„Im dłużej żyjemy, tym dłuższy cień rzucają ściany naszego więzienia.”
Ostatni raz powieść Harukiego Murakamiego czytałam w październiku 2010 r. i od tamtego czasu wiele się zmieniło. Szczególnie we mnie. Dziś, będąc właśnie po lekturze „Przygody z owcą”, uświadomiłam sobie, że gdzieś po drodze zniknął, ulotnił się tamten zachwyt nad prozą japońskiego pisarza. Dziś już tego nie odczuwam, osłabło zauroczenie. „Przygoda z owcą” nie robi na mnie wielkiego wrażenia. Nie spływają na mnie te, charakterystyczne podczas lektur powieści Murakamiego, dziwne emocje, nie czuję literackiego podniecenia. Było, minęło.
Nie chodzi o to, że coś prozie Murakamiego się zmieniło. Coś zmieniło się we mnie. Nie potrzebuję już tej magii, tego pierwiastka fantastyczności, styku dwóch światów (żywych i umarłych). Irracjonalność fabuły nie bawi mnie tak, jak kiedyś. Co gorsza, dostrzegłam, że Murakami to doskonały grafoman, bazuje on na tych samych schematach i chwytach literackich. Udziwnia swoje opowieści czerpiąc wciąż z tej samej studni. Notabene w jego powieściach studnia urasta do rangi symbolu.
Pod względem artystycznym „Przygoda z owcą” jest banalną powieścią, choć fabułę ma wciągającą, to muszę przyznać. Ale to chyba też charakterystyczny element powieści Murakamiego. Im dziwniejsza fabuła, tym większy stopień wciągnięcia czytelnika. Nie będę pastwić się jednak nad książką. Bo, prawdę mówiąc, to dobre czytadło. Ale muszę powiedzieć, z ogromnym bólem, że nie poczułam dziwnego tąpnięcia w moim sercu, nie doszło do żadnej zawieruchy w moim umyśle. A tego od prozy pana Murakamiego wymagałam.
Fabuła, w porównaniu z innymi powieściami Harukiego Murakamiego, wydaje się mało rozbudowana. Brakowało mi tej wielowątkowości, do której mnie przyzwyczaił. Brakowało mi wyrazistych bohaterów. Motyw poszukiwania, też przecież charakterystyczny dla jego prozy, w „Przygodzie z owcą” nie został rozwinięty tak, jak w innych powieściach. Postać głównego bohatera wydała mi się jakby naszkicowana i nie dokończona. Gdzieś kiedyś czytałam, że najpierw należy przeczytać „Przygodę z owcą” a potem „Tańcz, tańcz, tańcz”, ponieważ w obu powieściach pojawiają się te same postaci i wątki. Ja akurat czytałam odwrotnie i nie uważam, że konieczność czytania we wspomnianej kolejności ma jakiś sens. Owszem, pojawia się ten sam Hotel Pod Delfinem, jest również Człowiek-Owca, ale histerie opowiedziane w obu powieściach są różne. Te same są naturalnie potrzeby, które kierują bohaterami: poszukiwanie siebie, poszukiwanie sensu życia, doświadczanie prawdy o sobie, zmaganie się z samotnością, wyalienowaniem…
„Możemy błądzić bez celu po krainie przypadkowości. Tak samo jak skrzydlate nasionka niektórych roślin są przenoszone przez kapryśny wiosenny wiatr.
Ale można też uważać, że w ogóle nie istnieje żadna przypadkowość. To, co się już zdarzyło, najwyraźniej się już zdarzyło, a to, co się nie zdarzyło, najwyraźniej się nie zdarzyło. Czyli jesteśmy tylko chwilowym bytem uwięzionym pomiędzy „niczym” przed nami i „wszystkim” za nami i nie ma tu ani przypadkowości, ani prawdopodobieństwa. Między tymi dwoma poglądami nie ma właściwie dużej różnicy. To tak jakby nadać tej samej potrawie dwie różne nazwy (dotyczy to zresztą większości przeciwstawnych poglądów).”
W „Przygodzie w owcą” szczególnie końcowe fragmenty książki zainteresowały mnie mocniej. Podróż w góry, którą odbywa bohater w poszukiwaniu przyjaciela i owcy z łatą w kształcie gwiazdy, została opisana niezwykle plastycznie. Podobał mi się ten nastrój i elementy grozy. Miałam nawet wrażenie, że oto czytam sceny, które śmiało można by sfilmować i powstałby kolejny przeszywający umysł japoński horror.
Murakami, mimo wszystko, mnie intryguje. Niewątpliwie dobrze wie, jakich zabiegów dokonać na opowiadanej historii, aby zaczarować czytelnika. Tyle, że chwyty czasami są naprawdę tanimi i banalnymi. „Przygoda z owcą” nie wyróżnia się szczególnie spośród innych jego powieści. Tu także związek przyczynowo-skutkowy historii ma podłoże fantastyczne. Trudno doszukiwać się w powieści głębszego sensu. O ile w ogóle można mówić o logice w powieściach Murakamiego.
Owszem, po skończonej lekturze, zastygłam na moment w literackim stuporze. Ale o co tu chodzi? Kim lub czym jest owca, która wchodzi w człowieka? Jakim cudem może ona sterować umysłem i działaniami człowieka? Ta nierealność, czy wręcz absurdalność fabuły zdumiewa.
Sądzę, że w poszukiwaniu swojej własnej drogi życiowej, w refleksjach, jakie pojawiają się w umysłach wrażliwych ludzi, są o wiele piękniejsze wskazówki. Murakami mąci w głowie. Fakt, że jest cwany i robi to czasem niezwykle przejmująco. Fakt, że jego bohaterowie są „nierealnie przeciętni”. Chyba jednak muszę oddać szacunek temu Japończykowi. Szacun!
zabieram się za czytanie, sprawdzę, czy zachwyt opada także we mnie. Jak narazie czytam 'ani z widzenia, ani ze słyszenia' Amelie Nothomb... zobaczymy...
OdpowiedzUsuńOj, tak. Murakami mąci (w głowie, w literaturze...).
OdpowiedzUsuńPrawie po dwóch latach przerwy Murakami... hm, ciekawe to doświadczenie, zwłaszcza w przypadku takich pisarzy jak on.
Grafoman doskonały? Hm. Wiesz, że ja się na podobnych odczuciach łapałam, ilekroć czytałam jego książki (zwłaszcza w przypadku tych krótszych, minipowieści). I nadal nie jestem pewna, ile w tym sprytnej taktyki, wpływu współczesności, a ile grafomaństwa.
Czasami zdaje się, że to książka wybiera czytelnika, którego potrzebuje i który jej potrzebuje. Później czar pryska.
A mnie "Przygoda..." zwyczajnie znudziła. Grafoman z Murakamiego doskonały, ale czy mąci? Na pewno nie mi w głowie. Nie podobał mi się główny bohater, który jest młody i już zmęczony życiem.
OdpowiedzUsuńMomenty ciekawsze i dość śmieszne były i owszem, ale to za mało jak dla mnie. To była ostatnia książka Murakamiego jaką przeczytałem. Zmęczył mnie w niedobry sposób.
czytałam tylko jedną książkę tego autora i nie powalił mnie na kolana, może dam mu jeszcze szansę, ale raczej nie tak szybko :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGrafoman! Wyjęłaś mi to z ust:) Ja jestem na całej linii zawiedziona;/
OdpowiedzUsuńKiedyś zastanawiałam się czy ten pan ma w ogóle talent?;/ Czy nie bazuje na stworzonym przez siebie (?) schemacie dopisując do niego (zmieniając) tylko bohaterów, zdarzenia .... niby tak robią wszyscy autorzy (taki ich styl) ale u Murakamiego drażni mnie to szczególnie;/
aaa to jest TA!?:)
OdpowiedzUsuńJa mam jak Charlie. Szczegóły TU :)
OdpowiedzUsuńCo czytelnik, to opinia inna. Mnie "Przygoda" bardzo się podobała, Człowiek -Owca zaintrygował, motyw poszukiwań wciągał...
OdpowiedzUsuńReszta jego książek (oprócz "Kroniki...") przeleciała przeze mnie nie pozostawiając żadnego śladu.
Miałam bardzo podobne odczucia podczas lektury co Ty. Banalność tej opowieści mnie zaskoczyła, "Tańcz, tańcz, tańcz", którą przeczytałam zaraz potem była nieco lepsza (więcej wątków, choć i tak obie książki można by skrócić o jakieś 150-200 stron każdą). Właściwie nie wiem, czemu "Przygoda z owcą" powstała, mam wrażenie, że to całkowicie zbędna książka. Sama magia niczemu nie służy, a dla mnie ta historia nie była nawet wystarczająco wciągająca. Owszem, przeczytałam, ale zauważyłam, że dla mnie Murakami to jednak autor dwóch książek, nie więcej. Za to te dwie są niezwykłe.
OdpowiedzUsuń