"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

piątek, 4 maja 2012

"Droga do Tarvisio" - Grzegorz Kozera

Mamy ten sam światopogląd. Podobne przypadłości i uzależnienia. Podobne pasje i antypasje. No prawie. Wiele nas łączy, ale i też coś dzieli. To nie tak, że jesteśmy jak dwie krople wody. Oboje nie znosimy naszego polskiego prawicowego piekiełka, łącznie z turystycznymi składanymi krzyżami.  Uciekamy od przeszłości, nie planując przyszłości. Walczymy z hipokryzją, zacietrzewieniem i znieczulicą, nadużywając czasami wszelkiego rodzaju inwektyw z wulgaryzmami na czele. Ale akurat to, to my oboje lubimy, lżej na duszy nam się robi, kiedy sobie rzęsiście porzucamy tym i owym mięsem na prawo i lewo. Prawo jazdy mamy. Kota nie mamy. Muzyki różnej słuchamy.  Hm, chyba oboje w pracy się wypalamy. Choć akurat ja nie w marketingu i nie podczas wymyślania haseł reklamowych dla produktów spożywczych, albo innego ustrojstwa.  Nie mogę powiedzieć, abym nie poczuła olbrzymiej sympatii do Grzegorza K. No, byłoby to nie w porządku wobec bohatera książki, ale i wobec autora. Oboje ukrywają się pod tym samym nazwiskiem. To z pewnością zabieg celowy i Grzegorz K. – pisarz, wymyślił bohatera noszącego jego imię przekornie i dwuznacznie.  Aczkolwiek, jak autor zapewnia, wszelkie podobieństwo jest przypadkowe. 

„Droga do Tarvisio” Grzegorza Kozery to powieść symboliczna i rozliczeniowa. Grzegorza K. odbywa samotną podróż przez Czechy, Austrię i Włochy; jedzie, być może ostatni raz w życiu, do Pragi, Wiednia, Tarvisio i Padwy. Miał jechać razem ze swoją ukochaną Matyldą, ale tak się nie stało.  Grzegorz K. jest dużym chłopcem, nie lubiącym ograniczeń kawalerem z odzysku. Jest mężczyzną grubo po czterdziestce borykającym się z problemami zdrowotnymi. Jest nieco sfrustrowany rzeczywistością.  Wstydzi się polskości za granicą, ma uprzedzenia do Niemców i Austriaków. Drażni go nieuzasadniony antysemityzm. Jest agnostykiem, uczulonym na nadgorliwość religijną, sam jednak ogromną ufność pokłada w łaskach świętego Antoniego. I, co najważniejsze, jest on człowiekiem uciekającym przed samym sobą, przed dojrzałością, przed miłością życia. Jego europejska podróż staje się swoistym katharsis, oczyszczającą drogą po prawdę, do której nie chciał się przyznać sam przed sobą.

Grzegorz Kozera napisał powieść dwuznaczną. Z jednej strony jedziemy wraz z bohaterem i poznajemy go w trakcie tej podróży. Dowiadujemy się skąd, gdzie, dlaczego i po co jedzie. W tej warstwie „Droga do Tarvisio” to świetna powieść drogi. Z drugiej jednak strony książka Kozery to powieść psychologiczna, bohater dokonuje swoistej wiwisekcji. To nie tylko rozliczenie z samym sobą, ale również z wizerunkiem Polaka za granicą. Oczywiście najistotniejszy jest moment olśnienia i takowy w życiu Grzegorza K. (bohatera) też następuje.

Autor nie omieszkał wprowadzić do książki swoich osobistych fascynacji literackich, muzycznych i kulturowych w ogóle. Dzięki temu „Droga do Tarvisio” zyskuje, choć oczywiście należy brać poprawkę, iż są to subiektywne fascynacje autora, nie każdy musi je podzielać.  Mnie osobiście zaskoczyła wnikliwa znajomość architektury Pragi, Wiednia czy Padwy. Ale może za punkt odniesienia stawiam swoją własną niewiedzę i stąd wiedza autora i umiejętne jej przekazanie jest dla mnie godna podziwu.

Przyznaję, że „Droga do Tarvisio” stanowiła znakomitą lekturę. Lubię ten typ humoru, lubię ironię, pod którą kryją się głębsze refleksje. Bo powieść Grzegorza Kozery to niebanalna satyra, która skrywa gorzką prawdę o naturze człowieka.

Też mam naturę samotnika. Stronię od ludzi, nie mam za wielu znajomych.  Dobrze się czuję sama ze sobą. Nie muszę śmiać się z dowcipów w ogóle nie śmiesznych, nie muszę rozmawiać o pogodzie i obiedzie. Nie muszę wysłuchiwać opowieści o zawartości pampersów.  Może to forma gnuśnienia i zgorzknienia, ale zdecydowanie wolę swój świat, niż tą nudnawą rzeczywistość dookoła mnie.  Literatura i muzyka to moja odskocznia od szarej banalności. Śmiało mogę powiedzieć, że „Droga do Tarvisio” zaskarbiła sobie moją sympatię. Bo to dobra literatura!

5 komentarzy:

  1. Niespecjalnie mnie ta książka intryguje...

    OdpowiedzUsuń
  2. Namówiłaś mnie do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moją sympatię również :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mnie zachęciłaś do zapoznania się z recenzowaną książką :) Kozerę poznałam do tej pory tylko jako poetę, zresztą właśnie dzięki Tobie :)
    Też jestem typem samotnika, znajomych mogę policzyć na palcach jednej ręki, jakoś nie mogę się wpasować w obraz współczesnego społeczeństwa, nudzą mnie płytkie rozmowy o niczym. Ciekawe czy bohater powieści zdobędzie i moją sympatię :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, twoja opinia o książce spowodowała, że ją przeczytałem.
    Tak, to dla dobra literatura, dla Polaka. Tzn. Polak łatwo ją czyta, Polak ją rozumie, jest taka osadzona w naszym polskim codziennym doświadczeniu. Ale czy ktoś, nawet Polak, który będzie ją czytał za lat, powiedzmy, 20 będzie wiedział o czym pisze autor? A ktoś z zagranicy, Polak lub Austriak, czy nie odbierze tej książki jako opis polskich niekonsekwencji? Z jednej strony wstydzimy się naszej religijności a z drugiej zawierzamy św. Antoniemu.
    Tak, Grzegorz K. jest Polakiem - skomplikowanym, niejednoznacznym i wewnętrznie sprzecznym, który sam nie wie czego chce ani jak to osiągnąć. W przeciwieństwie do Grzegorza K. Austriak wie, ale to Grzegorza K. mierzi. Jedyne czego Grzegorz K. jest pewny to to, że nie akceptuje Astriaków i niektórych innych nacji. Cała reszta w tej książce, polska reszta, to domysły.
    Tak, nic nie jest pewne w tym świecie.
    Tak, milczenie nie zawsze jest złotem.
    Ale czy ktoś, Polak czy Austriak, za 20 lat to zrozumie?

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.