„Była lekko wymazana, tak to czuła, wymazana niewidoczną dla innych gumką. Za młoda na takie zakłócenia, szukała po omacku przyczyn, sondowała raczej emocje niż biologię mózgu. Przecież ukończyła z wyróżnieniem kursy zarządzania stresem i emocjami, miała nawet certyfikat w zakresie horyzontalnych przesunięć emotywnych. A teraz? Była jednym z coraz liczniejszych przypadków, weszła w pełni życia, w samym środku dnia w coś, na co do niedawna narzekali starcy. Granica tak cienka, proces tak powolny, symptomy tak łagodne, że wyglądało na banał.”
„Na krótko” Ingi Iwasiów to cudownie senna i delikatna proza. Powieść napisana przez kobietę, ale w ogóle nie kobieca. Pozbawiona sentymentalnych rachunków sumienia. Pozbawiona ckliwych prób zatrzymania młodości. W przeciwieństwie do książek pisanych przez mężczyzn, którzy weszli w tzw. kryzys wieku średniego (choćby czytani przeze mnie ostatnio: Ziemkiewicz, Lisicki), w książce Ingi Iwasiów nie ma rozdrapywania ran tego kryzysu. Został on ubrany w gorset pełen zaskakujących ozdobników. Choć książka pisarki raczej do wesołych nie należy. To nieco duszna proza, zmuszająca do powolnego czytania, do zatrzymywania się, by złapać trochę świeżego powietrza. Ale to absolutnie wyjątkowa proza. Świat wykreowany przez Ingę Iwasiów wydaje się znajomy i obcy jednocześnie. Bohaterowie sprawiają wrażenie ludzi mieszkających za ścianą i jednocześnie jakichś obcych, nie z naszych stron. Ciężko określić, o jakiej niedalekiej przyszłości jest tu mowa. Ta przyszłość wydaje się na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie jakaś dziwna, nieznana. Inga Iwasiów nie pisze kwiecistym stylem, nie stosuje błyskotliwych chwytów, by przyciągnąć czytelnika. Ona spokojnie przyzwyczaja do swojego tempa narracji. Brak tu porywającej akcji. Brak intrygujących historyjek. Fabuła jest dopieszczona, by nic ponad to, co autorka chce powiedzieć, nie wdarło się w nią. Oszczędna fabuła jednakże przyciąga. Zawłaszcza umysł czytelnika, by jak gęsta mgła przysłonić realny świat na zewnątrz. Wszystko jest tu jakby lekko rozmyte, rozmazane, przykryte cieniem.
Główni bohaterowie wydają się przeciętni i nie wyróżniający się z tłumu. Zarówno ci mający „lepsze” i bogatsze życie: Sylwia – pracownica Uniwersytetu i jej mąż Tomek – właściciel prywatnej firmy, jaki ci z niższych klas społecznych: Ruta – fryzjerka, jej mąż Kazik – też fryzjer, oraz brat Witek – bibliotekarz. Wobec jednych i drugich czujemy nieskrywaną sympatię, ale i wymowne współczucie. Cała powieść Ingi Iwasiów jest jakby jednym wielkim wyznaniem współczucia. Wobec życia, wobec upływającego czasu, wobec niespełnionych marzeń, wobec własnych kompleksów i słabostek. Dwie należące do innych światów kobiety: Sylwia i Ruta, spotykają się w tym samym momencie życiowym. Obie są na rozdrożu, obie rozpamiętują przeszłość i próbują zaadoptować się w teraźniejszości, w której wyraźnie czegoś im brakuje. Każda na swój sposób szuka motywacji do życia. Każda zmaga się z samotnością. Dla każdej praca jest celem i pretekstem do życia. Można porównywać obie kobiety, szukać różnic i podobieństw, ale ważniejsza jest łącząca je obie zależność. Zależność od czasu i miejsca, od przyzwyczajeń i natręctw, od lęków pielęgnowanych przez lata. Widoczna jest też zależność od mężczyzn. Obie niby są samodzielne, ale jest to pozorna samodzielność. Pisarka z równą pasją konstruuje postaci męskich bohaterów. Uwydatnia ich miejsce w świecie kobiety, ale czyni to – mam takie wrażenie – z lekką dozą ironii. Pokazuje mężczyzn szukających swojego miejsca w życiu, rozczarowanych zastanym tu i teraz, wyczuwalne jest też ich rozdarcie. Trudno orzec jednoznacznie, który z bohaterów powieści Ingi Iwasiów jest napiętnowany bardziej. Każdy swoje piętno nosi głęboko w sercu. Nad każdym wisi klątwa życia niepełnego, nieco wybrakowanego, „lekko wymazanego”.
Powieść „Na krótko” ma także wymowne tło historyczne. Akcja powieści dzieje się w państwie, które wystąpiło z Unii Europejskiej i w którym na nowo odkrywa się rodzimą tradycję i kulturę. To sprytny zabieg ze strony pisarki, aby zwrócić uwagę na bogactwo własnej kultury, która traktowana bywa po macoszemu. Nie jest to przytyk wobec wielokulturowości, czy kulturom innych narodów. Jest to raczej rodzaj długu, który pisarka ma do spłacenia. To także wyjątkowy hołd oddany czasom i zwyczajom, które dane jest nam właśnie przeżywać, a które za kilkadziesiąt lat mogą śmieszyć i wzbudzać łezkę w oku.
Jestem pod wrażeniem stylu Ingi Iwasiów. Dawno nie czytałam tak stylowej powieści. Bardzo dobrej powieści!
:)
OdpowiedzUsuńIntrygujące.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Od dawna mam ochotę zabrać się za Iwasiów... Może po Twojej recenzji w końcu się do niej przekonam!
OdpowiedzUsuńCzytałam "Bambino". Na początku byłam zachwycona, ale pod koniec czułam się nieco znużona. Trochę mnie męczył język powieści i to. że na końcu była nieco przegadana. Po twojej rekomendacji będę pamiętać, żeby przekartkować tą powieść przy okazji i może skuszę się raz jeszcze.
OdpowiedzUsuńnie wiem czemu, ale wiedziałam, że ta recenzja się TU pojawi:) czytałam Na krótko i myślałam sobie "ciekawe, czy M. już czytała, czy jeszcze przed nią?"
OdpowiedzUsuńDla mnie ta książka jest przede wszystkim (choź pomijam fakt, że nastawiałam się na coś innego - jak to jeden fragment przeczytany w prasie może zmienić odbiór książki!) o dzisiejszych czasach! o tym, jak nie umiemy się porozumieć, o tym, że ten inny kraj, inny jezyk ... to wszystko się dzieje tu i teraz. a nam wydaje się, że żyjemy w bajce (proszę, proszę jak łatwo omamić człowieka, i jak sami siebie oszukujemy!) choć tak właściwie to żyjemy już w ekstremalnie pogmatwanym świecie!;/