"Czytanie jest nałogiem, który może zastąpić wszystkie inne nałogi lub czasami zamiast nich intensywniej pomaga wszystkim żyć, jest wyuzdaniem, nieszczęsną manią."

"Malina" Ingeborg Bachmann

poniedziałek, 10 listopada 2008

"Elegia"


Zastanawiam się jak wyrazić swoje wrażenia po obejrzeniu „Elegii” w reżyserii Isabel Coixet. Dziwny to film. Zupełnie niepotrzebnie reklamowany, jako ekranizacja znanej i kontrowersyjnej powieści Philipa Rotha „Konające Zwierzę”. Bo ja żadnej kontrowersji nie zauważyłam. Ale może to rzecz gustu i pruderii. Związki między kobietą i mężczyzną, w których jest spora różnica wieku zupełnie mnie nie szokują, tym bardziej nie nazwałabym ich kontrowersyjnymi. Ale może chodziło o kontrowersję związaną z fascynacją seksualną, jakiej doświadcza dojrzały, starszy mężczyzna wobec pięknej młodej studentki? To też nic nowego. Jak świat światem takie pożądanie jest dość powszechne i chyba normalne.
Filmu nie można nazwać rewelacyjnym, nie jest obrazem oryginalnym ani też nie zasługuje na aż takie zainteresowanie, jakie się wokół niego zrobiło. Ale cóż znaczy komercja i reklama! Pewnie nie wzbudzałby takiego zainteresowania, gdyby nie para aktorska: Penelopa Cruz i Ben Kingsley. Jakby nie było świetni aktorzy, lubiani i cenieni. Jednakże w tym filmie wypadli dość blado, ale to chyba nie ich wina, ale wina scenariusza i tematu filmu. Bo sztuką jest zrobić naprawdę świetny film o miłości.

„Elegia” ma dość prostą fabułę. Znany krytyk teatralny, wkładający literaturę na uniwersytecie poznaje piękną Kubankę Consuelę. Jest oszołomiony jej urodą fizyczną, pożąda jej, staje się zazdrosny i zaborczy. Jednakże to nie jest miłość, bynajmniej na początku ich znajomości. To związek oparty na namiętności i pożądaniu seksualnym. Ona zaczyna traktować ten związek poważnie. Nie boi się różnicy wieku. On całe życie uciekający przed miłością, wpada w jej sidła. Fascynacja erotyczna przeradza się w miłość, której ten dojrzały mężczyzna nie potrafi sprostać. Boi się różnicy wieku, boi się litości, boi się prawdziwego życia. Rani Consuelę nie pojawiając się na ważnym dla niej spotkaniu rodzinnym. Dopiero, gdy ona znika z jego życia, uzmysławia sobie, kim dla niego ona była. Życie bez niej stanie się dla niego cierpieniem. Spotkają się ponownie po kilku latach w dość przykrym momencie, oboje czując, że nie tak powinien potoczyć się ich wspólny los. Czy będzie za późno na naprawienie błędów? To pozostaje niedopowiedziane. Można sobie zadać pytanie, czy ich miłość miałaby szanse na przetrwanie?

Film pozostawia pewien niesmak. Zbyt dużo w nim tkliwych scen rodem z harlequina. Zbyt częste sceny erotyczne są pozbawione smaku. Choć widok nagiej Penelopy Cruz pewnie nie jednego przyciągnie do kina. Ale przecież nie to powinno być magnesem. Historia opowiedziana została płytko, nawet kilka scen mających pewną głębię i refleksję nie wyciąga filmu na wyżyny.
Nie umiem dokładnie powiedzieć, czy film mi się podobał. Długo się nad tym zastanawiałam. W momentach refleksyjnych pojawiało się zbyt dużo płytkich treści.

A już do pasji doprowadzała mnie reakcja widowni w kinie, która śmiała się, kompletnie nie czując głębi. Nie wspomnę o widzach, którzy przyszli do kina najeść się popcornu, szeleszcząc przy tym niemiłosiernie lub napić się napojów gazowanych, bo co chwilę słyszałam znamienne syczenie odkręcanej butelki. Polacy do kina nie chodzą na filmy!

Nie wiem, jaka jest książka Philipa Rotha. Nie czytałam jej i pewnie nie przeczytam. A film? Film warto obejrzeć, by się przekonać, że na reklamowane filmy do kina nie warto chodzić. Lepiej poczekać, aż dvd zostanie dołączone do jakiejś babskiej gazetki. Przynajmniej w domu nie miałabym do czynienia z popcornem i colą...

7 komentarzy:

  1. Dlatego wlasnie ja ponad wszystkie kina przedkladam kontakt z filmem w domu, w kinie wszystko mnie rozprasza, tylko w domu moge sie porzadnie skupic.
    Zastanawialam sie, czy wybrac sie na ten film, ale wlasnie ta historia mnie malo zainteresowala. Bo ja rowniez nie widze w niej nic kontrowersyjnego, raczej banal nad banaly. Obawialam sie takze tego o czym piszesz - ze zostanie ona potraktowana plytko, po hollywoodzku, a nie trawie powielania schematow i poruszania sie zaledwie po powierzchni czegos, czemu mozna nadac glebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kilka tygodni temu zastanawiając się na co pójść do kina trafiłam na "Elegię" jednak przeczytawszy recenzję, zobaczywszy kto tam gra zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem plusem nie jest tylko i wyłącznie znana obsada. Po zastanowieniu nie zdecydowałam się na niego i widzę,że dobrze zrobiłam. Najwyżej jak kiedyś mi wpadnie w ręce to obejrzę na dvd:)
    Niestety czasami się tak zdaża,że film zdobywa popularność tylko i wyłącznie dlatego,że ten/ta aktor/ka występuje w nim...
    Co do zachowań w kinie jest różnie. Czasami rzeczywiście wiele osób hałasuje jedząc popcorn czy popijając colę lub szleszcząc jakimiś papierkami. Jednak ostatnio wybieram się do kina w środku tygodnia o takiej porze,że jest mało osób:) Raz myśleliśmy już z moim chłopakiem,że będziemy sami w sali jednak przyszedł jeszcze 1 chłopak:) Ach no i ostatnio pośród rzędów można wyczuć było zapach piwa a tam zerknąwszy zobaczyliśmy rzuconą puszkę po nim:/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś już kolejną osobą, którek tej film nie zachwycił. Ja jednak obejrzę go, kiedy się pojawi na dvd, żeby wyrobić własną opinię.
    A co do zachowania w kinie - to niestety standard. Pamiętam jak byłam kilka lat temu na "Pasji" i kilka(naście?) osób zachowywało się, jakby na ekranie wyświetlali "American Pie". Dlatego też jestem za chodzeniem do kina w środku tygodnia - ludzi mniej, a bilety tańsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja rzadko chodzę do kina, na co składa się wiele czynników, ale nie czas i miejsce na to... Chciałabym tylko rzec, że dzisiejsze kino to nie to samo co kiedyś - nad czym ubolewam i wybieram seans w zaciszu własnego domu...

    Co do filmu - chcę obejrzeć i obejrzę - chociażby po to, aby wyrobić sobie własne zdanie :) i skonfrontować je z Twoim. Ale na pewno nie w kinie, nie tam...

    OdpowiedzUsuń
  5. czytając twoją opinię o tym filmie chyba sobie odpuszczę. NAjłatwiej jest powiedzieć, że coś jest kontrowersyjne, bo np istnieje różnica wieku między partnerami i od razu czekać na tłumy w kinie. Był taki czeski film "Nuda w Brnie", który w Polsce był wyświetlany pod tytułem "Sex w Brnie". why??? :)
    W weekend oglądałam "Meduzy"- polecam! i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. bylam widzialam, ksiazke czytalam i szybo o sprawie zapomnialam bo tak powaznie to nie ma sie nad czym pochylac.w filmie nie ma kilku scen, ktore mozna podkreslam mozna ale nie trzeba odebrac jako kontrowersyjne bo tak naprawde co dzisiaj jest kontrowersyjne? mnie nie zbulwersowalo w ksiazce nic, w filmie tak samo. poruszaja mnie juz na szczescie inne rzeczy niz seks w rozpustnym wydaniu...pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Coś mam przeczucie, że bym miał podobną opinię o tym filmie. Jakoś temat sam narzuca pewną trudność w zrealizowaniu czegoś ponadprzeciętnego i wątpię, czy autorom udało się sprostać zadaniu. Ale kiedyś pewnie obejrzę ;)
    A co do końcówki, to Polacy są przerażająco nieświadomi na co chodzą do kina. Stąd też się biorą co niektóre durne tłumaczenia tytułów, lub kampanie reklamowe, które mają na celu zachęcić rzesze nie świadomych na dany seans. Tak jak w tym przypadku - 'kontrowersyjne?? To idę.' Tak, Polacy chodzą zdecydowanie do kina. Nie na film.
    Sam się ostatnio niezmiernie irytowałem na Max Paynie. Takiej hołoty to dawno nie widziałem :|

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

W związku z olbrzymią ilością spamu komentowanie jest możliwe tylko dla osób posiadających konto Google.