Przede wszystkim winna jestem pewne wyjaśnienie. W poprzednim poście napisałam, że w 2008 roku nie wydarzyło się nic szczególnego. I pochwaliłam się pewnym osobistym osiągnięciem. Mąż zwrócił mi uwagę, że jest to sprzeczne i że zapomniałam o czymś bardzo ważnym. Muszę przyznać mu rację. To, że zaakceptowałam samą siebie i uwierzyłam w swoją atrakcyjność jest bardzo ważne. Więc nie powinnam pisać, że nie wydarzyło się nic szczególnego. To raz! Dwa: Przecież w 2008 roku zaczęłam prowadzić bloga. Według męża blog i związane z nim działania pochłaniają mnie w dużym stopniu, stało się to dla mnie czymś w rodzaju pasji. O tym też zapomniałam. A przecież, miedzy innymi, pisanie i dzielenie się swoim punktem widzenia świata na łamach bloga pozwoliło mi dojrzewać i poznawać samą siebie. Może to trochę smutne, ale długo brakowało mi w życiu pewności siebie. Teraz znam swoją wartość. To blog sprawił, że nabrałam tej pewności. Przyznam się, że zrobiło mi się bardzo miło, gdy dowiedziałam się, że mąż z dumą mówi znajomym o moim blogu.
To w ramach wyjaśnienia.
To w ramach wyjaśnienia.
A teraz kilka zdań w ramach podzielenia się wrażeniami z obejrzanych w Sylwestra i Nowy Rok filmów.
„Pojedynek” zrobił na mnie duże wrażenie. Genialny scenariusz Harolda Pintera (zmarłego niedawno noblisty), genialny film skupiający się nie na treści, ale na formie. Świetna gra obu panów, Jude Law i Michael Caine zagrali rewelacyjnie. Pojedynek między dwiema wyrazistymi i przebiegłymi osobowościami. Młody aktor Milo Tindle i starzejący się autor poczytnych kryminałów Andrew Wyke toczą bój o kobietę. Tylko czy tak naprawdę jest to bój o kobietę? Starość, dojrzałość, spryt i przebiegłość przeciwko młodości, zwinności i błyskotliwości. To pojedynek pełen zaskakujących i trzymających w napięciu scen. To pojedynek na słowa i czyny. Dopełnieniem intrygującej gry dwójki aktorów są nowoczesne wnętrza domu, które stają się niejako trzecim aktorem. Nowoczesność jest tu ascetyczno–psychodeliczna. O wartości tego filmu stanowi jego forma. Należy się skupić na pasjonującej grze dwóch bohaterów, jedynych postaci występujących w filmie. Film jest pozbawiony jakichkolwiek efektów specjalnych, nie ma w sobie nic z kina hollywoodzkiego. Jest spokojnym, choć trzymającym w napięciu thrillerem, który przez niecałe półtorej godziny przyciąga uwagę i nie pozwala oderwać wzroku od pasjonującej gry Juda Law i Michaela Caine.
„Ktoś całkiem obcy” to także thriller, z tym, że to typowa hollywoodzka bajka dla dużych dzieci. Ja obejrzałam film do końca, ale mąż w połowie zwątpił i oddał się lekturze książki. A gdy po filmie podeszłam do niego i zapytałam: zgadnij, kto zabił, mąż po chwili zastanowienia trafił w dziesiątkę, co tylko potwierdza tezę, że ten film to typowe hollywoodzkie kino łatwo przewidywalne i nieskomplikowane w treści. Ktoś zabija kobietę i dziennikarka śledcza Rowena Price (Halle Berry) postanawia dopaść zabójcę. Pomaga jej w prywatnym śledztwie młody współpracownik, zresztą zakochany w niej po uszy Miles Haley (Giovanni Ribisi). Scenariusz niby banalny, ale film ogląda się przyjemnie, może to zasługa uroczej Halle Berry. Zaskoczeniem może być zakończenie filmu, choć powinniśmy się już przyzwyczaić, że w filmie amerykańskim zakończenie z reguły nie jest wyszukane, a mordercą okazuje się osoba, która cały czas nam śmiga na ekranie i robi wrażenie pozytywnego bohatera. Nie jest to pewnie wielkie kino, ale zdecydowanie wolałam oglądać to, niż sylwestrowy program nadawany w tv. No i przypomniałam sobie, że Giovanni Ribisi zagrał kiedyś razem z Cate Blanchett w świetnym filmie pt. „Niebo”, na podstawie ostatniego scenariusza Krzysztofa Kieślowskiego i Krzysztofa Piesiewicza.
„Kochanice króla” zachwalano i zachwalano, więc w końcu obejrzałam ten film. Ostatnio lubimy z mężem oglądać filmy historyczne i kostiumowe, bo bynajmniej nie mamy do czynienia z absurdalnie nierealnymi historiami. Nie będę się długo rozwodzić nad tym filmem, podobał mi się i już. Pokazał bardzo trafnie i sugestywnie politykę wewnątrz dworu królewskiego, walkę o przychylność i względy króla, chytrość i przebiegłość rodów pragnących podwyższyć swoje wpływy na dworze. Spokojna i ciepła Maria (Scarlett Johansson) oraz zachłanna i chytra Anna Boleyn (Natalie Portman) mające pozyskać względy króla, są zabawkami w jego rękach. Tyle, że ta zabawa nie kończy się dobrze, przynajmniej dla jednej z nich. I pomyśleć, że pożądanie kobiety doprowadziło do rozłamu Anglii z Watykanem. Jak bardzo ludzkie ułomności potrafią mieć wpływ na historię i losy całego kraju. Obie aktorki wcielające się w postacie sióstr Boleyn zagrały znakomicie, choć może nieco zbyt współcześnie. Nie potrafię się oprzeć tej krytyce i często zauważam, że współczesność jest za bardzo widoczna w filmach historycznych, czy to w zachowaniu, czy to w języku. Ale to chyba bardzo trudne pozbyć się cech współczesnego świata i wczuć się w postaci z epoki średniowiecza czy renesansu.
Samoakceptacja i zdobycie wiary w siebie to bardzo bardzo dużo. Gratuluję :) I życzę szczęścia na nowy rok
OdpowiedzUsuńNo, naprawdę - powinnaś się wstydzić, że zapomniałaś o tak ważnym wydarzeniu - jak pisanie bloga ;) Te blogi mają magiczne działanie, dobrze, że zdecydowałaś się go pisać, bo nie dość, że zrobiłaś w ten sposób tyle dobrego dla siebie, to jeszcze sprawiasz swoimi wpisami przyjemność nam - swoim koleżankom-czytelniczkom ;)
OdpowiedzUsuńZ opisanych filmów znam tylko Kochanice króla i po obejrzeniu byłam nimi zachwycona! A "Pojedynek" muszę obejrzeć, skoro tak polecasz!
Z opisywanych przez Ciebie filmów widziałam tylko "Kochanice króla" i również mi się podobały. Henryk VIII i jego żony to dosyć filmowy temat :) A oglądając plakat "Pojedynku" Jude Law w długich włosach przypomina aktora z House'a :)
OdpowiedzUsuńPojedynek jest faktycznie znakomitym filmem. Nigdy nie widziałem pierwowzoru z 1972 ('Sleuth', Laurence Olivier i Michael Caine), ale wpisałem go już na listę oczekujących. Zgadzam się również, że 'Ktoś całkiem obcy' jest dość sztampowym thrillerem, chociaż ja osobiście zakończenia nie odgadłem. Oglądam wszystko z Willisem, czasem trafiają się filmy słabsze, jak ten właśnie. 'Kochanice króla' przede mną, ale nie spieszy mi się. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
OdpowiedzUsuńzadnego z filmow nie widzialam, ale gratuluje wiekszej wiary w siebie. mysle ze blog sporo daje, kiedys pisalam na innym portalu przez ponad 4 lata i faktycznie sporo mi to pomoglo jesli chodzi o samoakceptacje. to wielki krok. oby tylko nic jej nie zachwiało. tego Zycze.
OdpowiedzUsuńto się cieszę, że i Tobie się kochanice króla podobały. Czy Ty oglądałaś "Elżbietę"?
OdpowiedzUsuńhttp://chiara76.blox.pl/2008/11/Elzbieta-I-Rez-Tom-Hooper.html
jeśli nie, to to pozycja obowiązkowa. Wyszła właśnie co na DVD, więc powinnaś znaleźć. O, to film, który jest zagrany cudownie i na pewno nie współcześnie.
*Danielu, ja też nie widziałam pierwowzoru "Pojedynku", czytałam tylko o tym, że Michael Caine zagrał wtedy tę drugą rolę; to mysiało być dla niego fajne wyzwanie zagrać obie role w tym filmie.
OdpowiedzUsuń*Chiaro, "Elżbiety" nie widziałam, choć będąc ostatnio w BHV stałam przed tym filmem i nawet się zastanawiałam. Jednak postanowiłam teraz wziąć film o Francji, czyli przede mną "Maria Antonina" ;))
właśnie poluję na "kochanice króla" a dziś jesteś drugą lub nawet trzecią osobą która pisze o tym filmie, więc nie pozostało mi nic innego niż go w końcu obejrzeć.
OdpowiedzUsuńprzy okazji polecam "księżnę"
pozdrawiam
No jak moglas zapomniec o tak waznych sprawach jak uwierzenie w sama siebie i stworzenie bloga? No wiesz?! Slusznie teraz przyznalas, ze bylo to wazne. Przy czym ciekawe, bo mysle, ze stworzenie bloga niejednej z nas, blogowiczek, pomoglo bardziej siebie polubic. Znajdujemy swoja nisze, swoje czytelniczki-przyjaciolki (nawet jesli znajomosc nie wychodzi poza blogosfere), osoby nam zyczliwe, widzimy, ze komus chce sie czytac nasze przemyslenia i opinie dotyczace najrozniejszych rzeczy. To cenne i bardzo poprawia pewnosc siebie. Ciesze sie, ze stworzylas blog i ciesze sie, ze masz odwage z taka szczeroscia pisac o sobie, podziwiam to!
OdpowiedzUsuńPS. Dziekuje ogromnie za cudna kartke, ktora dzis do mnie przyszla! W mlodosci (dziwnie brzmi, jakbym teraz byla stara) uwielbialam Audrey Hepburn, nie moglas lepiej trafic :) Dziekuje za pamiec i mile slowa! Buziaki i usciski :*
widzę, Matyldo, że "wpadłaś" w filmy kostiumowe, jak i ja;) Maria Antonina miała wiele złych komentarzy a ja się na niej nie zawiodłam, mało tego, bardzo mi się ten film podobał i właściwie od niego zaczęłam oglądanie współczesnych filmów kostiumowych.
OdpowiedzUsuńTak więc czeka Cię na pewno przyjemna uczta dla oka, aczkolwiek serio mówię, Elżbieta do koniecznego obejrzenia!!!
Kurde z każdą przeczytaną notką twój blog jest coraz fajniejszy. Sama założyłam głupich kilka dni temu i wiesz? Chciałabym, żeby to też mi pomogło jak Tobie i przede wszystkim podziwiam za to że wytrwale go prowadzisz.
OdpowiedzUsuńU mnie jeszcze szata graficzna do wymiany i w ogóle...
Co do filmów to 2 oglądnelam i b. mi sie podobały właśnie "Pojedynek", który miałam okazję obejrzec kilka dni temu i "kochanice..." to już w kinie. Lubię to tematykę i mimo wielu niedociągniec sentyment pozostaje.
Trwaj dalej i pisz dużo notekk - pozdrawiam, Iza vel. Wafel
o kurcze, ja tez mam POJEDYNEK na liscie, ale nie wiedzialam, ze scenariusz napisal Pintet
OdpowiedzUsuńbede ogladac dla Jude Law'a
kocham jego akcent;)