszczu. Świadomość niestałości i kruchości życia boli. Rodzimy się ze świadomością śmierci. Ten maleńki odcinek czasu, który został nazwany życiem, to nic innego jak spadająca łza. Wszechświat nie liczy tych łez, nie dostrzega ich wcale. Ale to nie znaczy, że mamy nie doceniać życia, wręcz przeciwnie. Tylko dlaczego nie cieszymy się z każdej upływającej minuty?

Bruna Husky, replikantka bojowa, odlicza dni do swojej śmierci. Nie potrafi powstrzymać w umyśle tej okropnej wyliczanki. Została stworzona przez ludzi, ale nie będzie żyła tak długo jak ludzie. Maksymalna długość życia replikanta wynosi 10 lat. Replikant rodzi się jako dwudziestopięciolatek i umiera około 10 lat później.  Brunie zostało 4 lata, 3 miesiące i 21 dni. W tym momencie ją poznajemy.

Rosa Montero powołała do życia wrażliwą i delikatną istotę, która tylko ukrywa się w ciele replikantki bojowej. Bruna otrzymała od swojego pamięciarza (osoba tworząca pamięci replikantów) więcej niż umowne 500 scen z przeszłości. Otrzymała zdolność ludzkiej wrażliwości, szlachetności i co gorsza poczucia samotności i niesprawiedliwości.  Te cechy stały się dla niej ciężarem, który z bólem dźwiga.

Bruna Husky to główna bohaterka powieści „Łzy w deszczu”. Cała historia stworzona przez Rosę Montero kręci się wokół Bruny. Oto nagle w Stanach Zjednoczonych Ziemi replikanci zaczynają okazywać agresję wobec ludzi, dokonują publicznych morderstw i samobójstw. Na fali nienawiści przeciwko technoludziom coraz większą popularność zdobywa Partia Supremacjonistów, ugrupowanie rasistowskie, po cichu dążące do eksterminacji replikantów. Bruna z racji wykonywanego zawodu – jest detektywem – zostaje zaangażowana przez liderkę Radykalnego Ruchu Replikantów, do przeprowadzenia śledztwa, kto wszczepia replikantom śmiercionośne memorki (nielegalne sztuczne pamięci) i kto stoi za tymi morderstwami. Równoległe dochodzenie prowadzi inspektor Paul Lizard z Policji Sądowej. Bruna chcąc – nie chcąc zaczyna z nim współpracować. W miarę rozwoju wydarzeń życie Bruny zostaje zagrożone, staje się ona osobą podejrzaną, nie może nikomu ufać, a jej znajomość z inspektorem Lizadrem wydaje się dwuznaczna. W obliczu światowego kryzysu i narastającego napięcia pomiędzy ludźmi i androidami koniecznością staje się szybkie wyjaśnienie, kto ukrywa za tym niebezpiecznym spiskiem.

To streszczenie fabuły. Ta fantastyczna opowieść nie byłaby warta uwagi, gdyby nie wymowna symbolika zdarzeń, bogate tło i uniwersalizm przesłania. Rosa Montero w tej futurystycznej wizji przyszłości przemyciła sporo treści dotyczących kondycji moralnej człowieka. Nienawiść gatunku ludzkiego do replikantów przypomina aż nadto Holocaust Żydów. Ataki ludzi na pojedynczych replikantów przypominają ataki członków Ku Klux Klanu na ludność afroamerykańską w USA. Problematyka rasizmu i nietolerancji to ważny temat, który wydaje się w książce Rosy Montero czynnikiem determinującym fabułę. To ważna i piękna próba zwrócenia uwagi na rangę tego problemu.

Bruna Husky zyskuje od samego początku sympatię czytelnika, właśnie przez swoją wrażliwość i ogromną chęć życia, wręcz docenianie jego istoty. Wszyscy bohaterowie powieści hiszpańskiej pisarki wydają się autentyczni i pełnokrwiści. Ich portrety zostały nakreślone z pieczołowitością, dzięki temu świat roku 2109 wydaje się bliski i dobrze znany. Ludzie, ci sztuczni również, odczuwają te same emocje, które odczuwamy my. Ich problemy, pomimo zaawansowanej technologii, niewiele różnią się od naszych.

Przyznaję, że „Łzy w deszczu” to wartościowa lektura. Ukryta symbolika dodatkowo czyni z niej powieść, po którą naprawdę warto sięgnąć. Fantastyka, która w intrygujący sposób mówi o człowieczeństwie, wnosi w mój umysł więcej dobrego, niż martyrologiczne obrazy karykaturalnie i patetycznie pielęgnowane przez mądre głowy ze świata polityki, religii i nauki. Czyni mnie bogatszą wewnętrznie. Jeśli nie przekonuję was ja, to obejrzyjcie „Łowcę androidów” i powiedzcie, czy umierający w deszczu android nie jest bardziej człowieczy, niż niejeden z nas?

„Zaczęło padać. Po niebie przetaczały się ciemne chmury, a krople deszczu uderzały o smagane podmuchami wiatru szyby. Kiedyś Yiannis pokazał Brunie stary, kultowy film z XX wieku, w którym po raz pierwszy była mowa o replikantach. „Łowca androidów”. Film był dziwny i choć nie ukazywał androidów jako wrogów, to Brunę nieco zirytował: filmowi replikanci niewiele przypominali prawdziwych; byli głupi, schematyczni, dziecinni i agresywni. Nie wspominając już o pewnej blond replikantce, która niczym przegubowa lalka bez przerwy robiła salta. Niektóre sceny głęboko ją poruszyły. Bruna zapamiętała słowa, którymi przemówił przed śmiercią główny bohater, replikant, w strugach ulewnego deszczu: „Widziałem rzeczy, którym wy, ludzie, nie dalibyście wiary. Statki w ogniu sunące ku ramionom Oriona. Oglądałem promienie kosmiczne, błyszczące w ciemnościach blisko wrót Tannhausera. Wszystkie te chwile znikną w czasie jak łzy w deszczu. Czas umrzeć.” Po czym schylał głowę i po prostu umierał. Tak po prostu. Jak jakiś elektryczny sprzęt, nagle odłączony od prądu. Bez cierpień spowodowanych guzem. A jego mocne słowa idealnie odzwierciedlały niestałość życia… Tego delikatnego i pięknego drobiazgu, który znikał w czasie bez śladu. Replikant z „Łowcy androidów”  schylał głowę i umierał, a deszcz spływał mu po policzkach, zmywając jego ostatnie łzy.”

9 komentarzy:

  1. Wygląda na to, że Bruna niewiele zrozumiała z filmu R. Scotta - w sumie miała prawo nie była przecież człowiekiem a może po prostu nie oglądała właściwej wersji filmu (są 4). Nie ma żadnych wątpliwości, że androidy, których zabija Deckard to mordercy ale androidem jest też przecież Rachael, którą trudno nazwać głupią, schematyczną, dziecinną czy agresywną. Cóż, może po prostu obejrzała wersję przeznaczoną do kin w USA :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. wow, ale interesująco napisałas. Coraz większa chęć na przeczytanie tej książki. W ogóle Rosa Montero ciekawie pisze... jesli masz okazję sięgnij po wczesniejsze, już co prawda nie sci-fi ale mocno psychologiczne i z mądrymi przesłaniami.

    :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Być może nasze domy będą w pełni zautomatyzowane, a otaczająca nas elektronika będzie reagowała na nasz głos.

    Kusząca perspektywa w świetle niesłuchających się ludziów ;)

    A czytała Pani oryginalnego dickowskiego "Łowce"? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No i mówisz i mam :)

    "Łzy w deszczu" do mnie lecą, dziękuję Asiu za polecenie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. "Nienawiść gatunku ludzkiego do replikantów przypomina aż nadto Holocaust Żydów. Ataki ludzi na pojedynczych replikantów przypominają ataki członków Ku Klux Klanu na ludność afroamerykańską w USA."

    Niby tak. Ale ; ) Bruna na przykład się od tego odcina. To znaczy odcina się od czynienia z "replikantów" swego rodzaju religii. Odrzuca mitologizowanie statusu replikanta-wykluczonego, odrzuca martyrologię.
    Napiętnowanie przebiega (jak sądzę) w innym miejscu - każdy może zostać napiętnowanym, każdy może być odrzuconym. Bez względu na to, czy jest replikantem, obcym, człowiekiem. Kwestia tkwi w ideologii.
    Tak mi się zdaje.

    OdpowiedzUsuń
  6. MARLOW, nie byłabym tak ironiczna, po prostu każdy odbiera rzeczywistość na swój sposób.

    MARY, myślę, że przypadnie Ci do gustu. ;) Właśnie nie znam jej wcześniejszych książek, ale owszem, pisarka mnie zainteresowała.

    KRZYSIU, przecież i tak jesteśmy samotnymi wyspami. Nie czytałam tej książki, jakoś fantastkę traktowałam do niedawna po macoszemu.

    MARGO, mam cichą nadzieję, że będziesz tak wciągnięta w lekturę jak ja byłam. Choć to żadna ambitna pozycja, ma swój niezaprzeczalny urok.

    LUIZA, ja sądzę, że jednak Bruna identyfikuje się ze swoim gatunkiem i tym, co akurat się w świecie dzieje, ale nie oznacza to, że ma klapki na oczach, bo owszem, jest tolerancyjna (choć niektóre sytuacje musi przetrawić, zanim do nich dojrzeje).

    OdpowiedzUsuń
  7. Ironia faktycznie jest w pierwszym zdaniu, ale pozostałe są już na serio. Każdy kto oglądał film, wie że androidy, które zabija Deckard mają na sumieniu śmierć ludzi, których jedyną winą było to, że stanęli im na drodze. Żaden też z androidów nie miał cech, które przypisuje się im w książce Montero. Warto przeczytać i książkę Dick'a, o której wspomina Krzysztof i obejrzeć film. Wówczas rzeczywistość widziana oczami Bruny nie do końca okazuje się rzeczywista skoro oparta jest na niezrozumieniu roli jej "antenatów". Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. czytałam "Stąd do Tartaru" - mroczna bardzo, ale też wciągnęła niesłychanie...

    OdpowiedzUsuń
  9. Recenzja zrobiła na mnie ogromne wrażenie , nie słyszałam wcześniej o tej książce. A przecież jest w niej wszystko to co lubię.

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.