"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

niedziela, 25 listopada 2012

"Szczęściarze" - Joanna Pettersson

„Szczęściarze” Joanny Pettersson to powieść piękna, ciepła i naładowana olbrzymią porcją optymizmu. Czytałam ją z radością i poczuciem, że oto trafiła mi się książka, która podpowiada, w którą stronę mam patrzeć, na co zwracać uwagę.

Powieść Joanny Pettersson to rozpisana na kilka głosów historia o przyjaźni, miłości, radości i życiu. To powieść traktująca o szczęściu, nieco sentymentalna i ckliwa, ale, o dziwo, potrafiąca wzruszyć i wprowadzić w dobry nastrój. Absolutnie daleka od naiwnego filozofowania i raczenia czytelnika wszelakimi mądrościami.

Czas i miejsce akcji, a jest to powieść przygodowa, determinują treść. Bo oto zostajemy przeniesieni w czasie jakieś 200 lat wstecz i oglądamy Europę w czasach Wielkiej Rewolucji Francuskiej i po niej. Francja, Szwajcaria i Polska – to kraje, w których rozgrywa się akcja. Bohaterami są przede wszystkim mężczyźni. Każdy z nich snuje opowieść o swoim życiu, a ich opowieści łączą się w jedną całość. Poznajemy historię pewnej arystokratycznej francuskiej rodziny, a dokładnie historię życia trzech męskich potomków rodu Saint-Pierre, którym los nie szczędził wyzwań i dramatów. Każdy nich jest na swój sposób napiętnowany. Daje się wyczuć jakieś dziwne fatum wiszące nad tą rodziną. Żadnemu z nich nie jest dane życie spokojne i sielskie. Jednakże tym, co ich łączy, jest pokora wobec życia, radość z najprostszych przyjemności, docenianie szczęścia, którego, mimo wszystko, los im nie skąpił. Ich historie uzupełniają się wzajemnie. Życie Feliksa Saint-Pierre determinuje życie jego syna Jeana, z kolei życie Jeana Saint-Pierre wpływa na życie Feliksa, jego syna, następnego z rodu. Odnosi się wrażenie, że wraz z genami ojcowie przekazują synom dar niezwykłego losu.

Mamy w „Szczęściarzach” wątek męskiej miłości przypominającej bardziej przyjaźń niż relacje homoseksualne. Historia Jeana i Bazila stanowi w dużej mierze punkt centralny powieści, to wokół niej dobudowane są opowieści o ojcu Jeana i jego synu. Mamy tu również wątek szaleństwa, ofiarą obłędu jest Feliks, najmłodszy z rodu Saint-Pierre. Mamy tu romantyczne wizje malarskie, sięganie po ludowe wierzenia. Mamy romantyczną miłość, paryskich uliczników i tułaczkę żołnierską. Europa XVIII i XIX wieku to wdzięczne tło do konstruowania fabuły. 

To, że snucie opowieści autorka powierzyła swoim bohaterom, jest ogromną zaletą. Dzięki temu historia widziana z kilku perspektyw wydaje się pełniejsza. Swobodne operowanie językiem, bez dodatkowej stylizacji, czyni opowieść przystępniejszą, nadaje nawet współczesny rys, ale to wcale nie odbiera jej na wartości.

No i ta wskazówka, o której wspomniałam na wstępie. Wskazówka dotycząca pojęcia szczęścia, którego definicji nie sposób sformułować. Każdy ma swoją własną definicję szczęścia. Każdy pragnie czego innego. Bohaterowie powieści Joanny Pettersson wbrew temu, co można by sądzić, to ludzie szczęśliwi. I wcale nie chodzi o to, że wychodzą z różnych opresji bez szwanku. Znaczenie ma ich pogoda ducha i wiara w dobry los.

Podobała mi się ta książka. Podobało mi się pełne szacunku wobec czytelnika konstruowanie fabuły, zaskakiwanie go i bawienie. Nie czułam żadnego znużenia, ani trudności w poruszaniu się po ówczesnej rzeczywistości. Podobało mi się ujęcie tematu, rozciągnięcie historii w czasie, oddanie głosu poszczególnym bohaterom.  Podobała mi się prostota przekazu i symbolika treści.  Podobało mi się połączenie literackiej fikcji i autentycznych historycznych wątków. I zwrócenie uwagi, że każdy człowiek zasługuje na szacunek i miłość, bez względu na pochodzenie i zapatrywania. 

Jeśli jesteście ciekawi, co wspólnego z powieścią Joanny Pettersson ma rzeźba „Ganimedes i orzeł” autorstwa duńskiego rzeźbiarza Bertela Thorvaldsena, musicie sięgnąć po „Szczęściarzy”. To taka moja mała dygresja i jednocześnie intryga.










(źródło foto: Internet)

2 komentarze:

  1. Dostałam informację o Pani blogu od Jarka C. Dla autora nie ma moim zdaniem większej nagrody niż dowiedzieć się, że sprawił choć trochę przyjemności czytelnikowi! Serdecznie Pani dziękuję w imieniu de Saint-Pierre'ów i reszty szczęściarzy, a szczególnie jestem wdzięczna za zwrócenie uwagi na "skulpturę z dużym ptakiem" :-)

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.