„Patrzyłem, jak szedł ulicą z walizką w ręku, żałosna postać – obraz odwiecznego rogacza i odwiecznego wielkiego kochanka. Bo czyż kobieta, którą kochał, nie należała do niego nieporównanie więcej niż do galerii głupich zdobywców? I co właściwie do nas należy? Po co tak wiele hałasu o rzeczy, które w najlepszym wypadku zostały nam tylko na jakiś czas wypożyczone; i po co tyle się mówi, że więcej lub mniej się posiada, wtedy gdy oszukańcze słowo „posiadać” znaczy tyle, co wziąć w objęcia powietrze?”
W jedną noc można przeżyć całe życie. Można doświadczyć skrajnych emocji, można dotknąć zakazanego owocu, można zniszczyć całą przeszłość jednym słowem. Można wzbudzić pożądanie, można wyjąkać cały ból nagromadzony przez lata w duszy. W jedną noc można zacząć nowe życie. Można też skończyć. Nigdy nie zdarzyło mi się, abym w jedną noc poznała człowieka. Abym dowiedziała się o nim wszystkiego. Abym czuła to, co on czuje. Abym rozumiała to, co on rozumie. Abym żałowała tego, czego on żałuje. Nigdy nie zdarzyło mi się wysłuchać historii czyjegoś życia w jedną noc. Ale wiem, że jest to możliwe. Wiem, że w jedną noc można zmienić się pod wpływem tego, co opowiadają nam inni. Jedna noc, niby krótki odcinek czasu, niewiele znaczący w perspektywie wieczności wszechświata.
Jednej nocy, niedługo przed wybuchem II wojny światowej, gdzieś w Lizbonie, niejaki Schwarz opowiada o swoim życiu przypadkowo napotkanemu mężczyźnie na nabrzeżu portowym. Nie prowadzi z nim żadnej gry, nie szantażuje go. Oferuje bilety na statek do Ameryki, ofiaruje ucieczkę z Europy, która ma za chwilę pogrążyć się w ciemnościach. Opowiada o tułaczce przez Europę, pobytach w niemieckich obozach, o wiecznej podejrzliwości, o trwodze o własne życie. Opowiada również o miłości do żony, z którą los w postaci hitlerowskich Niemiec, rozdzielił go. Opowiada o tęsknocie, potrzebie zobaczenia żony, a w końcu o wspólnej z nią ucieczce. Robi to w konkretnym celu. Oddaje własne wspomnienia i historię swojego małżeństwa na przechowanie innemu człowiekowi. Chce się oczyścić z przeszłości, zostawić w jedynej możliwej formie swoje życie, we wspomnieniach obcego człowieka. Obcemu będzie łatwiej pamiętać. Naznacza swojego słuchacza swoimi myślami, piętnuje jego pamięć, której ten do końca swojego życia się nie wyzbędzie. Schwarz wie, że los nie szczędził mu przykrości. Że los był tak brutalny, jak to tylko możliwe, że pozbawił go wrażliwości, jednocześnie każąc mu kochać olbrzymią miłością kobietę, która z czasem stawała się coraz bardziej obca, tajemnicza, cierpiąca i nieosiągalna.
Cóż takiego jest w książce „Noc w Lizbonie” niemieckiego pisarza Ericha Marii Remarque'a napisanej w 1962 r., że ja czytając ją dziś, 50 lat później, czułam się tak, jakbym siedziała również w nocnej knajpce w Lizbonie i osobiście słuchała opowieści Schwarza? Czy to zasługa pięknej narracji, melancholijnego tonu, a może poczucie obcowania z ludzką tragedią, która bez względu na okoliczności chwyta za serce? Remarque potrafi wzruszająco opowiadać o cierpieniach serca, o rozterkach targających ludzkimi duszami w obliczu okrucieństwa wojny. Jest w jego powieści romantyzm, ale bez sentymentalnych chwytów. Powiedziałabym nawet, że chłodnym głosem mówi o marności obietnic składanych sobie przez kochanków, poddaje w wątpliwość wierność i uczciwość, które powinny budować związek między dwojgiem ludzi. Ale nie widzę tu nihilizmu, bierności i pesymizmu. Remarque pisze o prawdzie, której często wolelibyśmy nie znać.
Chciałabym spędzić jedną noc z kimś, kogo dopiero poznałam. Chciałabym wysłuchać jego opowieści. Chciałabym sprawdzić siebie. Czy jest we mnie empatia? Czy czyjeś życie wpłynęłoby na moje? Czy zmieniłoby je? Chciałabym spędzić jedną noc w Lizbonie.
O tak, to piękna książka. Dawno temu czytywałam Remarque'a namiętnie... Ogromnie podobała mi się właśnie ta, oraz "Łuk Triumfalny" ...
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaczęłam "Łuk Triumfalny", czytałam go po raz pierwszy na studiach, dawno dawno temu. :) Znów chcę się zatopić w Paryżu, miłości Ravica i Joanny i calvadosie... :)
UsuńMasz rację. Remarque, który pisząc o wojnie używał prawie, że reporterskiego, suchego języka , który był niejednokrotnie dosadny, oddający niezwykle realistycznie to co się działo na niej potrafił wytworzyć w swych książkach niezwykle nastrojową, przepełnioną uczuciem atmosferę. Trzeba przyznać, że był mistrzem.
OdpowiedzUsuń"Noc w Lizbonie" czytałam i jeszcze raz do niej wrócę, gdyż mam ją w biblioteczce jak i inne jego książki.
Tak, to co piszesz jest równie poruszające jak pewnie treści zawarte w książkach, filmach, które przeczytałaś, obejrzałaś, a po które ja raczej nie sięgnę. Pozostanę więc przy opisanych Twoich wrażeniach. Na razie mi to wystarczy. Dziękuję. :-)
OdpowiedzUsuń